Znajdziemy się w damsko męskim świecie...

Przeczytasz trochę o kobietach, trochę o mężczyznach, o tym co nas łączy i dzieli! Mój punkt widzenia!

Jeżeli coś mnie w ciągu dnia zaciekawi - opiszę to!

Będę opisywać codzienne sytuacje, zwykłe rzeczy, ale z mojego punktu widzenia.

Tematy mody i urody nie będą Ci obce...

Pokażę Ci najnowsze trendy. Dowiesz się co jest modne i na topie w tym sezonie. Zadbam razem z Tobą o naszą urodę, pokażę co możesz robić, by czuć się wspaniale we własnym ciele.

Miej otwarty umysł..

Będę motywować, inspirować i pozytywnie Cię nakręcać każdego dnia. Taki mam plan!

sobota, listopada 22, 2014

Opowiadanie. Bez happy endu.

Śliczna. Aniołek. Od dziecka tak o niej mówili.
Już w przedszkolu chłopcy zabiegali o jej uwagę. Jedni ciągnęli za włosy, a inni skradali całusy na przedszkolnym korytarzu.
W szkole podstawowej zawsze miała grono adoratorów w starszych klasach. W walentynki dostawała najwięcej kartek i liścików z wyznaniem miłości. W dzień kobiet zawsze dumnie wracała do domu z bukiecikiem tulipanów w dłoni. Miłe, ale nie robiło na niej żadnego wrażenia. Ona za wszelką cenę chciała biegać od chłopców szybciej i lepiej grać w kosza. Była ambitna i zawzięta więc zawsze osiągała swój cel. Mogła być ich najlepszym kumplem, tylko, że oni już wtedy widzieli w niej tyłek i cycki. Cycki, których wcale jeszcze wtedy nie miała.
W liceum rozkwitła. To chyba wtedy dopiero zaczęła tak naprawdę doceniać zainteresowanie chłopców. Umiała kokietować, delikatnie uwodzić. Nigdy nie była jednak nachalna. Skradała kolejne męskie serca swoim dziewczęcym wdziękiem i subtelnością.
Zachowywała dystans. Może to właśnie tak kręciło płeć przeciwną? Podkochiwała się w tamtym czasie w kilku chłopcach i czerpała niezrównaną przyjemność z przebywania z nimi. Niestety, gdy ów obiekt zaczynał jednoznacznie okazywać swoje zainteresowanie - wycofywała się szybko i bez zbędnych tłumaczeń. Lubiła zdobywać i to było najbardziej fascynujące w relacjach damsko-męskich na tamten czas. Kiedy osiągnęła kolejny cel, nie potrafiła się długo nim cieszyć. Jej zainteresowanie nim znikało jak bańka mydlana. 
To nie była kwestia wyrafinowania, raczej niedojrzałości. Niedojrzałości, do której miała zupełne prawo, bo przecież była nastolatką. 

Na studiach głównie podkochiwała się w wykładowcach. Imponowała jej ich dojrzałość i inteligencja. Bezpieczny obiekt do lokowania uczuć... bo nigdy się o nim niedowie, a wyobraźnia potrafi tworzyć bajeczne scenariusze.

Pierwszy raz zakochała się chyba dopiero w pracy. To był jej szef. Dyrektor. Dla niej to był kolejny bezpieczny port, bo morale miały dla niej ogromną wartość.
Cały jej bezpieczny plan runął kiedy on zaczął zabiegać o jej względy. Kierownik. A ona przecież podrzędna asystentka. To takie banalne: dyrektor i głupiutka asystenteczka. Odrzucała go długo tłumacząc się zasadami. Trwało to miesiącami. Tak długo, że było już za późno gdy zadecydowała, że jednak warto. Leczenie z tej niespełnionej miłości można liczyć w latach.

Niespodziewanie pojawiło się lekarstwo. Ukoiło ból, który w sekundę odszedł w zapomnienie. Dopiero teraz wpadła w tą "nastoletnią, szaleńczą miłość" - umówmy się, nastolatką już wtedy nie była. Pochłonęło ją do reszty. Straciła głowę...
Różowe okulary dość szybko spadły z jej nosa i zakończyły sielankę pozostawiając ją w morzu łez i niezliczoną ilością pytań, na które nigdy nie dostała odpowiedzi. 

Zaczęli pojawiać się kolejni mężczyźni, ale nigdy żaden z nich nie stał się dla niej już nikim tak wyjątkowym. Pojawiały się zauroczenia, chwilowe wzloty, ale szybko mijały.
Pochłonęła ją praca i robienie kariery. Długie wieczory spędzone przed komputerem, pracujące weekendy, służbowe telefony, częste wyjazdy. Ambicja i dążenie do perfekcji, które ujawniły się u niej już jako małej dziewczynki nigdy nie dały o sobie zapomnieć. Czuła, że chce być dobra, najlepsza. I dążyła do tego konsekwentnie zaliczając kolejne awanse.

Mężczyźni zawsze byli na drugim miejscu. Jako dodatek. Rozrywka na piątkowy wieczór. Wielu nie wytrzymywało i odchodziło wyrzucając jej, że nie jest zdolna do miłości i stworzenia jakiejkolwiek relacji. Ona była niewzruszona. Czuła, że ma jeszcze czas.

