Znajdziemy się w damsko męskim świecie...

Przeczytasz trochę o kobietach, trochę o mężczyznach, o tym co nas łączy i dzieli! Mój punkt widzenia!

Jeżeli coś mnie w ciągu dnia zaciekawi - opiszę to!

Będę opisywać codzienne sytuacje, zwykłe rzeczy, ale z mojego punktu widzenia.

Tematy mody i urody nie będą Ci obce...

Pokażę Ci najnowsze trendy. Dowiesz się co jest modne i na topie w tym sezonie. Zadbam razem z Tobą o naszą urodę, pokażę co możesz robić, by czuć się wspaniale we własnym ciele.

Miej otwarty umysł..

Będę motywować, inspirować i pozytywnie Cię nakręcać każdego dnia. Taki mam plan!

niedziela, czerwca 30, 2013

Dziewczyny świętują urodziny! Cz. II

Nim zdążyłam się obejrzeć już świętujemy kolejne urodziny. Tak się akurat złożyło, że obie najbliższe mi kobiety urodziły się w odstępie niespełna dwóch tygodni po sobie. Czerwiec jest pod tym względem bardzo intensywny i obfity w okazje do celebrowania w gronie najbliższych! 

Podczas przygotowań i wczorajszej imprezy przypomniało mi się jak to było kiedyś, a jak spotykamy się dziś. Czy Wy też widzicie tą różnicę?

Jeszcze kilka lat temu najważniejsze było, by na imprezie urodzinowej na stole stała wódka... dużo wódki i coś do popicia. Może być najbardziej rozwodnione i ohydne oby zdatne do przełknięcia! To było wszystko czego wymagało się od "gospodarza" imprezy. I to było wszystko czego wogóle się oczekiwało! Nikt wtedy nie myślał o jedzeniu! A jak towarzystwo zgłodnialo, to wyjadało to co akurat bylo w lodówce - rodzinnej lodówce, czyt. co mama kupiła i się ostało.

W kolejnych latach na stole oprócz wódki pojawiły się chipsy i paluszki, niekiedy wjeżdżała pizza z Dominium albo z Tele Pizza. Prawdziwy rarytas!

Później, dziewczyny dbały już o to, by oprócz przegryzek w postaci chipsów i paluszków znalazły się np. kanapeczki, do tego jakaś sałatka lub koreczki. Na stole oprócz wódki do wyboru było np wino, a niekiedy whisky. Postęp! U facetów w dalszym ciągu królowala pizza na telefon, ale za to w kieliszku już nie zwykła, najtańsza czysta, ale częściej whisky lub inne wysokogatunkowe alkohole.

A jak to wygląda dziś? Zaraz przeprowadzę Was przez akrobacje, które wykonywałyśmy wczoraj w kuchni, by przygotować najlepsze urodzinowe smakołyki! Najciekawsze przepisy na pewno pojawią się w oddzielnych notkach niebawem na blogu, a póki co krótka fotorelacja! I niech Wam ślinka cieknie...

Lekka sałatka z rukolą, niebieskim serkiem, truskawkami, gruszką 
i pestkami słonecznika. Opcjonalnie można było polać ją 
sosem miodowo-musztardowym. Do wyboru :)
Takiej sałatki jeszcze nie jadłam! Smakuje wyjątkowo, pięknie wygląda
 i jest bardzo syta. Wykonanie to kilka minut. 
Skladniki: makaron ryżowy, pieczarki, kurczak, szczypiorek, 
majonez oraz sól i pieprz dla smaku!
Pasta z makreli. Po co kupować ją w sklepie, kiedy można 
wykonać ją samemu i smakuje jeszcze lepiej. Można doprawiać 
ją na kilka sposobów. My zrobiłyśmy dwie wersje, ale szczegóły 
jej wykonania niebawem na blogu!
Nic więcej nie powiem jak: Pyyyyycha!
Propozycja dania na ciepło: kurczak w żółtym curry. Kolejne szybkie, 
proste danie, które robi wrażenie!
W ramach przekąski: koreczki z pomidorkami sherry, mozzarellą i bazylią. 
Nie można się od nich oderwać!
Pierwsza propozycja deseru, która w naszym wypadku spełniała równiez funkcję tortu urodzinowego! Tarta z truskawkami i serkiem mascarpone. Zniknęła w jedną, krótką chwilę!
Obciążenie w postaci monet zastąpiło nam fasolę lub ryż, 
które zapobiegają podnoszeniu się kruchego ciasta podczas pieczenia ;)
Babeczki sernikowe na spodzie z ciasteczek owsianych, z bananem i kokosową kruszonką to kolejna pozycja w urodzinowym menu.
Talerza owoców nie będę chyba przedstawiać... ;)
Podano do stołu!
W drogę!
Czy Pani zamawiała catering?

piątek, czerwca 28, 2013

Jesteś ładniejsza niż Ci się wydaje!

