Znajdziemy się w damsko męskim świecie...

Przeczytasz trochę o kobietach, trochę o mężczyznach, o tym co nas łączy i dzieli! Mój punkt widzenia!

Jeżeli coś mnie w ciągu dnia zaciekawi - opiszę to!

Będę opisywać codzienne sytuacje, zwykłe rzeczy, ale z mojego punktu widzenia.

Tematy mody i urody nie będą Ci obce...

Pokażę Ci najnowsze trendy. Dowiesz się co jest modne i na topie w tym sezonie. Zadbam razem z Tobą o naszą urodę, pokażę co możesz robić, by czuć się wspaniale we własnym ciele.

Miej otwarty umysł..

Będę motywować, inspirować i pozytywnie Cię nakręcać każdego dnia. Taki mam plan!

wtorek, kwietnia 30, 2013

Eat eat eat! Krewetki z czosnkiem w śmietanie!

Wolny wieczór i perspektywa leniwego poranka, zmotywowały mnie do kolejnej wizyty w kuchni. Tak jak ostatnim razem (tutaj) na talerzu pojawiły się krewetki, ale w zupełnie innej odsłonie.
Kolacja jest jak zwykle prosta i szybka w przygotowaniu. Innych przepisów się nie dotykam, zbyt mało mam cierpliwości.

Niezbędne nam będą:
- krewetki, niewątpliwie
- czosnek, wg uznania
- masło
- śmietana 18%
- natka pietruszki
- sól i pieprz dla smaku
cytryna opcjonalnie  

Na patelni rozgrzewamy masło,dodajemy czosnek (Uwaga, by go nie przypalić! To grozi katastrofą). Następnie wrzucamy krewetki i przez około 2-3 minuty pozwalamy wygrzewać się im w naczyniu, przejmować wzajemnie aromat i smak. Następnie zalewamy je śmietaną i pozostawiamy na kolejną minutkę, aż całość zgęstnieje. Ostatanim krokiem jest dodanie natki pietruszki. Voila, gotowe!

Podajemy ze świeżą bagietką, a skoro to kolacja to oczywiście z kieliszkiem białego wina... albo nie, jutro przecież wolne! Niech będzie cała butelka! A co tam! :)

Smaczenego!












poniedziałek, kwietnia 29, 2013

Do you know this feeling?

Czy znasz to uczucie, kiedy tracisz nadzieję na coś co miało się wydarzyć, kiedy przez ostatanie tygodnie wylewasz morze żółci, przysparzasz sobie kolejnych zmarszczek od grymasu na twarzy, kiedy złość i wkurzenie przeradza się w zwątpienie, niemoc, aż w rezultacie z bólem godzisz się z zaistniałą sytuacją i nawet udało Ci się w miarę sensownie w głowie wyjaśnić sobie tą porażkę, pech, nieludzki dramat jakiego doświadczasz i nagle zupełnie niespodziewanie dostajesz to, z czego utratą już się pogodziłeś?

Ja od teraz już je znam! I to iście wspaniałe uczucie :) Pysznie smakuje!

Myślę, że smakuje lepiej, niż gdyby nie poprzedzone było tym wszystkim co opisałam powyżej, gdyby wydarzylo się zgodnie z planem, zgodnie z założeniem.





sobota, kwietnia 27, 2013

Any secrets? Certainly not!

Ekshibicjonizm Facebook'owy narasta w tempie zawrotnym!

Czy jest jeszcze coś, czego ściana Twojego Facebook'a nie widziała? No, może nie doszliśmy jeszcze do porno, ale obstawiam, że to kwestia sprawnej cenzury portalu.

Dziś Facebook to prawdopodobnie najbardziej obszerna i najbardziej cenna baza danych. Ma już ponad 1 mld aktywnych użytkowników miesięcznie, a liczba to podobno stale rośnie! Na podstawie ruchów w sieci można stoworzyć bardzo szczegółowy profil każdej osoby! Oprócz podstawowych danych osobowych dzielimy się informacjami dotyczącymi naszej rodziny, tego co lubimy, gdzie aktualnie sie znajdujemy, albo gdzie pojawimy sie w najbliższym czasie, udostepniamy nasz kontakt e-mail i niejednokrotnie telefon komórkowy. Publikujemy całą masę prywatnych zdjęć, zamieszczamy informację o tym z kim aktualnie jesteśmy w związku, gdzie pracujemy, jakie mamy wykształcenie. Raj dla biznesmenów, reklamodawców, złodziei i zboczeńców... hulaj dusza, piekła nie ma!

Czy pamiętasz o jakichkolwiek zasadach bezpieczeństwa?
Ile razy zdarzyło Ci się dodać do grona znajomych osobę, której nawet nie kojarzysz? Albo, którą poznałeś raz, zupełnie przypadkowo, nie wiesz o niej praktycznie nic, a dzielisz się z nią swoim prywatnym życiem?

Czy potrafisz chodź trochę prywatności zachować tylko dla siebie?

Ja wszystko rozumiem, jest mnóstwo sytuacji w życiu, w których czujemy się szczęśliwi i chcemy tym szczęściem dzielić się z innymi. Delikatny ekshibicjonizm dotyczy również mnie. Też czasem lubię wrzucić swoje zdjęcie i poczytać miłe komentarze, a potem zliczyć lajki! - tak, bywam próżna i to przyjemnie łechta moje ego! Mimo wszystko nigdy na mojej tablicy nie zobaczysz mojego pólnagiego tyłka, folderu pod nazwą "100 odsłon sexi dziubka", łzawych wpisów o nieszczęśliwej miłości, złamanym sercu i szeroko pojętym "smuteczku". Nie widzę sensu informowania o tym, że jestem chora, zasmarkana i ogólnie podle się czuję, o tym, że życie jest do bani, ludzie to kurwy, a tak wogóle to zmarła mi matka... Pytam: czego sie spodziewasz po takiej publikacji? Głaskania po główce? Zapewnień, że wszystko będzie dobrze? Mam to lajkować, a może łączyć się w bólu i mówić, że mam gorzej? :/ Jak już publikujesz, to niech to będzie pozytywne! Lubię czerpać optymizm z wpisów innych!
A jak trzymają się Ciebie rozterki emocjonalne, to idź do psychologa, Facebook to nie jest poradnia psychoterapełtyczna!