Spotkałam ją dziś. Elegancka starsza pani. Wieczory spędza sama. Przechadza się po domu z kieliszkiem wina nie mając do kogo otworzyć ust.








niedziela, lipca 27, 2014

Facet dupek

Facet dupek to przykre zjawisko. Przykre, ale niestety istnieje i jest to całkiem liczebna populacja.
Facet dupek może mieć wiele zalet. Może być inteligentny, zabawny, momentami szarmancki nawet uwodzicielski, ale mimo całego tego dobra pod skórą kryje dupka, który przysłania wszystko co ewentualnie dobre. 

Facet dupek to zło. Bo w facetach dupkach najczęściej się zakochujemy, często z nimi żyjemy, mieszkamy i - o zgrozo - rodzimy im dzieci!

Facet dupek przy dłuższym poznaniu okazuje się totalnym egoistą. Poza czubkiem własnego nosa i zaspokojeniem własnej przyjemności niewiele więcej dostrzega wokoło. Nawet kiedy robi coś wydawałoby się tylko dla Ciebie, to tak naprawdę robi to dla siebie. To tzw szykowanie gruntu. Jeżeli dziś wiezie Cię do mamusi przez pół miasta i nawet nie piśnie, że korki, że strata czasu, pieniędzy, że mecz właśnie jest w TV i co tam jeszcze to w najbliższą sobotę będzie Ci to wypominał, prosząc byś odebrała go z męskiej imprezy w nocy. Standard.

Facet dupek to mistrz manipulacji. Nawet nie wiesz jak się na niego złościć, bo potrafi tak odkręcić kota ogonem, że w pewnym momencie nie będziesz wiedziała o co się wkurzasz i robisz awanturę, a w kolejnym etapie wtajemniczenia weźmiesz winę na siebie i sama zaczniesz przepraszać. Mistrz!

Facet dupek jak nabroi to udaje, że nie nabroił. Jest milusiński, słodki i rozbrajający. Tak milusiński, że idzie zwymiotować od ilości głasków. Albo przyjmuje strategię: tego nie było. Zagaduje, podpytuje, planuje wieczór i robi wszystko, by ustabilizować sytuację i uciec od problemu. Facet dupek nie zna słowa przepraszam.

Facet dupek unika zobowiązań i zaangażowania. Unika również poważnych rozmów i trudnych tematów. Kiedy próbujesz, któryś z nich poruszyć zazwyczaj słyszysz: "Oj, Kotek! Co Ci po tej główce chodzi znowu. Chodź, przytul się i cieszmy się chwilą! Jest tak miło."
- Tiaaa...!

Skąd się wziął facet dupek? Ano wziął się od kobiety... miękkiej, dobrej, uległej, zakochanej! Fuck!
Kobieta faceta rozpuściła, a potem wypuściła w świat i tak oto ewoluował i musimy na takiego tracić czas i energię.



piątek, lipca 04, 2014

Lekcja uwodzenia - Kobiety nie lubią pytań

Wydawało mi się to dość oczywiste, ale jednak nie jest -  nie do końca i nie dla wszystkich.

Wiosna, lato i okres wakacyjny to idealny moment na wakacyjny romans, a może i zakochanie. Stroszymy piórka i wychodzimy na łowy. Oczywiście to takie niepisane łowy, bo przecież nikt nie szuka i każdy takie trywialne sprawy jak miłość ma w pompie. Aha. Ale ostrość i pole widzenia każdy ma jakby zwiększone.

Nie ważne. Ważne jest to, jak do sprawy podejść, by tego nie spartaczyć. Wydawać by się mogło, że skoro doszło do pierwszego spotkania to jest już nieźle. Jeżeli niewiasta później odpisuje na sms-y i odbiera telefon to zbliżasz się kawalerze do drugiej bazy. Brawo!

Chcesz kolejnego spotkania? Rozegraj to po męsku. Najgorsze co można usłyszeć od faceta to:
- Czy mógłbym zaproponować Ci kolejne spotkanie?
- Czy mógłbym zaproponować Ci kolację/kino?
Stary! Jak ja mam to czytać? Czy to już propozycja, czy jak? W takim tonie proponować możesz wszystko, nawet laskę pod palmą na rondzie de Gaulle'a.
Kobieta oczekuje konkretów, miejsca, daty i godziny. Proste. 

Jeżeli właśnie prasujesz koszulę na kolejne spotkanie to jestem bliska, by składać ci pisemne powinszowanie.

Przejdźmy do sedna. Jeżeli w planie macie lunch lub kolację nie pytaj jej na co ma ochotę, lub gdzie chce zjeść. Tak, tobie wydaje się, że jesteś uprzejmy i tym gestem szanujesz jej zdanie, a prawda jest taka, że kobieta rzadko kiedy wie co chce zjeść, a już na pewno nie wie gdzie.
Podsumowanie: nie pytaj - zawieź i posadź! Będzie się jej podobało.

Teraz sprawa najważniejsza. Pożegnanie. 
Najgorsze co można usłyszeć po udanym wieczorze, to:
- Czy mogę Cię pocałować? czasami stosowane w wersji bez pytajnika:
- Chciałbym Cię pocałować... - tu zawieszenie głosu i oczekiwanie..............
WTF? To już nie mieści się w ramach zasad dobrego wychowania... Nie ma. Zapomnij. Jeżeli chcesz ją pocałować... całuj! Nie pytaj! Całuj!

Jeżeli definitywnie planujesz się pogrążyć, na koniec jeszcze dwa dobijające pytania:
- Czy się jeszcze spotkamy?
- Czy mogę zadzwonić?