Myślałam nad tym tematem już od dawna, ale wczoraj, kiedy to w babskim gronie, przy odrobinie (ok, nie była to odrobina) alkoholu, skacząc z tematu na temat wyszło na to, że piękne, wartościowe, inteligentne i pełne charyzmy kobiety postrzegają się zupełnie odwrotnie niż inni wokoło, uznałam, że to dobry moment by zastanowić się głębiej nad tematem. Po pierwsze, nie dostrzegają swoich zalet, masy atutów, a pielęgnują w sobie same negatywne odczucia na swój temat. Po drugie, są wobec siebie bardzo krytyczne i chyba nadto wymagające, a już na pewno ich poczucie wartości jest mocno nadszarpnięte. Tylko dlaczego...?
Moje spostrzeżenia nie są wynikiem tylko wczorajszej rozmowy. Czwartkowe spotkanie było inspiracją i bodźcem, by w końcu nadać myślom kształt i przeobrazić w treść.
Nie pamiętam kiedy poznałam kobietę,  która w 100% wierzyłaby w siebie i miała świadomość swojego piękna i wartości.

Zrobił się bałagan. Pomniejszamy wartość tego co w nas pozytywne, wyolbrzymiamy nasze niedoskonałości, bagatelizujemy np sygnały napływające z otoczenia, wyciągamy mylne wnioski, stosujemy filtr mentalny czyli tzw selektywną uwagę, która polega na nieumiejętności uwzględniania pełnego obrazu w ocenie sytuacji, a skupieniu swojej uwagi na jednym negatywnym aspekcie.* Zapewne jest tego znacznie więcej, ale myślę, że wymieniałam najważniejsze czynniki.

Pamiętaj, że odczucia nie są faktami i nie są rzetelnym obrazem rzeczywistości!

Co ciekawsze przez to, że mechanizm odbierania samego siebie jest u wielu mocno zachwiany i zaburzony, często najwięcej do powiedzenia mają te osoby, które w rzeczywistości powinny zamilknąć, bo z ich ust rzadko kiedy wypływa coś sensownego, ale one uważają się za znawców każdej dziedziny i nie ma dla nich pytań, na które nie znaliby odpowiedzi. Prawdziwi ludzie renesansu! Idąc tym tropem często widzę, że np na mini zdecyduje się dziewczyna z udami jak dwa pale podtrzymujące molo w Sopocie aniżeli naprawdę ta zgrabna. No tak, ona woli workowate spodnie i szeroką bluzę.
Jednym brak pewności siebie, co bywa dla mnie często niezrozumiałe, a za to inni mają jej aż nadto, co wydaje się jeszcze bardziej niepojęte. Wielu przydałoby się odrobinę samokrytyki! 

Dziś trafiłam w sieci na wspaniały eksperyment. Z jednej strony wspaniały, ale z drugiej przygnębiający. Dlaczego? Sami obejrzyjcie! Idealne podsumowanie i puenta do tematu:




* skorzystałam z artykułu Małgorzaty Wudarczyk pt. "Występowanie zniekształceń poznawczych w zależności od typu zaburzenia"

czwartek, czerwca 27, 2013

Uwaga: policję można wyprzedzać!

Uwaga zdradzam sekret...

Policję można wyprzedzać!!!

- o ile pojazd taki nie występuje w charakterze pojazdu uprzywilejowanego (wysyłający sygnały świetlne i dźwiękowe), chociaż obowiązuje to tylko na obszerze zabudowanym, poza nim można wyprzedzić każdego!

Wiem, że ta informacja mogła niektórych zszokować, ściąć z nóg i zaburzyć Waszą dotychczasową percepcję postrzegania rzeczywistości, ale musiałam wyjawić Wam tą prawdę.
Prawdziwie to żenujący widok, kiedy tempem patrolowym przemieszcza się Policja, a wraz z nimi cała reszta baranów. Na bank mają z was niezły ubaw!
Jadę dziś do pracy, przede mną całkiem tłumnie i opieszale jadą auta. Nie dziwi mmnie to w pierwszej chwili, gdyż w końcu nie ma jeszcze 8.00 rano, jest dzień roboczy. Śmigam na lewy pas i przebijam się do przodu, a tam co? Suka policyjna! A za nią co? Sznur aut! Wszyscy jadą potulnie w rządku z prędkością nie przekraczającą 50 km/h. Pojechałam zostawiając towarzystwo w tyle... No wiecie, jakaś adrenalina w życiu musi być, by człowiek wiedział, że żyje! Czasem jeżdżę bez biletu komunikacją miejską, to są dopiero emocje! :D
Informuję, że przeżyłam, nikt mnie nie zatrzymał i nikt mnie nie ścigał z tego powodu na sygnale! Żałuję, że nie miałam jak zrobić zdjęcia, bo w lusterku widok malował się cudny - pusta droga, długo, długo nic ani jednego auta, a potem granatowy radiowóz , a za nim gorączkujący się kierowcy!
Jakiś jeden, może dwóch odważnych dogoniło mnie na światłach po dłuższej chwili. Brawo dla tych panów! Dzielni są! Policja nie dojechała. Podejrzewam, że ku radości wielu, po prostu skręcili gdzieś po drodze! 

wtorek, czerwca 25, 2013

Eat eat eat! Sernik z musem truskawkowym!