Lubię spotykać się z ludźmi, ale czasami zastanawiam się po co mam to robić, skoro ich życie nie ma przede mną żadnych tajemnic? 
Wiem wszystko ---> rok temu wzięła ślub (w pałacyku pod Wawą, podjechała pod kościół bryczką, około 150 gości, ładna ona, ładny on) dwa tygodnie temu urodzila zdrowego chłopca (10 punktów w skali Apgara, 3800g, 53 cm), mają małego pieska co zwie się Fikus (nie słucha się, drze kapcie i sika na dywan, ale jest uroczy), domek pod Wawą (nasze urocze gniazdko), ostatanie wakacje spędzili na Rodos... i takich informacji mogę mnożyć bez liku... a wszystko to w setkach zdjęć i niezliczonej liczbie wpisów.

Teraz spotykając dawnych znajomych i pytając co u nich, najczęściej wkrada mi się gdzieś stwierdzenie : "A no tak, widzialam na fejsie!" - cóż, nie zaskoczysz mnie niczym.




Mój sexi dziubek!!!! :)



wtorek, kwietnia 23, 2013

We all love buses! :)

Tytułem wstępu: człowiek istotą społeczną jest. A co za tym idzie? Mianowicie to, że w społeczeństwie, wśród ludzi nauczyć się żyć musi, a przynajmniej powinien. 

Warszawa małym miastem nie jest. Jeśli nie stać Cię na samochód, najprawdopodobniej podróżujesz komunikacją miejską. W autobusach jak jest, każdy wie. A bywa różnie. Nasze zachowania są ściśle określone i dostosowane do danej sytuacji, w której się znajdujemy. Są wspólne dla wielu z nas. Co łączy podróżujących z MZA? 

Czasami odnoszę wrażenie, że przekraczając próg autobusu znajduję się w innym świecie. Świecie ludzi dzikich, nieokrzesanych egoistów, którzy swoje maniery zostawili za drzwiami. To tak jakby ktoś na chwilę postanowił być aspołeczny. Co można zaobserwować:

- wiele osób nie nauczyło się jeszcze, że aby wejść do pojazdu wypadałoby wypuścić wychodzących. Przecież kierowca poczeka na wszystkich. I tak zdążysz.

- nie wiem też czego boją się ludzie będący w środku  autobusu, którzy zamiast wyjść na chwilę, by wypuścić tych, którzy stoją dalej w głębi pojazdu wolą się miotać, ściskać, wciągać brzuchy, ocierać, przepychać, ale nie, z autobusu nie wyjdą! Bo?

- panuje ogólna zasada, że dwa wolne miejsca są lepsze niż dosiadanie się do kogoś. A dosiądź się do kogoś mimo, że mogłeś gdzie indziej usiąść sam to uwierz, że już w myślach tej osoby zostałeś podsumowany.

Kiedy w autobusie robi się tłoczno trzeba znaleźć sposób na to, by Twoje miejsce obok pozostalo jak najdlużej wolne. Można zaobserwować kilka technik:
- unikanie jakiekolwiek kontaktu wzrokowego, totalna olewka, zero, nic - nie ma Ciebie i nie ma nikogo wokół!
- zajmowanie miejsca od strony przejścia z równoczesnym zaczytywaniem się w gazecie, zabawą telefonem i wszystkim innym co sprawi, że będziesz wyglądał na bardzo pochłoniętego i zajętego. Może nikt się nie odezwie z pytaniem, czy możesz się przesunąć.
- odwracanie się w strone okna z wyciągniętymi nogami. Efekt spotęgują słuchawki na uszach i ogólne wrażenie, że nie masz kontaktu z otaczającym Cię autobusowym światem.
- położenie na bocznym siedzeniu torby lub innych przedmiotów z jednoczesnym udawaniem, że nie widzisz zwiększającej się liczby pasażerów, czyli standardowo głowa w okno, gazete lub telefon. No a torebka? No torebka zmęczona jest więc też siedzieć musi. Zajete!
- mężczyźni mają jeszcze jedną technikę. Mianowicie siadają z kolanami  rozłożonymi prawie jak do szpagatu, pokazując jaki to z niego super gość. No przecież na tym kolanku mu nie przycupnę... nieźle to sobie wykombinowali!

Ale są zwycięzcy, którzy o wolną przestrzeń wokoł siebie potrafią zadbać jak nikt inny! 
To bezdomni vel żule vel menele! Tacy potrafią wygospodarować nawet pół autobusu tylko dla siebie i podróżować w prawdziwie królewskim stylu ucinając sobie drzemkę na tylnej kanapie. High life! ;)

Podsumowując, najlepszym sposobem podróżujących jest wpatrywanie się tępo w przestrzeń za oknem i udawanie, że nic wokół nie istnieje. I ta babcia, co torbę z zakupami z pobliskiego bazaru kladzie Ci już prawie na kolanach - nie, ona też nie istnieje!

Pamiętać powinno sie, że mimo wszystko większość wspólpasażerów nie roztacza wokół siebie nieprzyjemnej gamy zapachowej, nie pije i nie jest bezdomna więc można myślę ze spokojem  podzielić się z nimi przestrzenią autobusową.


poniedziałek, kwietnia 22, 2013

Just one step more!!!

"W razie porażki ryzykujesz jedynie rozczarowaniem, nie podejmując próby - skazujesz się automatycznie na klęskę" Bevery Sills

Teraz zadam podstawowe pytanie: Skoro w jednym przypadku masz zarówno 50% na porażkę i 50% na sukces, a w drugim przypadku osiągasz od razu 100% klęskę, dlaczego tak rzadko mimo wszystko decydujemy się na opuszczenie swojej strefy komfortu i stawienie czoła wyzwaniu? 

Najprawdopodobniej lęk przed niepowodzeniem jest tak wielki, że wolimy żyć w nieświadomości, że faktycznie moglibyśmy nie podołać. Zapewne w naszej głowie ułożyliśmy już setki usprawiedliwień dla swojej bierności. 

W sumie nie dziwie się. Też tak mam. 
Czasami jesteś o krok, by "to" zrobić, ale nagle przez Twoje myśli przetacza się całe grono wątpliwości i paraliżującej obawy... a jak coś stracę? Jeżeli moja sytuacja się pogorszy? Jeżeli zostanę wyśmiany? Jeżeli zostanę odrzucony? Jeżeli sobie nie poradzę? Wszystko to prowadzi do zachwiania naszej pewności siebie. Lęk, strach i obawa przejmują kontrolę i wiedz, że być może właśnie w tej chwili straciłeś w życiu coś wspaniałego! Nie podjąłeś próby i nigdy się już jednak tego nie dowiesz! Zastanawiałeś się już kiedyś ile wyjątkowych momentów zdążyłeś stracić przez całe swoje życie, nie realizując swoich celów, pragnień, założeń, marzeń? Bo... no właśnie???