- NIE! ... i skasuj mój numer!

on na pewno o nic nie pytał


środa, czerwca 18, 2014

Nie chcę, ale i tak wstanę i zrobię... kiedyś

Weszłam do domu włócząc prawie nosem po podłodze. Zmęczona i może nawet trochę nie w sosie... ale to drugie muszę jeszcze zweryfikować. Jeszcze butów nie zdjęłam, a już komputer posmyrałam po touchpadzie, by zaliczyć stały rytuał: fejs, poczta, fejs. Wszystko to trwa 10 sekund, bo na fejsie od dawna wieje nudą, a na pocztę dostaję tylko SPAM.
Chciałoby się położyć i nic nie robić. Ale nie. Widzę te talerze na stole i te szklanki w zlewie i chociaż wmawiam sobie, że wcale nie muszę ich teraz sprzątnąć, że mogą tam jeszcze trochę postać to kiepsko mi idzie przekonywanie samej siebie. Im dłużej patrzę, tym więcej widzę. O! Lekko przyschnięte zielone badyle w doniczkach. No nie! Ale z drugiej strony przekąpać ich aż sześć to się zejdzie z 10 minut. Długo. Za długo jak na mój obecny stan. Czas mija, a mi się co raz bardziej nie chce.

Co robić? Rozsądnie byłoby wstać, ogarnąć wszystko i mieć z głowy. W sumie nie więcej jak kwadrans roboty. Szybko i po bólu. Ale ciało ani drgnie, nic się nie słucha.

Matko, jeszcze żelazko stoi do schowania i trzy bluzki rozrzucone podczas porannego szału kompletowania garderoby! Nie zdzierżę...

...ale się nie położę, ale też nie wstanę i nie ogarnę.
Pójdę do sklepu, a może po powrocie coś się zmieni i mi się zachce bardziej.



Siedzę...


i cholera widzę!

sobota, czerwca 14, 2014

Ognia trzeba pilnować

Lubię te chwile tuż po tym jak poznaję nową osobę. Jest fascynacja, może nawet zauroczenie, a wszystko to okraszone niepewnością. Niepewnością, do czego to wszystko prowadzi i co z tego wyjdzie. Jest dreszczyk, są motyle, jest dobrze!

Są urocze wymiany SMS trwające do rana. Niespodziewane telefony, by tylko powiedzieć ci krótkie dzień dobry o poranku. Co bardziej romantyczni i pomysłowi zostawiają karteczki w Twoich ubraniach, albo przesyłają graficzne wiadomości on-line. Pojawiają się niespodziewanie tylko po to, by skraść Twój pocałunek i odjechać. Pomysłów na spędzenie wspólnie czasu zawsze mają bez liku i każda ciekawsza od poprzedniej.
Budzisz się i zasypiasz z uśmiechem na ustach, a nawet najbardziej irytujące sytuacje dnia codziennego nie są w stanie wyprowadzić cię z równowagi.

Czas błogo mija, a ty czujesz się bezpiecznie w tej relacji. Kiedy tylko zdążysz sobie pomyśleć, że trafiłaś na ideał, mężczyznę swojego życia, nagle węzeł delikatnie zaczyna się luzować i coś zaczyna zgrzytać. Facet jakby miał mniej czasu, mniej pomysłów, jego kreatywność i energia jakby zostały uśpione i wyciszone. Pojawia się mniej chęci, mniej romantyzmu i tej opiekuńczości, którą tak cię ujął? Czyżby poczuł, że już ma Cię w garści?

Królewicz na białym koniu nagle traci po woli w twoich oczach i konia i koronę, którą nosił.

Dlaczego? Bo ognia trzeba pilnować. Pielęgnować. Doglądać. Codziennie. Z tą myślą zasypiać i budzić się, a w ciągu dnia choćby drobiazgiem podsycać. Tak, by nie zgasł.



niedziela, maja 18, 2014

Lecim na Szczecin!

Szczecin. Miasto, do którego gdybym nie musiała to nigdy bym się prawdopodobnie nie wybrała. Na szczęście nadarzyła się wspaniała okoliczność, by połączyć obowiązki z przyjemnością. Z blisko 30 lokalizacji, które mogłam wybrać na wyjazd służbowy, zdecydowałam się na miejsce najmniej oczywiste i najdalsze. Witamy w Szczecinie.

Godzina lotu i jestem 600 km od domu. Już wiem, że to miasto najtańszych taksówek - każda przejażdżka to rachunek na 7-12 zł. Za każdym razem miałam wyrzuty sumienia, że fatyguję kierowców byle kursem. Chociaż jak uzbierać większy rachunek, gdy na dzień dobry licznik wskazuje 3 zł, a nie warszawskie 8 zł!
Drugie spostrzeżenie to niezliczona ilość Żabek - te sklepy to plaga, wysyp. Nie ma możliwości, by obracając się wokół własnej osi nie dostrzec choćby jednej.

Jest zielono. Bardzo. Jest spokojnie. Czas jakby płynął mi tu wolniej. Mimo tego, że nie jestem tu na wakacjach a w pracy, to czuję, że odpoczywam. Miasto zwiedzam głównie z buta, dlatego po drugim dniu mam takie zakwasy, że rano ciężko mi ustać z bólu na nogach. Lubię ten ból. Nagle człowiek orientuje się, że mimo iż wydaje mu się, że codziennie ćwiczy i robi coś dla ciała, to jest to wciąż za mało.

A, i co jeszcze... ja tu ciągle chodzę głodna. To chyba to powietrze. Jesz i jesz i wciąż ci mało. A jak się najesz, to chwilę pochodzisz i łapie cię ssanie nie do opanowania. Złapałam cykl dwugodzinny. Jak niemowlę. A może to dlatego, że rano czuć w powietrzu czekoladą? Hm?