W tym tygodniu na blogu będzie sporo w temacie kulinariów. Na początek przedstawiam Wam efekt jednej z nocnych wizyt w kuchni. Dlaczego nocnych? Bo ciasto w efekcie do piekarnika trafiło chwilę przed 24.00!

Przepis jak zwykle zaczerpnięty z mojej ulubionej strony - Kwestia Smaku

Zaczęło się dość niepozornie, bo z dnia poprzedniego zostało mi sporo truskawek, które do jedzenia już się nie nadawały, ale by nie marnować owoców postanowiłam je przetworzyć, ot taki recykling!
Sezonowe owoce powinniśmy wykorzystywać w pełni!

I tak trafiłam na ten przepis.
Zapraszam na sernik ze spodem brownie, dwuwarstwowy, z wierzchu oblany musem truskawkowym.

Przygotowanie i realizacja przepisu jest banalnie prosta.

Czego będziemy potrzebować:

- na pewno powinniśmy przygotować formę tortową o średnicy min 26 cm, starannie wyłożoną papierem do pieczenia

Prace nad wykonaniem samego cista można podzielić na trzy etapy:

I. Mus truskawkowy:
- 400 g truskawek
- 1/4 szklanki cukru
- 2 łyżeczki mąki ziemniaczanej

Truskawki należy pozbawić szypułek, zmiksować, przesypać do garnka i gotować przez ok. 10 min.
Do gotującego się musu dodać cukier. W szklance wymieszać mąkę ziemniaczaną z 2 łyżkami wody i 2-3 łyżkami musu. Całość dodać do gotujących się truskawek. Mus powinien zgęstnieć.
Odstawiamy do ostygnięcia.

II. Spód brownie:
- tabliczka gorzkiej czekolady
- 120 g masła
- 1/2 szklanki cukru trzcinowego
- 2 duże jajka
- 2 łyżki mąki pszennej
- płaska łyżeczka proszku do pieczenia
- 50-70 g zmielonych płatków migdałów

Gorzką czekoladę należy roztopić wraz z masłem w małym garnuszku. Odstawić z ognia, dodać cukier, a gdy masa nie będzie gorąca wbić jajka. wszystko razem wymieszać.

W oddzielnym naczyniu wymieszać mąkę, proszek do pieczenia oraz zmielone migdały. Zmieszać z wcześniej przygotowaną masą czekoladową do uzyskania gładkiej, jednolitej masy.
Wyłożyć na dno tortownicy, rozprowadzić do uzyskania równej powierzchni.
To moment kiedy możemy już rozgrzewać piekarnik do 170 stopni.

III. Masa serowa
- 1 kg zmielonego sera (wykorzystałam President)
- 3 łyżki mąki ziemniaczanej
- 1 niepełna szklanka cukru
- 4 jajka
- 3 łyżki cukru wanilinowego
- tabliczka gorzkiej czekolady
- tabliczka białej czekolady

Ser zmieszać z mąką i cukrem, następnie dodać jajka i cukier wanilinowy. 
Masę podzielić na pół i do każdej z nich dodać wcześniej roztopioną białą i gorzką czekoladę (powinna być ciepła, ale nie gorąca).

Masę z ciemną czekoladą wyłożyć delikatnie na spód brownie, rozprowadzając ją równomiernie po całej formie. Czynność powtórzyć z masą białą. Na wierzchu łyżeczką rozprowadzić mus truskawkowy (można rozprowadzić go równomiernie, lub kręcąc "esy-floresy" i inne wzorki na powierzchni masy).

Pieczemy w piekarniku przez 55 min, aż masa będzie zastygnięta. Po tym czasie wyłączamy piekarnik i pozostawiamy ciasto w zamknięciu jeszcze przez ok. 10 min. Później możemy stopniowo go otwierać. Po całkowitym przestygnięciu polecam włożyć ciasto do lodówki gdzie nabierze jeszcze lepszej konsystencji.