Chrzanić to! Przestań myśleć o smutnych konsekwencjach! Chociaż raz zrób o ten jeden krok więcej, a satysfakcja już z samego podjęcia działania będzie tak silna, że rezultat Twojego wysiłku zejdzie na drugi plan. Jeżeli osiągniesz sukces to świetnie, jeżeli nie... i tak powiesz, że było warto!




niedziela, kwietnia 21, 2013

Nie zapomnij o stopach na wiosnę!

Mam wrażenie, że wiele kobiet traktuje swoje stopy lekceważąco (o facetach nie mówię, bo oni wogóle chyba nie są świadomi ich istnienia), trochę jak by nie do końca były częścią naszego ciała, a bynajmniej nie tak ważną jak cała reszta. Dbamy codziennie o twarz, nawilżamy ciało, pielęgnujemy dłonie i robimy to cały rok. O stopach przypominamy sobie dopiero latem, kiedy okazuje się, że temperatura jest na tyle wysoka by móc swobodnie pozbyć się krytego obuwia. I co wtedy? Na ostatanią chwilę nie doprowadzimy swoich stóp do porządku. Pół roku o nich nie pamiętamy, a teraz chciałybyśmy, by jeden zabieg pielęgnacyjny załatwił wszystko. Niestety tak to nie działa!

Mimo wszystko, nawet jeżeli tak się zdarzyło, że jesienią i zimą byłaś tak zapracowana i zajęta wszystkim co dookoła, że zapomniałaś zadbać o stopy, spróbuj to teraz nadrobić! Nie ma nic gorszego niż piękna, subtelna, zadbana kobieta, która oczarowuje, ale dylko do momentu gdy wzrokiem nie zejdziemy do poziomu ziemi. A tam dramat! Nie będę opisywać wszystkiego tego co niejednokrotnie można zaobserwować! Poczekajcie sami jak zrobi sie cieplej i przeprowadźcie obserwację stóp np. w autobusie! Pochorujecie się od tego widoku!

Pamiętajmy również o tym, że dla wielu mężczyzn stopy są bardzo pociągające i sexi, co sprawia, że często zwracają na nie szczególną uwagę. Wspominałam juz o tym przy okazji tekstu Look what I do for you.

Ponadto stopy zasługują na codzienną pielęgnację nie tylko ze względów estetycznych ale również zdrowotnych.

Kilka podstawowych czynności/zabiegów, które pozwolą Ci bez kompleksów i zażenowania prezentować stopy w sandałkach:

- kąpiel dla stóp: do miski z ciepłą wodą dodaj soli albo olejków, które pomogą odprężyć i ukoić stopy po całym dniu.
- tarka/pumeks/skrobaczka: wybór narzędzia należy do Ciebie. Ważne by pozbyć się nieestetycznego zgrubialego naskórka.
- peeling: przyjemnie wygładzi skórę stóp, a dodatkowo działa jak masaż. Możesz przygotować go w domu sama mieszając np. cukier, płynny miód, cynamon i oliwkę. 
- obcinaczka/pilnik: przy ich pomocy nadamy paznokciom odpowiedni kształt. Dodatkowo patyczkiem usuńmy nadmiar skórek u nasady paznokcia.
- lakier: kolor to już taka wisienka na torcie. Ostatni szlif, muśnięcie, kropka nad i.
- krem: wybierz ten odpowiadający potrzebom Twoich stóp. Na rynku jest ich cała gama, począwszy od nawilżających, regenrujących, o działaniu kojącym i jako antyperspirant. Stosuj codziennie!

Raz w tygodniu dobrze jest użyć odżywczego serum/maski do stóp i stosować kurację na noc. Posmaruj stopy grubszą warstwą, załóż bawelniane skarpetki i idź spać. Rano Twoje stopy będą aksamitne w dotyku i nawilżone.
Zwolennikom naturalnych metod polecam olejek rycynowy, który dostepny jest w każdej aptece - nadaje się do tego zabiegu znakomicie!

Wszystkie czynności są latwe, proste i przyjemne! Do dzieła!








sobota, kwietnia 20, 2013

Go fight Legia!!!

Zawsze dzielnie i z wytrwałością zapierałam się nogami i rękoma, że ja na mecz to nie, że to nie dla mnie. Ludzi mnóstwo, dzikie tłumy, niebezpiecznie i milion innych wymówek! Aż do dziś! W wyniku dość spontanicznej akcji trafiłam na stadion i zachodzę w głowę dlaczego do cholery tak długo zwlekalam i za żadne skarby nie dałam się wcześniej namówić ???!!!

Przyznaję, że w pierwszym odczuciu widząc napierające w stronę stadionu tłumy delikatnie zwątpiłam czy aby na pewno chcę tu być i dopadł mnie niezidentyfikowany niepokój. Ale teraz wiem, że było to wynikiem myślenia stereotypami: drechole, huligani, łobuzy i tym podobne elementy! To co dziś widziałam to pełna kultura! Może też dlatego, że mecz nazwany był "meczem przyjaźni" - ogólna miłość i braterstwo wszystkich kibiców i drużyn!

Kibice na żylecie to istny czad! Jak wydali z siebie pierwsze okrzyki to dreszcze przeszyły mnie takie, że aż czułam na twarzy gęsią skórkę! Emocje  tak mnie roznosiły, że myślałam, że rozsadzi mnie coś od środka!!! Niesamowici są!!! Byłam tak w nich zapatrzona, że przegapilam pierwszy gwizdek i ze zdziwieniem w 3 minucie pytałam: ale oni już grają tak na serio???

Myślę, że dobra połowa samego meczu gdzieś mi umkneła, bo byłam oczarowana tym, co dzieje się na żylecie! Zastanawiam się tylko nad ich podzielnością uwagi... Całe 90 min. bez chwili przerwy dopingowali Legię na maksa, cały czas na stojąco. A to szaliki w górę, a to jakieś tańce, dzikie pląsy i pogo, klaskanie, cały czas obowiązkowo na ustach jakaś przyśpiewka, a nad synchronami sam Piróg pewnie by się rozpływał w zachwycie, a pod sam koniec wystrzelili race - no pełne ręce roboty! Nie mówiąc już o tym, że ostatani kwadrans całego spotkania spędzili pod wielką flagą meczu rozwijaną na ich trybunie! Gol dla naszych, czy dla gości wydawał się nie mieć dla nich znaczenia, bo nieprzerwanie kontynuowali swoje działania, kiedy wokół mnie każdy na swój indywidualny i wysublimowany sposób dawał ujście emocjom ;)