Kupiłam gazetę i przeczytałam całą. Ostatnie, które nabyłam potrafiły przeleżeć kilka dni nietknięte. Później przestałam je kupować. Siedziałam godzinę nad Odrą i gapiłam się w wodę. Potem gapiłam się na ulicę. Potem w drzewa. Nie robiłam przy tym nic. 
Malowałam paznokcie co drugi dzień. Miałam na to czas. Poznawałam ludzi. Sporo. Ale o tym w innym poście, bo jak się okazało podróżowanie w samotności nie ma nic wspólnego z byciem rzeczywiście samym ;-)

Okazało się nawet, że klimat mi służy, bo odmłodniałam. Naprawiłam zerwany ponad miesiąc temu łańcuszek z 50% zniżką, bo facet wziął mnie za studentkę. Postanowiłam nie wyprowadzać go z błędu, a po dłuższej rozmowie chciał mnie zatrudnić jako hostessę! Cudowne miasto - praca chodzi za tobą, a nie ty za pracą!



Kiedy w stolicy doczekamy się podobnie zagospodarowanego wybrzeża...
Miodzio.

MIX


środa, maja 14, 2014

Czasy się zmieniają, kobiety też zaliczają

Dziwię się, że wciąż jeszcze powstają artykuły, w których pisze się o kobiecej seksualności w tonie, który nawołuje nas do wyzwolenia, dążenia do porzucenia jakiegoś wstydu, do swobodnego podejścia do naszych pragnień i tym podobne eksklamacje. WTF? Czy faktycznie tak jest, że kobiety wciąż wierzą w te bzdury, że seks służy tylko zaspokajaniu potrzeb mężczyzn, płodzeniu potomstwa, że masturbacja jest fe, a wibrator to diabelskie urządzenie? Mam wrażenie, że już od dawna mamy pełną świadomość co z czym się je i co do czego służy oraz w jaki sposób czerpać i dostarczać sobie przyjemności. Jesteśmy wolne, żyjemy w nowoczesnym świecie i świetnie sobie ze wszystkim radzimy. Kto zatem wymyśla te treści?

Nie tylko mężczyzna ma prawo wykonać telefon do kobiety, by umówić się na niezobowiązującą randkę ze śniadaniem. W spisie naszych kontaktów zawsze znajdzie się pozycja, pod którą kryje się miły kolega, który chętnie wpadnie wieczorem zaproszony na lampkę wina. Dobrze się z nim rozmawia, ale jeszcze lepiej gdy rozmawiać nie trzeba. Po wszystkim on wychodzi i możecie tygodniami się nie odzywać do siebie bez wyrzutów sumienia... a potem znowu sięgasz po słuchawkę.

Rano zadzwoniła do mnie koleżanka, już pierwsze jej słowa zdradziły pewną ekscytację w głosie. Nie pomyliłam się. Właśnie wyszła od mężczyzny po wspólnie spędzonej nocy. Faceta poznała kilka godzin wcześniej. Zaiskrzyło i wylądowali wspólnie w pościeli. Zareagowałam entuzjastycznie, chociaż ona była trochę zmieszana, bo o poranku uaktywniły się wątpliwości i wyrzuty sumienia. Dlaczego? Spytałam czy było fajnie - było. Czy facet był dobry - był. Zabezpieczyliście się? Tak. To nad czym się zastanawiać? Jesteś dorosła? Tak. Miałaś na to ochotę? Tak. To skąd u licha te wątpliwości? No nie wiem. To jak nie wiesz, to się ich pozbądź. OK. Jak powiedziała, tak też uczyniła. Uff.

Potem jeszcze raz coś cicho przebąknęła, że chyba wyszła na łatwą. Ty? A dlaczego nie on, zasugerowałam. Pomogło.


piątek, maja 09, 2014

Prawie uśmierciłam swoje dziecko!

Codziennie chciałam tu wrócić. Siadałam wieczorem z drinkiem, siadałam rano z kawą w dłoni i zastanawiałam się co napisać. Brałam prysznic, jechałam autem, siedziałam w pracy, byłam na zakupach i podczas każdej z tych czynności myślałam o blogu, który pozostawiłam. Zastanawiałam się, co do cholery się stało, że motywacja spadła, tematy się ulotniły, a każdy kolejny pomysł na wpis wydawał się nie dość dobry. Do dziś tego nie wiem, ale nie mam już czasu, by dłużej się nad tym zastanawiać. Wracam. 








sobota, kwietnia 05, 2014

W łóżku z jego byłą...

Ostatnio wpadła do mnie kumpela i od progu zaczęła opowiadać, że jakaś Grażynka zamieściła w sieci zdjęcia z jakiejś sesji i jak się okazuje jest zajebistą laską i do tego ma firmę, która co raz lepiej radzi sobie na rynku. Czekaj, czekaj! Kim do cholery jest Grażynka??? Jak się okazało to jego była! 
Potem opowiada mi ze szczegółami jak wygląda, w jakich miejscach się bawi, gdzie była na wakacjach i nawet których znajomych mają wspólnych. Obłęd!

Majka (moja przyjaciółka) z Witkiem spotykają się od kilku miesięcy, ale ona do ich związku zaprosiła jeszcze Grażynkę i tak żyją sobie w trójkącie. Ok, facet ją kochał, tworzyli udany związek, może nawet mieli wspólne plany na przyszłość... i tak Twój facet prawdy Ci nigdy nie powie, bo kobiety są na tyle durne, by później roztrząsać wszystko miesiącami, a nawet latami porównując się do ów byłej. 
Ważne, że jest z Tobą i że nie daje Ci powodów do tego, byś o byłą miała być zazdrosna, lub miała czuć się niepewnie w związku z jego uczuciem. No chyba, że jest inaczej?