Wszyscy będą zachwyceni. Sernik pięknie wygląda i jeszcze lepiej smakuje. Znika w mgnieniu oka ;)

Smacznego i powodzenia!
Tak się prezentuje kiedy wszystko pójdzie zgodnie z planem :)
Ale ryzyko przy tym przepisie praktycznie nie istnieje!
Tak przepysznie przygotowuje się spód brownie.
Swoją drogą kury, które zniosły te jajka na pewno karmili czymś chemicznym,

 bo wszystkie miały dwa żółtka w środku.
Migdały kupiłam w płatkach, także wymagały zmielenia.







niedziela, czerwca 23, 2013

Where you invite me to dinner? Kraken Rum Bar

Zabierz mnie koniecznie do Kraken Rum Bar przy ul. Poznańskiej 12
To moje nowe odkrycie, wrócę tam na pewno nie raz, by spróbować czegoś więcej.
Miejsce o estetyce portowej knajpy, z szerokim wyborem różnego rodzaju rumu i piw lanych. Bardzo luźne i nieformalne. Idealne na popołudniowe spotkanie w gronie znajomych. 
Coś nowego, innego i bardzo mi to odpowiada. Jestem znudzona oklepanymi daniami w stylu makaronu z Bordo, pizzy z Aioli czy ostatnio bardzo popularnych i wszech obecnych burgerów.
Niebywałą przyjemność mam z kosztowania rzeczy, których nie znam, z poznawania smaków i połączeń, które w mojej głowie nigdy by nie stanęły w parze. A wszystko to w ciekawym miejscu, ukrytym gdzieś w centrum. Tu przypadkowych gości raczej nie ma.

Słysząc propozycję: "może zjemy dziś owoce morza" trochę się przestraszyłam, że będzie to bardzo kosztowny obiad. Zupełnie niepotrzebnie. Obiad w Kraken rum bar to wydatek rzędu 25 pln, co w porównaniu do innych miejsc w centrum Warszawy jest bardzo konkurencyjną i jak najbardziej do zaakceptowania inwestycją. Miłe zaskoczenie! Tym bardziej jeżeli wychodzimy tak usatysfakcjonowani tym, co zjedliśmy :)

Skusiłam się na danie o nazwie, która absolutnie nic mi nie mówiła: sea food beluga (25 pln)
I chociaż przemiły Pan z obsługi wymienił mi składniki wchodzące w skład kompozycji tego dania, obawiam się, że nie jestem w stanie ich powtórzyć. Na pewno była tam czarna soczewica, bataty, przewijał się aromat cynamonu (chyba), no i do wyboru jedno z proponowanych owoców morza: krewetki, kalmary, ośmiorniczki lub mątwy. Wymieniał długo więc zapewne 3/4 to tajemnica, którą będziecie musieli odkryć sami podczas wizyty w Kraken Rum Bar :)

Drugie danie, na które skusił się mój towarzysz to sea food mix (25 pln). Idealny wybór dla tych bardziej niezdecydowanych, którzy chcieliby spróbować wszystkiego po trochu! Podane z dwoma bardzo ciekawymi w smaku sosami i białym pieczywem. 

Wszystko jest ciekawie serwowane, porcje nie są duże, wychodzisz najedzony, a nie przejedzony.

To, co spotęgowało mój entuzjazm i sympatie do tego miejsca, to wystrój. Widać tu konkretny pomysł i konsekwencję. Przyjemna i spójna całość. Żałuję, że nie zrobiłam zdjęcia krzesłom z ogródka. Miałam wrażenie jakby wyciągnął je ktoś po latach z dna morza.

Polecam!





sea food mix
sea food mix
sea food beluga
sea food beluga


sobota, czerwca 22, 2013

Dziewczyny świętują urodziny! Cz. I

Jakie to szczęście urodzić się latem! 
Dzień długi, słońce gorące, na ulice wyszli ludzie, restauracje wystawiły ogródki, wszystko zdrowe, świeże, owocowe, orzeźwiające! W takich okolicznościach wyprawianie urodzin to tylko i wyłącznie przyjemność.

Wszystkiego dobrego Wisienko!



Z niecierpliwością, ale i wielkim zaangażowaniem Wiśnia dzielnie pozowała, by w końcu móc ugasić pragnienie!

Główna część wieczoru odbyła się w ostatnio bardzo modnym i bardzo przez nas lubianym Aioli!



I choć Wiśnia się zarzekała, zapierała rękoma i nogami, że "tylko kieliszek wina" i "jakaś sałatka" to chyba nie muszę mówić, że tym razem ugięła się i odstawiła na bok swoje postanowienia. To uderzenie z gruber rury - Burger Aioli (25,90 pln)!
 Ale w końcu raz w roku ma się urodziny!
Później drinkom się stawiała, ale też bezskutecznie! Porzeczkowa margeritta nie miała sobie równych... 
... choć konkurencję miała silną, bo po przeciwnej stronie stała truskawka i malina!
Warto wspomnieć, że drugą ważną okolicznością do świętowania był fakt, że Monia towarzyszyła nam po raz pierwszy od narodzin Marysi!
Pizza Chorizo (26,90 pln)

Gnocchi z włoskim serem Taleggio i grzybami! (28,90 pln)
Lubię nasze miasto nocą! Dobranoc!

środa, czerwca 19, 2013

Za co by się tu dziś napić...?