Z jednej strony fajnie byłoby dopingować razem z nimi (oczywiście wcześniej musiałabym zafundować sobie jakieś krótkie szkolenie), ale z drugiej strony wydaje mi się, że w pozostałych sektorach jednak bardziej skupić można się na samej grze zawodników i oddać się spontanicznym reakcjom na jej przebieg (pewnie wszyscy kibice z żylety chętnie by mi teraz przyłożyli czymś ciężkim) ;)

Warto było przekonać się, że mecz oglądany na stadionie to zupełnie coś innego niż ten na ekranie TV. Były plusy i minusy. Na minus na pewno fakt, że dla mnie wszyscy zawodnicy wyglądali jednakowo i jako osoba zielona i niezaznajomiona z tematem nie miałam bladego pojęcia kto jest aktualnie przy piłce. No i bez komentatora też jakoś tak nieswojo. 
Za to wiem, że ze spokojem pozwoliłabym pójść na mecz swojemu dziecku. Pod opieką dorosłych naprawdę nic niebezpiecznego stać się nie może, a grono kibiców zasila masa dzieciaków. Niektóre były tak małe, że wyglądały jakby niedawno pożegnały się z pieluchą.

Mam kartę kibica - będę chodzić! :)





piątek, kwietnia 19, 2013

Eat eat eat! Krewetki w sosie sojowym i chili!

Krewetek w moim życiu długo nie było, ale kiedy już raz pojawiły sie na moim talerzu goszczą regularnie i w różnych odsłonach. Niepozorny skorupiak, a tyle przyjemności. 

Dzisiejsze danie to dosłownie kwadrans przygotowań. Żadnych zawiłych czynności, żadnych trudności, nic skomplikowanego :)

Niezbędne nam będą:
- krewetki (w ilości takiej, by każdy był szczęśliwie najedzony) mrożone lub świeże
- oliwa z oliwek
- czosnek
- sos sojowy
- słodka papryka (z ostra papryką smakuje równie dobrze), a jak jesteśmy wyposażeni w papryczkę chili to tym lepiej

Opcjonalnie na koniec możemy potrzebować natki pietruszki.

A teraz jakie czynności należy wykonać, by ostatecznie móc się rozkoszować pysznym daniem.
Do wcześniej przygotowanej miski wlewamy oliwę z oliwek, dodajemy sosu sojowego, drobno pokrojonej papryczki chili (lub ewentualnie tą w proszku) oraz drobno posiekany czosnek.
Mieszamy, by wszytskie smaki, zapachy i aromaty się wzajemnie przegryzły. Do tak przygotowanej mieszanki dorzucamy nasze krewetki i obtaczamy je z każdej strony w naszej miksturze. Jeżeli jesteśmy bardziej cierpliwi, albo porostu mniej głodni i jesteśmy w stanie chwilę się jeszcze wstrzymać to polecam zostawić krewetki w zalewie przez dłuższą chwilę, by dobrze złapały smak .
Ale jeżeli nie jesteśmy aż tak cierpliwi, a głód nam dokucza to po chwili możemy wykładać krewetki na patelnię, by na delikatnym ogniu przez około 3-4 minuty nabieraly swoich walorów smakowych! Pod sam koniec polecam dodać natkę pietruszki.

Podawać możemy tak jak u mnie z sałatką (różne rodzaje sałaty + wszelkie dodatki wg uznania i upodobań) albo ze świeżą bagietką. A do wszystkiego proponuję kieliszek bialego wina! I pamiętajcie, że krewetki najlepiej smakują gdy je się je palcami ;)

Smacznego!





Natka pietruszki wprost z domowego ogródka!




czwartek, kwietnia 18, 2013

To give or not to give?

Kwestia pozostawienia napiwku niejednokrotnie wywiera na mnie presję (że powinnam) i prowadzi do pewnego rodzaju dyskomfortu (czy nie za mało). Lubię zostawiać napiwki i nie mam z tym problemu, ale tylko w sytuacjach wyjątkowych, kiedy obsługa była naprawdę pomocna, wyjątkowa i troskliwa, a nie wtedy gdy kelner poprostu wykonywał swoja pracę dobrze/poprawnie. Pamiętajmy, że oni nie pracują charytatywnie i dostają wynagrodzenie za wykonywanie swoich obowiązków.

Czuję, że kiedy nie zostawię napiwku postrzegana jestem albo jako osoba niezadowolona z obsługi, albo nie zaznajomiona z podstawowymi zasadami savoir-vivre'a, albo jako osoba bez pieniędzy - i tak źle i tak nie dobrze.

Z drugiej strony nie jest to mój obowiązek, żaden przymus, a jednak jeżeli tego nie robię czuję się źle. Zdarzyło mi się wyjść w ferworze emocji z lokalu i już na zewnątrz przypomnieć sobie, że nie zostawiłam nic ekstra do rachunku. Czasami ta myśl potrafi mnie prześladować cały dzień! Jest mi zwyczajnie glupio! A w sumie niepotrzebnie... A pomyśl o osobach publicznych, np naszych rodzimych gwiazdkach, albo nawet zagranicznych. Oni jak nie zostawią napiwku, albo zostawią za mały (bo przecież wszyscy mniej więcej znamy zasób ich portfela) to nie ominie ich publiczna krytyka, wytknięcie palcami  i ogólne potępienie!

Z drugej strony dlaczego kelnerom należy się napiwek? Przecież dostają swoją wyplatę? Ok, może podstawa nie jest porażająco wysoka, ale każdy może wybrać swoją ścieżkę kariery. Prawda? Pensja pani ekspedientki w osiedlowym warzywniaku również nie jest wysoka, a jej napiwków nie zostawiamy za obsługę. Ona również wita nas z uśmiechem, doradza, niejednokrotnie znosi nasze wybrzydzanie...ba! Czasami to od niej zależy czy trafi nam się potłuczony pomidor lub wczorajsze kajzerki!

Idąc w temat głębiej. Przyjmuje się, że napiwek zostawia się również taksówkarzom, często obsłudze hotelowej, kurierom, jak również fryzjerom, masażystom i kosmetyczkom!!! Zaznaczam, że tym ostatanim nie zostawia się raczej kilku złotych, a bliżej kilkunastu lub kilkudziesięciu. No litości! Po podliczeniu może sie okazać, że w ciągu jednego dnia samych napiwków powinniśmy pozostawić ponad 100 pln, a niech się trafi jeszcze na koniec dnia bezdomny błagający o parę groszy, cyganka z dzieckiem na ramieniu, albo akordeonista w tramwaju to rachunek nam się wydłuża.