Majka opowiadała, że znalazła w jego łazience krem do rąk i myśląc, że to jego powiedziała, że zupełnym przypadkiem ma jej ulubiony kosmetyk. Okazało się, że to owszem jest ulubiony kosmetyk, ale Grażynki! Od tamtego momentu już nigdy Majka nie kupiła tego kremu!

Podobnych sytuacji miała wiele. Jak zapraszał ją do restauracji zastanawiała się czy to ta sama, którą odwiedzali z Grażynką. Jak dostawała od niego prezenty również przechodziło jej przez myśl czy nie obdarowuje jej podobnymi rzeczami. Jak raz dostała od niego trzy suche badyle na dzień kobiet to myślała, czy swojej byłej nie fundował przypadkiem pięknych bukietów róż? I tak jest ze wszystkim...

Jednak największy problem ma z łóżkiem. Pierwsza wspólna noc u niego, a Majka zamiast skupić się na przyjemnościach myślała o tym, że jeszcze nie dawno baraszkowała tu Grażynka!

Teraz mają razem zamieszkać i Majka nie wie jak poradzi sobie ze świadomością, że ona była tu pierwsza. Spała w tym łóżku, brała prysznic w tej łazience i gotowała w tej samej kuchni.

Prawda jest taka, że każdy w życiu kogoś kochał, najprawdopodobniej z kimś przed nami był. Każdy czegoś się obawia i każdy ma zarówno jakieś lęki jak i pragnienia.

Moja rada, to po pierwsze porzucić szpiegostwo, a druga to na wspólny start wymienić łóżko. Kupcie nowe, które będzie tylko Wasze i przynajmniej w nim na pewno nie będziesz spała w oparach byłej!


(fot.: http://karlmannlegur.tumblr.com/)


(fot.: http://sunflowers-andsunsets.tumblr.com)

(* imiona oczywiście zmyślone:))







niedziela, marca 16, 2014

Ameryka musi być piękna

Produkcje amerykańskie mnie zachwycają. USA kreuje naprawdę fantastyczny świat, w którym chciałabym się znaleźć.

Życie byłoby praktycznie idealne:
- pasta do zębów nigdy nie spływałaby mi na brodę i nie musiałabym po myciu płukać ust. Przetarłabym tylko twarz ręcznikiem, a resztę chyba... połknęła, przynajmniej tak wynika z obrazu.
- o poranku namiętnie całowałabym swojego partnera. Zawsze budziłabym się ze świeżym oddechem, czysta, świeża i napalona.
- wieczory z przyjaciółkami spędzałabym na wojnach na poduszki, nakładając maseczki z ogórków siedząc przy komedii romantycznej i malując paznokcie. Zawsze mamy na sobie wtedy tylko bieliznę lub jakieś zwiewne koszulki.
- z zakupów wracałabym z dziesiątkami nowych ciuchów, obwieszona papierowymi torbami luksusowych marek
- z gracją i wrodzonym wdziękiem biegałabym w szpilkach bez cienia zagrożenia upadkiem czy choćby zadyszką
- w godzinach pracy załatwiałabym fryzjera, siłownię, lunch z przyjaciółkami, a co miesiąc na konto wpływałabym mi pokaźna sumka, za którą mogłabym utrzymać mój wielki apartament i serwować sobie wszystkie te codzienne rozrywki
- chodziłabym po domu w szpilkach i obcisłej sukience. Oczywiście nie mówię o sytuacji kiedy np. przyjmuję gości. Mam na myśli raczej moment kiedy najzwyczajniej jestem w domu. Nie! Przecież ja nigdy nie bywałabym w domu tak po prostu, bez celu. Moje życie zawsze wypełnione byłoby po brzegi.
- płakałabym tylko jedną, powolnie spływającą łzą po policzku. Nigdy nie rozmazałby mi się makijaż, a oczy nie zrobiłyby się czerwone. Otarłabym ją jednym ruchem, odwróciła się w stronę rozmówcy i udawała, że ta chwila słabości nigdy nie miała miejsca.
- nie sikałabym, nie mówiąc już o dłuższych czynnościach
- gotowałabym i dziwnym zbiegiem okoliczności nigdy nie miałabym później zmywania w kuchni
- za wszystko zawsze płaciłabym gotówką, a do tego nie zaglądając do portfela zawsze wyjmowałabym sumę, którą muszę akurat zapłacić
- papierosy paliłabym tylko po seksie, lub w sytuacji stresowej. W żadnym innym momencie na palenie nie miałabym ochoty.
- taksówkę łapałabym w pierwszych 5 sekundach jak tylko pojawiłaby się myśl, że jej potrzebuję
- wszyscy mężczyźni wokół mnie byliby wysocy i przystojni
- randka pod gołym niebem zawsze odbywałaby się podczas pełni księżyca
- wszystkie kłótnie z partnerem kończyłyby się natychmiast namiętnym pocałunkiem i figlami w łóżku
- nie wspominam już o pełnym makijażu po przebudzeniu i pięknie ułożonych włosach. Nawet jak zasnęłabym w makijażu to rano obudziłabym się wygnieciona i rozczochrana. Swoją drogą moja cera na pewno nie wyglądałaby tak nieskazitelnie gdybym nie robiła wieczornego demakijażu.