Już miałam kłaść się spać, ale jak zwykle wtedy kiedy jestem zmęczona i rozsądnie byłoby zasnąć, by jutro nie straszyć współpracowników zapuchniętymi oczami, to mi przychodzi jakaś bardziej lub mniej złota myśl, która plącze się po głowie i nie da mi spokoju dopóki nie przepuszczę jej przez klawiaturę.

Dziś temat związany z dość przyjemnym zwyczajem... zaczęło się od zwykłych urodzin, a potem myśl goniła kolejną myśl i taki oto nastąpił niespodziewany obrót spraw.

Oprócz przede wszystkim obchodzenia urodzin - fakt, jest co świętować, wszak na świecie pojawiła się tak fantastyczna jednostka jak Ty, no i Ja, mamy jeszcze imieniny, które nijak nie wiem jak wytłumaczyć wartość tego święta... czy to wogóle świętem można  nazwać? Chociaż osoby z dłuższym stażem istnienia podobno wolą świętować tylko imieniny gdyż nie muszą przyznawać się do ilości wiosen, które mają za sobą. Sprytne!

Dziś powodem do świętowania może być dosłownie wszystko
Dla wielu nawet brak okazji jest dobrą okazją do tego by się napić. Mimo wszystko zapewne łatwiej jest zagłuszyć sumienie, gdy jednak możemy porannego kaca zwalić na karb jakiejś kolejnej rocznicy, bardzo ważnej rocznicy oczywiście.

I tak mamy w naszym koszyczku: walentynki, dzień matki, dzień ojca, dzień babci, dzień kobiet, dzień chłopaka, dzień nauczyciela... zapewne dzień kominiarza, dekarza, blacharza, ponadto święto czekolady, dzień gry wstępnej, dzień chodzenia bez stanika, dzień bez auta, dzień...
No i nie zapominajmy o 127 rocznicy założenia firmy Bosch, 102 rocznicy powstania firmy Sharp, 111 rocznicy powstania firmy Harley-Davidson, ach i zapomniałabym o 70 rocznicy rzezi Wołyńskiej! Wymieniać dalej? :)

Na upartego, każdy dzień mógłby być dniem do celebracji, świętowania i zabawy.

Droga Wisienko, w związku z tym, że dziś są Twoje urodziny i wspólnie wznieść toast za Twoje zdrowie nam się nie udało, to ja jutro niestety mam kolejną okazję i piję w związku z obchodami 70 rocznicy pacyfikacji Wsi Wola Zarczycka. Grafik mocno napięty, przepraszam :/


niedziela, czerwca 16, 2013

Lazy weekend!

To był jeden z tych weekendów, które mogłabym powtarzać w nieskończoność!

Cały weekend to prawie 600 zdjęć! Chyba pobijam rekordy!

Szybka foto relacja poniżej! :)
Włoska ciabatta! Chyba mogłaby być bardziej wyrośnięta! 
Ale zrzućmy odpowiedzialność za to niepowodzenie np. 
na niesprawny piekarnik, słabej jakości drożdże lub 
nieodpowiednią mąkę??? Winny zawsze się znajdzie ;) 
A w smaku i tak spoko!
Kolejne miejsce przy ul. Radnej. Odkryte zupełnie przypadkiem,
 przy okazji poprzednio opisywanej wizyty w Veg Deli
Bardzo przyjemne, z niewielkim ogródkiem, klimatycznie. 
Ceny dość wysokie, ale chętnie spróbowałabym czegoś jeszcze z karty ;)
Sok piłyśmy, na ciastka tylko patrzyłyśmy! Solidaryzuje się z Wiśnią i jej restrykcyjnym podejściem do jedzenia! 
Chwila nieuwagi i skubana będzie szczuplejsza ode mnie ;) 
Idzie jak burza!
Niedziela zaowocowała szaloną jazdą na prawdziwie oldschool'owym sprzęcie! 
Rower nie może się równać z żadnym z obecnie modnych egzemplarzy, 
bo ten nieśmiertelny model ma już prawie 25 lat, 
a wciąż zachowuje nienaganną prezencję i co najważniejsze - sprawność! ;)
To była wyprawa! :D Klasyka sama w sobie!
Tylko komary uprzykrzały na tyle skutecznie życie, że nawet teraz 

co chwile wydaje mi się, że któryś mnie kąsa! 


piątek, czerwca 14, 2013

Godzina pichcenia, minuta jedzenia!

Jeżeli czuję zew kulinarny, to nie ma z tym żartów! Nie walczę z tym ani się długo nie zastanawiam tylko korzystam, bo nigdy nie wiadomo kiedy nadejdzie kolejna taka chwila! 
Jeżeli gotuję to tak, by zaspokoić wszystkie zmysły. Musi wspaniale smakować, aromatycznie pachnieć i przede wszystkim wyglądać. Nie gotuję po to, by wrzucić w siebie porcję żarcia i zaspokoić głód na pół dnia byle czym! U mnie to tak nie działa. Jedzenie to celebracja. Potrzebuję czasu i towarzystwa.