Podsumowując, utarlo się, że nagradzamy ludzi w zawodach, z ktorymi klient i uslugodawca są w bezpośrednim kontakcie. Super - niech tak będzie, o ile rzeczywiście jest za co dawać ekstra kasę i o ile faktycznie nas na to stać. Czasami czuję, że jestem pod presją by pozostawić dodatkowe pieniądze kiedy wcale nie czuję żadnej wyjątkowej satysfakcji z obsługi. Czy mój szef nagradza mnie non stop bonusami za dobrze wykonaną pracę ??? Marzenie!!!






poniedziałek, kwietnia 15, 2013

Lazy Sunday!

Niedziela już setki lat temu ustanowiona została dniem światecznym. 
Ja z tradycjami się nie kłócę, a już tym bardziej jeżeli można je celebrować w tak przyjemny sposób. 

Czy jest coś czego mogło zabraknąć w tym dniu? Było pyszne jedzenie, piękna pogoda i grupa fantastycznych osób razem ze mną. Niczego więcej do szczęścia nie trzeba!

Śniadanie w Aioli....




obiad w Town Burger ...

taki burger to mistrzostwo świata! Nigdy więcej shitu z Mc'a !!!
Jak to wyglądało, jak pieknie pachniało, mięsko skwierczało, wszystko świeżutkie, mięciutkie! Co miało być chrupiące to chrupało, co się ciągnąć miało, to się ciągneło... aż zgłodniałam pisząc to ;)!



deser nie pamiętam gdzie, bo proces trawienia burgera rzucił mi się na pamięć i racjonalność postrzegania otoczenia. Deser pochłonęłam z czystego łakomstwa i do dziś nie wierzę, że wogole dałam radę...




jak już wydawało mi się, że pokłady moich możliwości konsumpcyjnych zostały wyczerpane, okazało się jednak, że moja granica jest znacznie dalej niż mi się wcześniej wydawało...

ostanie słowo należało do Karamello
polecam każdemu to miejsce! m.in Espresso 3,50 pln, deser kawowy 6,00 pln
lokalizacja: Chmielna - nie wiem, jak tak tanie miejsce sie tu uchowało!
Mnóstwo słodkości, już upatrzyłam sobie kilka pozycji w menu na kolejny raz ;)





sobota, kwietnia 13, 2013

Be a MEN !!!

Bądź facetem! Prawdziwym! Z krwi i kości! Z charakterem! Jak trzeba to warknij, krzyknij! Wiedz czego chcesz i wiedz jak to zdobyć! Właśnie to nas kręci !!!

Żadna realizująca się w życiu kobieta, wiedząca do czego w nim dąży, znająca swoją wartość, nie będzie chciała w domu mazgaja, rozmemłanego, zagubionego chłopca, który na wszystkie Twoje pytania odpowie; "jak chcesz kochanie", "zależy od Ciebie", "Ty decyduj, wybierz", "skoro tak chcesz"! Matko! Nie!!! Ty zdecyduj! Miej pomysł, wyjdź z inicjatywą, zaplanuj coś! Zaskocz!

Uwierz, że każda kobieta chciałaby czasami usłyszeć tylko jedno hasło: O 19.00 po ciebie będę, bądź gotowa. Koniec!
I o nic więcej się nie martwić. Element zaskoczenia, niewiedzy bedzie nas trzymał w napięciu do samego końca. W międzyczasie obdzwonimy całe grono przyjaciółek podniecając się na samą myśl co się wydarzy wieczorem! Taka prosta rzecz, a ucieszy nie tylko Twoją wybrankę, a jeszcze wianuszek jej koleżanek! Tylko jest jeden warunek! Musisz naprawdę zaplanować ten wieczór. I nie chcodzi mi o żadne niestworzone historie i wymyślne atrakcje! Jeżeli planujesz kino - miej kupione bilety. Jeżeli planujesz kolację - miej wybraną restaurację i zamówiony stolik. Jeśli chcesz romantycznie porwać ją za miasto, to wiedz na którym pomoście usiądziecie podziwiając cały ten zachód słońca! Poprostu bądź przygotowany. To zawsze robi wrażenie.

Ok, kobiety rozpływają się na widok pachnących, wystylizowanych, wymuskanych, wyrzeźbionych niczym Adonis facetów, których widzą na ekranie TV. Zapewne nawet gdyby trafił się taki ewenement na ulicy również w myślach stworzyłybyśmy sobie krótki scenariusz co z takim możnaby zrobić... ale w domu, na codzień wcale takiego faceta nie chcemy! Nie chcemy byś miał w szafie więcej ciuchów od nas, na półce w łazience więcej kosmetyków i flakonów perfum! Nie chcemy byś godzinami muskał każdy kosmyk włosów przed wyjściem! To nie znaczy oczywiście, że masz być zapuszczonym fleją skłóconym z mydłem! Umiar!
Poprostu skoro jesteś facetem to zachowuj się jak facet i wyglądaj jak facet. 
A! Dobre wychowanie zawsze jest w modzie, a przeciętność porywająca nie jest! Przecież kobiety przeciętnej byś nie wybrał, my faceta przeciętnego również nie! 

Pamietaj, że kobiety to płeć piękna, z natury delikatne, słabe, kruche. I chociaż wcale nie jesteśmy słabe to facet słabszy od nas być nie może, ładniejszy też nie powinien!








piątek, kwietnia 12, 2013

MasterChef made by MAKRO :)

Jak się okazało nie każdy dzień w pracy musi być kopią poprzedniego i nie każdy czynić mnie musi więźniem biurka i komputera. Korzystając z zaproszenia jednego z naszych partnerów biznesowych dziś znaleźliśmy się w pełni profesjonalnej kuchni przygotowując nieziemskie potrawy pod okiem prawdziwego mistrza ekwilibrystyki kulinarnej p. Jerzego Pasikowskiego.

Część oficjalna została okrojona do niezbędnego minimum, po którym w pełni profesjonalnych fartuchach zajęliśmy stanowiska za stołem kuchennym. I tutaj cała zabawa się rozpoczęła! :)

Dzisiejszy dzień jest dowodem na to, że spotkania slużbowe wcale takie służbowe być nie muszą oraz potwierdzeniem tezy, że wspólne gotowanie łączy. Śmiechu było co niemiara, co tylko pozytywnie odbiło się na rezultatch kuchennej gimnastyki!

Na przystawkę przygotowaliśmy mus z łososia. Podany z lekką, świeżą sałatką na majonezie. Delicja! Prosta i szybka w przygotowaniu, bardzo elegancka i nieziemsko smaczna!

Kolejno na stole pojawiła się zupa brokułowa z dodatkiem migdałów i niebiskiego sera! Byla tak dobra, że nie zdążylam zrobić zdjęcia, jak już miski były puste.