Zachwycające, czyż nie? Zapomniałam o czymś?





wtorek, marca 11, 2014

Gdzie ona jest? Odeszła. Czy wróci?

Byłam przekonana, że kiedy zamieszkam sama, ogarnę swoją przestrzeń i będę miała tyle spokoju ile zapragnę, to wpisy na blogu zaczną być bardziej systematyczne i uporządkowane. Nie mogłam mylić się bardziej. Porządek i harmonia, która mnie otacza zdusiła wenę. Po prostu odeszła. Pojawia się czasami, ale w najmniej oczekiwanym momencie. Zazwyczaj w takich chwilach kiedy nie mam możliwości, by zapisać daną myśl. Obiecuję sobie wtedy, że na pewno ją zapamiętam i zanotuję jak tylko znajdę odpowiednią chwilę. Bzdura. Nigdy nie udało mi się donosić weny.

Cierpliwości, ona wróci. Na pewno. Kiedyś...

fot.: ryjbuk.pl

sobota, marca 01, 2014

Agito - więcej u Was nie kupię!

Moi Drodzy!
Dziś nietypowy wpis, ale mam nadzieję, że przeczytacie go uważnie i puścicie dalej ku przestrodze innym.

Jeżeli śledzicie mnie od jakiegoś czasu, to wiecie, że skończyłam etap urządzania mieszkania i szczęśliwie przeprowadziłam się na swoje. Opisywałam Wam wszystko ze szczegółami, dzieląc się i tym co fascynujące, ciekawe i wyjątkowe, jak również tymi mniej przyjemnymi aspektami.

Chciałabym powiedzieć, że cały proces mam już za sobą i mogę cieszyć się samodzielnym mieszkaniem, ale niestety, to zapewne wspaniałe uczucie przyćmił jeden fakt, a dokładnie jedna bardzo nieudana transakcja. 

Kupiłam w firmie Agito (www.agito.pl) sprzęt AGD na łączną kwotę ponad 2600 pln (piekarnik i lodówkę). Firma z ponad 10 letnim doświadczeniem na rynku, która na swojej stronie chwali się certyfikatami "solidna firma" oraz wieloma wyróżnieniami, które mają wywołać w potencjalnym kliencie poczucie bezpieczeństwa przy zawieraniu transakcji niestety w moich oczach rysuje się jako mało przyjazny klientowi partner.

Oba dostarczone sprzęty przyszły do mnie uszkodzone, z czego piekarnik nie nadaje się w ogóle do użytku (w drobny mak zbita szyba drzwiczek). Po trwającym 2 tygodnie procesie reklamacyjnym dostałam odpowiedź negatywną i Agito umyło ręce od sprawy, sugerując dochodzenia swoich spraw w firmie przewozowej DHL. 

Umowę zakupu podpisałam z firmą Agito, a nie z firmą przewozową DHL i to chyba naturalne, że z firmą Agito staram się wyjaśnić sporną kwestię. Firmie Agito powinno zależeć, by usługi, które świadczy ich podwykonawca były czynione z należytą starannością i na najwyższym poziomie. Jak widać, tak nie jest. Zarówno firma DHL, jak i Agito są ubezpieczone od tego typu wydarzeń, ale oczywiście odpowiedzialność najłatwiej zrzucić na klienta. 

Pewnie! Kasy mam jak lodu i mogę puścić jej trochę w eter!

Przyznaję, przesyłkę odebrałam bez zastrzeżeń, a szkody zauważyłam 4 dni później podczas próby instalowania sprzętu w mieszkaniu. Mimo wszystko ciężko sądzić, że najpierw zbiłam szybę piekarnika, a później prawdopodobnie ze złości zadałam trzy krótkie ciosy lodówce!!!???

Na tym etapie raczą rozżalonych klientów suchymi formułkami na zasadzie "kopiuj" i "wklej", które są odpowiedzią na każdą moją wiadomość bez względu na jej treść. Być może pracownicy mają problem z czytaniem ze zrozumieniem? 

W obecnych czasach silnej konkurencji i walki o każdego klienta uważam, że takie traktowanie konsumenta nie działa na korzyść firmy Agito. Zaufanie klienta zdobywa się przez lata, ale bardzo łatwo je bezpowrotnie stracić. 

Ja już wiem, że żadnej kolejnej transakcji nie przeprowadzę z firmą Agito.

Ku przestrodze!
Kiedy kurier dostarcza Wam cokolwiek do domu, otwierajcie przy nim przesyłkę. Nie wystarczy spojrzeć pobieżnie na karton. Wyjmijcie zakupioną rzecz i obejrzyjcie ją dokładnie, by nie być stratnym takich pieniędzy jak ja!

Dziś już minęły ponad 3 tygodnie od kiedy mój piekarnik zamiast służyć mi dzielnie podczas kuchennych zmagań, tarasuje mi przejście. Dziękuję Agito!

*Będę informować Was na bieżąco o postępach w tej sprawie. Jak wiecie lubię pisać i jestem cierpliwa, także zamieszczę opis tego wydarzenia w każdym możliwym miejscu w sieci, by jak najwięcej osób przestrzec przed podobną sytuacją.

Gdyby ktoś był zainteresowany, chętnie udostępnię całą wymianę korespondencji z firmą Agito.

fot.: agito.pl


środa, lutego 26, 2014

Mieszkanie solo. Jak to wygląda?