Schabowy i kartofle mnie nie bawią i tego nie ma w moim repertuarze. Codzienne garowanie w kuchni, byle tylko coś ukręcić do zjedzenia też nie leży w mojej naturze. Jeżeli ktoś spodziewałby się codziennych domowych obiadków, mocno by się rozczarował. Mimo wszystko kiedy już decyduje się wejść do kuchni, nikt raczej nie narzeka ;).

Zazwyczaj korzystam z mojej ukochanej strony kulinarnych inspiracji - Kwestia Smaku. Od samego patrzenia człowiek robi się głodny i od razu nabiera ochoty, by eksperymentować i wyczarować chociaż w połowie coś tak pięknego ;)

Dziś decyzja była prosta. Wszystkie składniki pod ręką, łubianka dorodnych truskawek na blacie, lekki głód odczuwalny, trochę wolnego czasu... i tak powstały jogurtowe placki z truskawkami. 

Czego będziesz potrzebować:
- 250 g jogurtu naturalnego
- 2 jajka
- 2 łyżki oleju roślinnego
- 2-3 łyżki cukru
- 2 łyżeczki proszku do pieczenia
- 1 i 1/3 szklanki maki pszennej
- szczypta soli
- i oczywiście truskawki :) w głowie mam już także borówki, śliwki... starczy pomysłów na cały sezon!

Jako dodatku możemy użyć cukru pudru, syropu klonowego, śmietany 12% 

Nie będę opisywała przygotowania, bo domyślam się, że każdy doświadczenie mniejsze lub większe w robieniu placków posiada ;)

Z przepisu wychodzi około 15-18 placuszków.
Uwaga, bo znikają dosłownie w chwilę!







Ale to nie wszystko, bo w między czasie w piekarniku piekły się ciabatty z pomidorkami koktajlowymi, oliwkami, czosnkiem i oregano! Pyszności! A jak pachnie w całym domu...




środa, czerwca 12, 2013

Panie Wojtku, czy pomaga Pan miłym dziewczynom...

Jakie ofiary? Czy Fibak kogoś pobił? Czy kogoś zgwałcił? Czy kogoś napadł, okradł... Czy handlował kobietami? Czy czerpał korzyści majątkowe z zarzucanych mu działań? Czy prowadził dom publiczny, agencję... ? Czy cokolwiek się takiego wydarzyło? Nie! Nie widzę tu żadnych ofiar. Nie widzę sensu całej tej "afery" i szumu wokół sprawy Fibaka.

Takich gości, którzy spotykają się z młodymi dziewczynami, a także poznają je ze swoimi bogatymi kolegami jest całe mnóstwo. Ale media nakręcą aferę wokół wszystkiego. 
A niech facet robi co chce, tym bardziej, że zapewne dziewczyny, które spotkał na swojej drodze również tego chciały i doskonale wiedziały o co w tym wszystkim chodzi. A jeżeli z początku nie wiedziały, to zapewne prędzej czy później przejrzały na oczy i mogły podjąć dorosłą decyzję: bawię się dalej lub wycofuję.

Tak naprawdę w naszym "normalnym" świecie również pomagamy sobie niejednokrotnie poznać kogoś: Ktoś jest sam, ja znam kogoś równie samotnego, to może razem wybierzemy się do knajpy, lub imprezę... może sobie przypadną do gustu?! Wtedy nie jest to w żaden sposób bulwersujące ani niestosowne...

Dziewczyny, które są zainteresowane spotkaniami ze starszymi i bogatymi Panami doskonale wiedzą gdzie takich szukać i jak zwrócić na siebie ich uwagę. Nie udawajmy, że tak nie jest. Jak tępą dziewuchą musiałaby być ta, która propozycję pracy dostaje na ulicy lub w klubie od pachnącego Pana w garniturze, a na omówienie szczegółów zaproszona jest do pokoju hotelowego i na koniec jest wielce zdziwiona, że została jej złożona niemoralna propozycja???
Można tylko pozazdrościć Fibakowi, że jako gość, którego aparycja raczej na kolana nie powala, metryka wskazuje, że nie jest już pierwszej młodości w dalszym ciągu może liczyć na towarzystwo pięknych i młodych kobiet. I nawet jeżeli zasobność portfela odgrywa tu główną rolę to co użyje, to jego!

Jak zwykle zaglądamy do łóżka innym, a co to powinno nas obchodzić kto z kim sypia i na jakich zasadach. Dopóki nikomu nie dzieje się krzywda dla mnie nie ma w tym nic zdrożnego i bulwersującego. Zapewne do końca czysty nie jest i wierzę w doniesienia o tym, że "łączył" ze sobą zainteresowane strony. Ale co z tego?