Jako danie główne podaliśmy pierś kurczaka z ryżem oraz dwoma sosami. Kurczak niby żaden wyczyn, ale nie chodziło o to by się namęczyć, ale by zobaczyć jak łatwe danie w prosty i szybki sposób można urozmaicić. Jeden sos, zupełnie dla mnie innowacyjny, bo wykonany z zielonej sałaty! 

No i to co lubię najbardziej! Po wszystkich kulinarnych wyczynach przyszedł czas na deser. Do wyboru: Panna Cotta z dodatkiem owoców, Crème brûlée oraz mus waniliowy z karmelizowanymi sliwkami polany sosem czekoladowym, a całość posypana orzeszkami.

Po takim obiedzie prawie wytaczali mnie z biura! :)

W kolejnych postach opiszę bliżej jak przygotować wspomnianą przystawkę z łososia oraz sosy do dania głównego!!! :)

Enjoy!









środa, kwietnia 10, 2013

Look what i do for you!

Żyłam sobie spokojnie niewiele myśląc, a już na pewno nie myśląc o Tobie, aż nagle zjawiłeś się w moim życiu nieproszony, rzuciłeś kilka spojrzeń niby mimochodem, potem długo rozmawialiśmy a teraz czuję, że zyć bez Ciebie nie mogę! Takie to było proste, takie niewinne, niby przypadkowe i zupełnie niezaplanowane. Ale Ty dobrze wiedziałeś co robisz! A teraz kiedy masz mnie w garści spójrz jaką ja pracę muszę wykonać każdego dnia dla Ciebie... by wciąż czuć, że Ci sie podobam.

Brzmi trochę znajomo? Na pewno!
Panowie! Doceniajcie od dzisiaj nasze starania, bo chyba nie wierzyliście, że urodziłyśmy się z uwodzicielsko podkręconymi rzęsami, bujnymi lokami i gładkimi nogami? No właśnie...
A jeżeli tak myśleliście to prawdopodobnie Wasz wyidealizowany świat właśnie legł w gruzach :)

Każdy kolejny dzień wiąże się z rytuałami wydobywającymi z nas całe piękno, seksapil i wszelkie inne pokłady wdzięku! A cyklicznie, raz na jakiś czas dorzucamy do puli coś extra! Będę postulować o jakiś dodatek do pensji lub zapomogę, by zrekompensować czas, trud i poświęcenie z jakim dążymy dla Was do perfekcji!

Oczywiście, by nie narazić sie nikomu doskonale wiemy, że w pierwszej kolejności kobieta wykonuje wszystkie te czynności dla siebie, po to by podobać się właśnie sobie. Ale chyba nikt mi nie wmówi, że w drugiej kolejności nie robimy tego dla mężczyzn!?

Nie na darmo wiekszość salonów urody, welness&beauty itp. ma w nazwie Day SPA. A to zapewne dlatego, że aby w pełni wymuskać i dopieścić w każdym calu nasze ciało to na pewno cały dzień z życia jest wyjęty :)

Załóżmy, że jednego dnia chcemy załatwić wszystkie zabiegi, które zazwyczaj wykonujemy w różnych ostepach czasu. Więc tak:

1. Fryzjer - 2h to minimum na farbowanie, strzyżenie i modelowanie. Wiadomo, że zdrowe, lśniące i zadbane włosy to prawdziwy wabik. Każdy facet sie ze mną zgodzi, że to atrybut kobiecości i seksualności.
2. Manicure i pedicure - kolejna 1h do 1,5h. Podobno na stopy patrzy na pierwszej randce co drugi mężczyzna, a jak pogoda nie sprzyja to wtedy obserwuje dłonie. Jak to męskie głowy wymyśliły: zadbane stopy i dłonie to zadbana reszta (wiadomo co jest tą resztą) ciała. Tak więc panowie na podstawie obserwacji naszych stóp potrafią zbudować na nasz temat całą opinię;)
3. Depilacja - załóżmy, że podejście robimy kompleksowe, także nogi, pachy i bikinii - doliczmy 1h
4. Rzęsy - ostatanio  bardzo modne jest doczepianie rzęs metodą 1:1. Wygodne rozwiązanie i efekt bardzo zadowalający. Jeżeli któraś z Pań stosuje, na pewno na uzupełnienie musi przeznaczyc około 1,5h do 2h
5. Masaż - obowiązkowo z peelingiem całego ciała przed! :) - Trzeba pozbyć się jakoś nadmiaru stresu i przy okazji nagrodzić się za cierpliwość i wczesniejszy wysiłek! I tak mija kolejne 1,5h

To była wersja minimum - po podliczeniu spokojnie 8h mamy z główy. Oczywiście jest jeszcze milion różnych innych zabiegów stosowanych wg osobistych preferencji.

Nie zapominajmy oczywiście o trzech w tygodniu wizytach na siłowni, zbilansowanej diecie i ciągłym wypominaniu sobie każdego nadprogramowego pączka. Nie wspominam nawet o codziennym makijażu, bo to jasne i klarowne, że on poprostu był, jest i będzie z nami zawsze!

Pomijając kwestie pielęgnacji i urody, to kiedy wciskamy się w opięte jeansy, z których pośladki  mało co nie wystrzelą, a krew ledwo przepływa przez żyły, do tego zakładamy niebotycznie wysokie szpilki i prężymy biust w sztywnym push-up pod opiętą koszulą, to to oczywiście wogóle ma nie robić na facetach wrażenia. Ani trochę!

Tak, to właśnie kobiety! :)






niedziela, kwietnia 07, 2013

Will you marry me? - NO !!!

Sprowokowana ostatnią dyskusją w gronie samych samców alfa (kazali mi tak o sobie mówić) na temat powodów, dla których mężczyźni nie powinni się żenić postanowiłam odeprzeć ich atak i udowodnić, że dużo większym złem i błędem jest wychodzenie za mąż!