Generalnie super. Wszystko ma swoje miejsce i nie zmienia go pod moją nieobecność. Latam sobie z gołym tyłkiem pomiędzy łazienką, zagłuszając myśli głośną muzyką - czego chcieć więcej? Jest wszystko. Po dwóch latach odwyku mam też telewizor i odkrywam na nową jego uzależniające właściwości. 

Co dziwne na wyposażeniu znalazły się rzeczy, których nigdy nie potrzebowałam, nie kupowałam i nie myślałam nawet o tym by chcieć je mieć. Świeczki, ramki, kolorowe doniczki, wzorzyste poduchy, pledy - dziś odkrywam ich urok i ten etap wyposażania mieszkania podobał mi się najbardziej.

Tylko ciężko uzbierać całą pralkę np czerwonych ciuchów. Bo przecież ja mam tylko jedną sukienkę w tym kolorze i jakieś drobiazgi z kategorii bieliźnianej. Tak, mogłabym nastawić program na 1/2 prania, ale wtedy pralka podczas wirowania tak mi skacze, że o mało z szafki nie wyskoczy! Raz próbowałam i sporo energii mnie to kosztowało.

Podobnie mam ze zmywaniem. Coś zjem, napiję się i co dalej? Musiałabym tydzień czekać i kolekcjonować naczynia, by móc odpalić zmywarkę. Najczęściej kończy się tak, że wkładam do niej coś, a za chwilę wyjmuję i zmywam w zlewie. Ale po gościach zmywa się super ;)

Idąc dalej tym tropem, zajrzyjmy do lodówki. Do sklepu głodna już nie wchodzę, bo później nadmiar zakupów wyrzucam. Nie przyjmuję również wałówek od rodziców, bo już dwa słoiki zupy powitały się z kontenerem, a pierogi z duszą na ramieniu jadłam po tym, jak 5 dni leżały oczekując na swój czas w lodówce. Wędlinę kupuję na plasterki, a i to czasami jest zbyt wiele. Szkoda, że chleba nie można kupować na kromki...

Gotowanie obiadu dla jednej osoby, hmm ... póki co kończy się zawsze przejedzeniem, bo ciężko jest przygotować jedną porcję, a trzy dni wsuwać tego samego raczej nie będę.

Wszystko to sprowadza się do jednego - warto zainwestować we współlokatora ;)









niedziela, lutego 23, 2014

Jak się mieszka "na swoim"? Pierwsze wrażenia!

Na samym początku chciałabym Was bardzo przeprosić za dość długą nieobecność na blogu. Widzę, że odwiedzacie stronę, a ja nic dla Was nowego nie przygotowałam już ponad tydzień! Teraz się wstydzę...

... a teraz przejdźmy do sedna!

W mieszkaniu od samego wejścia pachnie nowością. Ponad 90% wyposażenia jest nowa. To niewątpliwie fajne uczucie, które ma jak się okazuje także swoje minusy. Jakie? A takie, że każda rysa mnie drażni, każdy włos, pyłek kurzu. Każde niedociągnięcie.
A przecież kanapa w końcu się wygniecie od siedzenia, biały ręcznik się zbrudzi, na armaturze zostaną ślady po kroplach wody, a na szafce ślady palców. Mogłabym wymieniać w nieskończoność. 
Rozpakowując swoje rzeczy, które przewiozłam z poprzedniego mieszkania stwierdziłam, że nawet stare, sprane dżinsy źle się prezentują w nowej, pachnącej szafie. Miałam ochotę je wyrzucić, by nie zakłócały mi odbioru. Wszystkie buty zanim znalazły miejsce na półce zostały wypastowane i wyszorowane. 

Jestem w fazie totalnego przewrażliwienia i na dywan póki co nie wejdę nawet w kapciach! Pod ręką mam zawsze zapas ręczników papierowych, płyn do drewna, płyn do szyb, płyn przeciw osiadaniu kurzu i osobny płyn do płyty indukcyjnej. Jest też oczywiście cała gama podstawowych, standardowych środków czystości. Mam tego więcej niż kosmetyków. Samych rodzai ścierek mam pięć! Pojawiły się u mnie produkty, o których używaniu nigdy nawet nie myślałam. Np. Calgon do ochrony pralki. Ile osób tego tak naprawdę używa?

Siedzę na kanapie i widzę, że książka nie trzyma symetrii z pozostałymi. Nie usiedzę dopóki nie wstanę i nie poprawię. 
Tak póki co mieszkam. Ciekawe kiedy wyluzuję. Na chwilę obecną nie jestem w stanie funkcjonować inaczej. Ład i porządek to moja schiza!







piątek, lutego 14, 2014

Urodzinowy finisz!

Kilka tygodni temu wpadłam na pomysł, co napisać w urodzinowym poście. Zapisałam szybko tą myśl, bo jak wiadomo myśl bywa ulotna. Miało brzmieć mniej więcej tak: Nie lubię urodzin. Przypominają mi o tym, że jestem nie tam, gdzie chciałam być.

Dziś, w dniu moich urodzin nie zgadzam się z powyższym zdaniem. Uwielbiam dzisiejszy dzień. Owszem, kiedyś myślałam, że moje życie będzie wyglądało zupełnie inaczej. Zaplanowałam je w najdrobniejszym szczególe. Wszystko było poukładane i spasowane w piękną kompozycję. Nie sprawdziło się, ale za to mam coś zupełnie innego i jest to równie fascynujące.

Kiedy około dwóch lat temu pomyślałam o kupnie własnego mieszkania nie wierzyłam, że jest to realne. Bałam się wypowiedzieć tą myśl głośno, by nie usłyszeć komentarzy typu: ale jak? Za co? To nierealne! Zapomnij!