Nie słabość charakteru go zgubiła jak sugerują media - bo każdy zdrowy facet uległby wdziękom pięknej i w dodatku chętnej kobiety - a fakt, że jest znany. Z tej przyczyny stał się idealną pożywką dla mediów. A prowokacja dziennikarska w wykonaniu tygodnika WPROST w mojej opinii - przesadna i niestosowna!
Żródło: se.pl


wtorek, czerwca 11, 2013

Było ostro i było nas troje! (Uwaga! Tylko dla dorosłych!)

Zaczynając pisać ten tekst uśmiecham się sama do siebie, a właściwie do monitora. Dłonie śmigają po klawiaturze jak szalone, a wszystko po to by jak najszybciej zobaczyć statystykę, która wiem na pewno będzie dzisiaj rekordowa, a wszystko dlatego, że każdy z Was może mniej lub bardziej zainteresowany historią, która mogłaby się tu kryć mimo wszystko zajrzy skuszony kontrowersyjnym tytułem. 

Cóż, niektórych zasmucę, a niektórzy odetchną z ulgą, bo żadnego intymnego ani pikantnego wyznania nie będzie. Nie będzie dziś i nie będzie nigdy!!! :D

Prowokacja spowodowana jest brakiem weny na jakikolwiek mogący zainteresować Was tekst, a nie chciałabym byście o mnie zapomnieli :D

Przepraszam, chamka ze mnie. Tak, oszukałam Was! Bądźcie spokojni, drugi raz tego nie zrobię, bo wiem, że już się nie złapiecie :P

Mam Cię!

sobota, czerwca 08, 2013

Beza hitem lata! Królowa deseru!

Najmodniejszym deserem tego lata jest bez wątpienia beza. Widziałam dziesiątki jej odmian. Nie jadłam ani jednej. Na samą myśl o tej słodyczy zaczyna mnie mdlić. Ale przyznaję, że wyglądają pięknie. Także innym pozwolę jeść, a sama tylko popatrzę.

Samo wykonanie bezy nie wydaje się trudne. Podstawa to białko i cukier, a co między warstwy włożymy to już nasza inwencja twórcza. Ubijanie białek na sztywno kojarzy mi się z dzieciństwem, kiedy pomagałam babci w kuchni i zawsze był ten dreszczyk emocji, czy jak odwrócę miskę z ubitą pianą, to czy nie przywita się ona z podłogą. Słyszałam, że do jej wykonania lepiej używać jajek starszych niż świeższych... hmm, ale nie pytajcie dlaczego ;)

Jeżeli też wolicie popatrzeć niż skosztować to zapraszam...


Źródło: www.stylowi.pl
Żródło: www.kwestiasmaku.com
Żródło: www.babeczka.zuzka.pl
Żródło: www.wypiekizpasja.blox.pl
Źródło: www.zpiekarnika.pl


piątek, czerwca 07, 2013

"Wychodzą z cienia podwórkowe wspomnienia..."

Dopiero dziś zwróciłam na to uwagę. Podwórkowa piaskownica, w której lepiłam babki, pączki i kotlety błotne jest dziś wielką donicą. Zamiast gromady uradowanych dzieciaków można popatrzeć na spełnienie ogrodniczych ambicji dozorcy. Kwiatki, krzaczki, łodyżki, drzewka...
Spojrzałam dalej... tam, gdzie kiedyś stała huśtawka, na której odbywały się zawody "skoku w dalo-zwyż", albo "kto szybciej rozbuja się do dechy" dziś nie ma nic. Pusto. Nawet nie wiem kiedy wszystko się pozmieniało, a z powierzchni ziemi zniknęły elementy moich dziecięcych wspomnień.
Zniknął plac zabaw (chociaż to zdecydowane nadużycie z mojej strony) i zniknęły dzieciaki. A może inaczej - zniknęły dzieciaki, to zniknął plac zabaw. Obstawiam tą drugą wersję wydarzeń!

Pytam: WTF? Ale w sumie czemu mnie to dziwi? Kiedyś w lany poniedziałek biegaliśmy z butlami, wiadrami ekipami po 20 osób. To były prawdziwe wojny wodne! Trzy razy wracało się do domu, by zmienić przemoczone ubranie! Dziś w lany poniedziałek nie ma żywej duszy na podwórkach. Dzieciaki wogóle się już w to nie bawią. Domyślam się, że zapewne zamiast latać z pistoletem na wodę, bardziej ekscytujące jest "polatać" z pistoletem na ekranie monitora? I niech się krew leje, niech głowy latają, niech ciała się rozrywają, a ludzie krzyczą! To są dopiero emocje!
Kiedyś śnieżnych bałwanów na podwórku stało conajmniej sześć! W tym roku widziałam jednego, raz :/
To taki mój świat, który zniknął bezpowrotnie. Ciekawe jakie wspomnienie z tego okresu będą miały nasze dzieci...?
Właściwie to mogę się czuć już trochę jak dinozaur. Niby tak niedawno, a jakby minęły lata świetlne.