A więc, zacznijmy od początku:

1. Facet to fleja. Fleja i już! Tak mają zakodowane w genach, dostali to w prezencie od matki natury. Daj boże, by myli siebie! Jak już takiego delikwenta przygarniesz to bądź świadoma, że nigdy nie trafi z kubkiem do zmywarki, skarpetkami uścieli całą podłogę, a co będziesz mogła znaleźć w łaziece wolę nie myśleć, a na pewno nie pisać! Ogólnie od teraz ścierka to Twoja kumpelka!
2. Facet owszem pragnie dziecka! Ale jedyny ich wkład w macierzyństwo ogranicza się do udziału w poczęciu! Potem może chwilę pobuja, ucałuje na dobranoc, puści bajkę, dwa razy kopnie piłkę. Nie licz, że pieluchy, karmnienie, nocne wstawanie, sadzanie na nocniku czy oglądanie Teletubisiów odejdzie Ci w udziale. A na domiar wszystkiego na koniec zapewne dowiesz się, że Twoje ciało po ciąży nie jest już tak atrakcyjne i że ogólnie to pewnie zdradza Cię z młodszą.
3. Faceci zawsze oczekują od kobiet więcej niż od siebie. Bo przecież Ty musisz być atrakcyjna, szczupła, inteligentana, zabawna - ogółem niech kumple mu zazdroszczą takiej niuni, ale do tego wiesz, przydałoby się byś w międzyczasie urodzila i wychowała trójkę dzieci, poszła na zakupy, zamieszała w garnku, wstawiła pranie, posprzątała, uprasowała na rano koszulę, a na koniec dnia w ponętnej bieliźnie niczym wygłodniała tygrysica rzuciła się na niego z nieodpartą ochotą na seks!
4. Jeżeli do tej pory mogłaś czasami liczyć na niespodziewane wyjście do kina, kolację w restauracji, lub spontaniczny wypad za miasto... teraz zapomnij! Film ewetualnie obejrzysz na DVD - o ile akurat w TV nie leci jakis super ważny mecz - na kolacje przecież zrobisz kanapki, a wycieczka? To koszta benzyny, korki, czas, a tak wogóle to tam gdzie chcesz jechać przecież nie ma nic ciekawego!
5. Faceci starzeją się o wiele szybciej i owiele szybciej tracą na atrakcyjności. Pamiętaj, że określenie, że facet im starszy tym lepszy tyczy się chyba tylko Georga Clooneya - zejdź na ziemię :) Przeciętny koleś po 40-tce nosi przed sobą brzuch piwny, zaraz zacznie łysieć, jego aktywność życiowa zaczyna się i kończy na przycisku od pilota, no ewentualnie na padzie od Play Station. A co najzabawniejsze? Za każdym razem patrząc w lustro widzi prawdziwego uwodziciela, supermacho!
6. Jeśli liczysz na seks z fajerwerkami to zapomnij. Mizianie, kizianie, smyranie, muskanie, całowanie - te rzeczy nie istnieją! Gra wstępna - nie istnieje! Liczą się tylko rytmiczne ruchy posuwisto zwrotne, które doprowadzą do jego zadowolenia (bo Ty nawet nie zdążysz się rozgrzać)! No chyba, że w ramach urozmaicenia miałabyś ochotę zafundować mu felliatio - on nie będzie protestował ;) A potem faceci się dziwią, że tracimy jakiekolwiek zainteresowanie wspólnymi igraszkami...
7. Mężczyźni mają problem z ustalaniem priorytetów i gospodarowaniem wspólnym budżetem. Nowa pralka jest ci niepotrzebna, odkurzacz wcale aż tak słabo nie ciągnie, zmywarka, jak dobrze przyciśniesz na dole i jednocześnie wciśniesz guzik startu to przecież też działa bez zarzutu... no ale super płaski telewizut LED, LCD, 46 cali, Full HD, 3D z milionem super ważnych, niezastąpionych funkcji bez których nie da się żyć to konieczność !!!

A na koniec, co znalazłam ciekawego buszując po internecie, a będzie trafnym zakonczeniem mojego wywodu: Przeciętnie kobiety żyją dłużej niż mężczyźni. Małżeństwo statystycznie wydluża życie mężczyzn, ale wprost proporcjonalnie skraca życie kobiet :)


Zaznaczam, że od powyższych 7 punktów na pewno są wyjątki :) Jak znajdziecie, łapcie i nie puszczajcie. To gatunek na wymarciu ;)



środa, kwietnia 03, 2013

... be perfect!?

Kobieta idealna... Same sobie zgotowałyśmy ten los!

Weszłam dzisiaj do Empiku i na dłuższą chwilę zatrzymałam się przy prasie kobiecej. Tytułów przede mną zapewne nie skłamię jak powiem, że 100! Nigdy nie zastanawiałam się nad tym zbyt mocno, ale dziś zostałam zasypana, a nawet nie skłamię jak powiem, że przytłoczona dziesiątkami złotych rad, które próbując zebrać w jedną całość mogę określić jako receptę na bycie idealną! Idealną kobietą, idealną kochanką, idealną... Każda okładka to obietnica. Każda okładka to nowy wspaniały "przepis", który odmieni moje życie... jak kusić mową ciała, jak go w sobie rozkochać, jak zdobyć wymarzoną figurę... i tak w nieskończoność! Do tego piękne kolorowe zdjęcia z idealnie gładkimi, promiennymi i pieknymi kobietami - każda oczywiście w wieku poniżej 25, bo nawet jak pokazują krem dla 40+ to Pani na zdjęciu więcej jak 30 lat nie ma.

Co z tego wynika? Dałyśmy się omamić, łyknęłyśmy ten psychologiczny bełkot wylewający się z kolorowej prasy i uwierzyłysmy, że jeżeli nie poznamy wszystkich tych niezawodnych trików to nie będziemy szczęśliwe, a co gorsza nasz facet zapewne za chwilę nas porzuci, a jeżeli go nie mamy to mieć nie będziemy. Bo niby jak? Przecież bez znajomości 10 niezawodnych trików na rozpalenie go w łóżku, 5 trendy gadżetów erotycznych na sezon wiosna 2013, oraz kolejnnych 7 sposobów na brak nudy w związku, nie osiągniesz nic!
Dodatkowo jeżeli nie zastosujesz jeden z 5 propozycji wiosennej diety na pozbycie się nadmiaru tłuszczyku po zimie, to z automatu jesteś na straconej pozycji.

To jeszcze nie wszystko! Jak przejdziesz już przez te dziesiątki kartek i wchloniesz całą mądrość życiową jaką proponuje prasa kobieca przechodzisz dalej i co...czas na chwilę refleksji! Z kolejnych stron dowiesz się np czy on nadal myśli o swojej eks, dlaczego nie dzwoni, czy to co powiedział znaczy to co powiedział czy zupełnie co innego, no i obowiązkowo poprzez analizę prezentu, który niedawno od niego dostałaś dowiesz się jaki ma do ciebie stosunek i czy traktuje Cię poważnie !!! ??? 
To wszystko na wszelki wypadek gdybyś uznała, że jednak za mało w życiu analizujesz, rozmyślasz, mnożysz problemów, zastanawiasz się i rozkładasz wszystko na czynniki pierwsze :)

Co jest w tym wszystkim jeszcze gorsze? To, że ktoś (a nawet jest ich wielu) uważa, że jedyne czego nam potrzeba to ogłupiających tekstów o związkach, seksie, urodzie i diecie! Niewiele jest tytułów tylko dla kobiet, które proponują coś więcej! Czy na prawdę tak niewiele nam trzeba, a kobiety postrzegane są jako tak płytkie?

