środa, października 16, 2013

Wyszłam za mąż, pasuje?

W ostatanim tygodniu odezwały się do mnie trzy osoby, z którymi raczej nie utrzymuję zażyłych kontaktów. W pierwszych trzech zdaniach dialogu padały kluczowe dla wszystkich trzech konwersacji pytania: wyszłaś za mąż? Masz dzieci? No i zaczęłam się zastanawiać, czy np. powinnam bić się w pierś, zadręczać wyrzutami sumienia, zakuwać w dyby, lub karać chłostą za to, że nie wkroczyłam na ścieżkę przykładnej matki polki?
Rozumiem, że weszłam w ten magiczny okres, kiedy to powinien być jedyny cel kobiety, której stuknęło ćwierć wieku? Damn it!
A może coś mnie ominęło i teraz to taki sposób na "zagajenie rozmowy"? 
No nie rozumiem! 

Wyczuwam podstępnie, że mężczyźni w ten sposób zapewne badają grunt. Czy wolna i wciąż frywolna, czy teren zamknięty i wstęp wzbroniony. Z premedytacją ścinam takie zagrywki. Oczekuję odrobinę większej finezji w działaniu zwiadowczym.
Kobiety może sprawdzają czy wstąpiłam do ich  mniej lub bardziej szczęśliwego kręgu sielskiej i anielskiej idylli matek, żon, praczek i sprzątaczek. Jeżeli nie, to pewnie za długo nie pogadamy. Te szczęśliwe uznają mnie za zbyt wyzwoloną i nie wiedzącą co w życiu jest naprawdę ważne, a te nieszczęśliwe stwierdzą, że moje opowieści, w których nie przewijają się pieluchy, skarpety, pogniecione koszule są zbyt zajebiste, by mogły ich spokojnie słuchać nie zalewając sie przy tym żółcią i nie dostając wścieklizny.

Co jeszcze ciekawsze. Kiedy zirytowana odpowiadam, że mam męża, dziecko, psa w ogrodzie i całą resztę tych rodzinnych atrybutów to pojawia się stwierdzenie: serio? No co ty? Nie wierzę... kolejna dla mnie zagadka - bo niby czemu nie?
Ale kiedy mówię, że ani męża ani dziecka na horyzoncie to co słyszę... Serio? No co ty? Nie wierzę?

To co odpowiadać, by wierzyli? Ani prawda ani kłamstwo dziś już nie zadowala i nie zaspokaja w pełni. Wciąż za mało. I tak źle i tak nie dobrze.

Nie dogodzisz. Więc nawet nie próbuje.