Gdyby zapytać jakiekolwiek dziecko w wieku mniej więcej podstawówki czy zna jakieś zabawy podwórkowe, to czy wymieniłoby, którąś znaną nam z tego okresu? Obawiam się, że żadna dziewczynka nie kręci dziś na biodrach hula-hop ani nie gra w gumę lub klasy. Chłopcy nie grają w kapsle, króla, policjantów i złodziei. A miejscem spotkań nie jest trzepak. Berek, podchody, gra w zbijaka czy  chowanego...? Czy ktoś jeszcze o tym pamięta? I czemu tu się dziwić, że dzieciaki mają nadwagę, są nadpobudliwe, nerwowe, w większości przemądrzałe i na domiar wszystkiego nawet nie potrafią biegać???!!! Pokolenie wyćwiczonego kciuka!

Kiedyś mamy mówiły: "Posiedziałabyś w domu, a nie latasz jak ten kot z pęcherzem! Sąsiedzi pomyślą, że domu nie masz"
Dziś mówią: "Wyjdź dziecko! Przewietrz się, pobaw z innymi dziećmi. Taka ładna pogoda. Zostaw ten komputer."

A pamiętacie to:
- Oooooobiad !!!!!!
- Mamo, nie! Jeszcze chwilę !!!!

Albo:
- Mamooooo!!!
  Maaaamoooo!!! Rzuuuuć picieeee!!!

Lub:
- Ja pierwszy Cię zabiłem!
- Nie prawda! Ja pierwszy krzyknąłem, że strzelam!
- Ale ja mam bazoookę, a to większy kaliber! :D:D:D

Kurcze! To były zajebiste czasy! Niech gówniarze nam zazdroszczą!


Źródło: www.benc.blog.pl
 Wróciły wspomnienia?

środa, czerwca 05, 2013

Słodka pielęgnacja ciała... body scrub!

To moje pielęgnacyjne uzależnienie. 
W 100% naturalna mikstura, która nie tylko pozwala pozbyć się zbędnego naskórka, ale odpręża, wygładza, natłuszcza i oczyszcza skórę. Peeling działa jak masaż dla naszego ciała, pobudza krążenie i poprawia koloryt skóry. Jest idealną metodą zapobiegawczą dla wrastających włosków po depilacji. Po takiej kuracji nasza skóra chętniej, szybciej i skuteczniej chłonie wszystkie kremy, balsamy i inne kosmetyki pielęgnacyjne. Same zalety! Przy okazji działa na zmysły, bo paleta zapachów jest ogromna. Niektóre, aż chciałoby się jeść!

Peeling zawsze przygotowuję sama w domu. Nie ma potrzeby wydawania dużych sum pieniędzy na drogie kosmetyki, które niskim nakładem finansowym możemy zrobić według naszych preferencji, a działanie jest identyczne. Zmieszanie składników to dosłownie minuta naszej pracy, a za każdym razem kosmetyk może być inny w zależności jakich składników do jego przygotowania użyjemy.

Najczęściej wykonuję peeling cukrowy. Najprostszą wersją jest zmieszanie cukru z żelem pod prysznic, którego używamy podczas codziennej pielęgnacji. Szybko i skutecznie.
Jednak przychodzą takie dni kiedy funduję sobie prawdziwe domowe SPA, mam dla siebie więcej czasu i mogę więcej uwagi poświęcić dopieszczeniu swojego ciała w każdym calu.

Moje dwa ulubione przepisy na peeling:

1. Peeling cukrowy z aromatem cynamonowym
Do jego przygotowania potrzebujemy cukier, oliwkę oraz cynamon. Zapach na skórze utrzymuje się przez wiele godzin.



2. Peeling cukrowy z grejpfrutem.
Do jego przygotowania potrzebujemy cukier, oliwkę oraz sok z 1 grejpfruta. Bardzo orzeźwiający o cudownym świeżym owocowym zapachu .



Peelingi przygotowywane w domu najczęściej robię na bazie cukru, ale niejednokrotnie korzystam z soli morskiej lub zmielonej kawy. Ważne, by kryształki/drobinki ścierające były dostatecznie duże, co zwiększa właściwości peelingujące. Trzeba tylko uważać, by nie podrażnić skóry zbyt silnymi ruchami, ponieważ kryształki cukru są dość ostre. Mimo wszystko delikatne zaczerwienie skóry jest jak najbardziej normalną reakcją. 
Oliwka, która nadaje konsystencję peelingowi może być zwykła dla dzieci lub specjalistyczna, np antycellulitowa, ujędrniająca czy każda inna jakiej tylko dusza, a raczej ciało zapragnie.
Jako fanka oleju arganowego nie mogłabym sobie odmówić przyjemności dodania kilku kropli również w tym przypadku. Możliwości i kombinacji jest całe mnóstwo, ograniczeniem może być w zasadzie tylko nasza wyobraźnia!



Peeling przygotowany w takiej formie może posłużyć również za prezent dla bliskiej nam osoby :)
No to ja mam dwa, którymi mogę kogoś obdarować!