Dla porównania przeszłam się po dziale z prasą męską. Co widzę? Ok. Jest kilka świerszczyków - wiadomo faceci lubia gołe baby. Jest CKM i Playboy - są również gołe baby, ale jest też tekst! Niejednokrotnie zabawny, trafny, interesujący! Co dalej? Jest piłka nożna, motoryzacja, wędkarstwo, modelarstwo, prasa komputerowa i wiele innych! 
Czyli Panowie mają szersze spektrum wyboru, a głowy nie muszą zaśmiecać receptami na to jak doprowadzić nas do orgazmu w 5 sek. (ok, to akurat by nie bolało ;)). 

Dobrze jeżeli zdajemy sobie sprawę, że większość tych tekstów to po pierwsze płatna reklama i dobrze przemyślane działanie marketingowe, które po przeczytanym tekście o cud herbatce na odchudzanie ma zaprowadzić nas do sklepowej półki, a po drugie jeżeli potraktujemy wszystko z przymróżeniem oka, a nie jako wyrocznię i jedyną najprawdziwszą prawdę życiową.

Udanej lektury! ;)













wtorek, kwietnia 02, 2013

Sekret naturalnego piękna... olej arganowy!

Czas na odsłonę kolejnego sekretu piękna, młodości i dobrego samopoczucia. 
Każda z Was powinna zaopatrzyć się w przez wielu zwany olejem młodości lub płynnym złotem -  olejek arganowy!

Olej arganowy jest najdroższym olejem na świecie, a pozyskuje się go nasion drzewa arganowego, które z kolei jest jednym z najstarszych drzew na ziemi. Już te dwie powyższe informacje przekonują o jego wyjątkowości.

Ale skupmy się na tym co dla nas kobiet najważniejsze. Na jego właściwościach, dobroczynnych właściwościach :)

Co najważniejsze! Olej arganowy zawiera w sobie duże pokłady witaminy E, mającej działanie przeciwzmarszczkowe i spowalniające proces starzenia się skóry. Dodatkowo jest idealnym preparatem nawilżającym. Z pomocą oleju arganowego uporamy się również z trądzikiem młodzieńczym. Wykazuje właściwości wygładzające i ujędrniające. Poprawia elastyczność skóry i wspomaga odnowę komórkową.

Co najważniejsze! Olej arganowy jest w 100% naturalny!

Ale dość już suchej treści! Zaopatrzyłam się w dwa olejki arganowe.

Pierwszego używam tylko do twarzy i stosuję na noc. Wystarczą dosłownie trzy krople, by pokryć równomiernie buzię i dekolt. Jest bardzo wydajny. Powiem jedno - żaden, ale to żaden krem, który do tej pory stosowałam na noc (a było ich naprawde sporo) nie nawilżał tak intensywnie mojej skóry. Skóra nie jest ściągnięta, nie szczypie, długo po przebudzeniu czuć totalny komfort.
Kupiłam go w Starej Mydlarni (w Warszawie sklep znajduje się przy ul. Chmielnej). Jest dodatkowo wzbogacony o witaminę C, która rozjaśnia, wzmacnia naskórek i zmniejsza przebarwienia. Butelczka zawiera bardzo wygodną pipetkę, dzięki której aplikowanie olejku jest bardzo wygodne. Cena 33 zł za 30 ml

Drugiemu olejkowi znalazlam znacznie szersze zastosowanie! :D
- wcieram go w skórę głowy oraz w końcówki włosów. Dzięki tym zabiegom włosy są znacznie mocniejsze i lśniące, końcówki znacznie mniej się rozdwajają i nie wyglądają na przesuszone. Widać efekty dosłownie po kilku zastosowaniach.
- stosuję go do pielęgnacji paznokci. Codzienne wcieranie olejku zapobiega łamliwości i kruchości paznokci (przyznam, że jeszcze czekam na efekty). Przy okazji pielęgnuję skórki wokół nich, także 2w1 ;)
- dodaję zawsze kilka kropli do oliwki, z której korzystam podczas masażu bańką chińską. Wszystko ku zwiększeniu jędrności, elastyczności i ogólnemu pięknu :)!!! Ponadto świetnie nawilża skórę zwłaszcza po zimie kiedy jest ona naprawdę przesuszona, a miejscami nawet szorstka.
Olejek, który stosuję do wcześniej wymienionych zabiegów można kupić w każdej aptece. Mój jest firmy Etja i jeśli pamięć mnie nie myli kosztował 28 zł za 50 ml.

Jako prawdziwa już maniaczka i fanka oleju arganowego gdybym była w posiadaniu wanny, na pewno nie odmówiłabym sobie kilku kropli do kąpieli, a gdybym była matką małego niemowlęcia napewno również zastosowałabym go przy pielęgnacji ciała dzidziusia zabezpieczając je np. przed odparzeniami :D

Póki co na opinię w kwestii dwóch powyższych mogę tylko czekać od Was ;)



poniedziałek, kwietnia 01, 2013

Trial week - See you soon dear Fb

Już dawno temu zauważyłam niepokojące uzależnienie od Facebooka. Denerwowalo mnie to, że zaglądam na niego kilkukrotnie w ciągu dnia. Wiedziałam, że nic, absolutnie nic ciekawego się tam nie dzieje, a mimo wszystko pokusa była tak wielka...!

Kilka dni temu pisałam o wpływie interenetu i technologii na nasze życie, nasze relacje z innymi. Możesz przeczytać wspomniany tekst TUTAJ. 
Nie chcę, by moja jedyna aktywność życiowa sprowadzała sie do klikania myszką więc dzisiejszy dzień jest pierwszym z trwającego siedem dni odwyku od Facebook'a!!! Za siedem dni opiszę jak było, czy było ciężko, co się zmieniło, czy wogóle coś się zmieniło... 

Powiem jedno! Minęły okolo cztery godziny i jest ok. Zdążyłam zrobić trening z Ewą Chodakowską (polecam maksymalnie!!!), wsunąć obiad i wyszykować się do wyjścia. Może entuzjazm jest póki co mylny, ale zobaczymy.

Po udanym eksperymencie rozważam usunięcie na stałę swojego konta Fb i pozostać być może jedynie przy FUN PAGE bloga :)

Kciuków nie musicie trzymać, bo dam radę! ;)