Nie usłyszałam ich. I maszyna ruszyła.

Niesamowite jest to, że kiedyś nieosiągalną myślą wydawał mi się zakup laptopa. Kupiłam go. Kolejnym marzeniem była profesjonalna lustrzanka. Po pewnym czasie również i ją kupiłam. Później zapragnęłam wydawałoby się najbardziej nierealnego. Chcę mieć swoje mieszkanie. I dziś właśnie się w nim obudziłam. To uświadomiło mi jedną podstawową rzecz: chcieć to móc i nie ma rzeczy niemożliwych! Komunał? Tak, ale ilu z nas nie wierzy?! Wielu!

A ja na swoim przykładzie już to wiem! Bo warto. I warto mieć wokół siebie takie osoby, jakie szczęście mam posiadać ja. Pchają w górę, nigdy w dół!

Mogę odhaczyć kolejne zrealizowane przedsięwzięcie i wyznaczyć sobie następne! Bezcenny moment!









poniedziałek, lutego 03, 2014

Lekcja I - słodka idiotka drzemie w każdej z nas! Warto czasem ją odnaleźć.

Mężczyźni są coraz mniej męscy, a z moich obserwacji wynika, że doskonale radzimy sobie bez nich. Nawet orgazmy przeżywamy lepsze bez ich udziału.

Współczesna kobieta jest zaradna, pewna siebie, osiąga sukces i panuje nad swoim życiem. Radzi sobie w każdej sytuacji i nie boi się wyzwań. I to jest wspaniałe! Jest silna i niezależna. Ale jest też sprytna i przebiegła, a do tego wszystkiego ma jeszcze mężczyznę, którego matka natura zesłała byśmy miały z niego pożytek. A skoro go mamy, to nie musimy zawsze być takie niezależne i silne, a czasami możemy skorzystać z naszej umiejętności trzepotania rzęsami i zamienić się w kruchą, słodką idiotkę, która bez silnego męskiego ramienia w życiu sobie nie poradzi...!

By nie odzierać naszych wspaniałych panów z resztek męskości, pozwólmy im czasami napiąć muskuły i zatargać nasze siatki na trzecie piętro. Niech później dumni i wyprostowani chodzą do samego zmroku. W końcu niemal uratowali z ciężkiej opresji kruchą istotę. Przecież te torby mogły nas skrzywdzić,  trwale uszkodzić, ba może nawet zabić!

Coś przecieka? Coś się zapchało, zatkało? Nawet nie myśl o tym, by zakasać rękawy i tarzać się po podłodze w poszukiwaniu przyczyny usterki. To brudna i śmierdząca robota, od której my powinnyśmy trzymać się jak najdalej. Stań z boku i patrz - powinno się zaraz samo naprawić!

Coś co trzeba wnieść, przesunąć? Wiem, że sama byś sobie poradziła, ale pytanie po co? Nie ma nic bardziej męskiego niż możliwość napięcia swoich mięśni i pokazania siły, która w nich drzemie. Oni są do tego stworzeni, by przesuwać szafy, nosić worki, pudła no i ciebie! Nie odbieraj mu jedynego pola, w którym może jeszcze zabłysnąć. Ty przecież jesteś taka delikatna i nieporadna.

Znalazłaś nieproszonego gościa w domu? Pająk? Prusak? Inwazja mrówek? Kochanie, daj mu zwalczyć tego przeraźliwego potwora. Pozwól mu poczuć się jak bohater ratujący swoją królewnę z opresji. To przecież takie obrzydliwe, wstrętne i wielkie, a on takim zdecydowanym, silnym ruchem je unicestwił!

Plus tej damsko męskiej zabawy jest taki, że Twój mężczyzna jest dowartościowany, jego ego zostało odpowiednio mocno połechtane, i prężyć się może jak paw, a Ty dostałaś to czego chciałaś, przy czym ani Twoja fryzura ani manikiur pozostały nienaruszone. Bingo!



niedziela, lutego 02, 2014

Trudne rozstanie...

Był moim pierwszym. Długo na niego czekałam, często myśląc, że nigdy mi się nie przytrafi. Okazało się, że nie był wcale aż tak nieosiągalny i niedostępny. Przeżyliśmy wspólnie ponad 6 lat. Razem się uczyliśmy za dnia, a wieczorami oglądaliśmy wspólnie filmy. Zjeździliśmy pół Polski i kawałek Europy. Można powiedzieć, że prawie w ogóle się nie rozstawaliśmy.  Był powiernikiem moich największych sekretów. Wiedział dosłownie wszystko i zawsze tą wiedzę zatrzymywał tylko dla siebie.

Dobrze nam było razem, właściwie nigdy mnie nie zawiódł. Nigdy niczego nie komplikował ani nie utrudniał. Pozwalał mi na nieograniczony kontakt z przyjaciółmi. Nie miał pretensji gdy czasami zaniedbywałam go przez kilka dni lub wyjeżdżałam gdzieś, zostawiając go samego. Nie był zazdrosny, marudny ani nawet odrobinę nudny. Nie wymagał więcej niż delikatnego dotyku przed zaśnięciem.

Akceptował muzykę, której słucham, nieustanne buszowanie po sklepach i długie plotki z koleżankami. Wspólnie się uczyliśmy, planowaliśmy podróże, bywało, że śmialiśmy się nieustannie! Był nieocenionym pomocnikiem w załatwianiu wszelkich spraw.

A teraz ja okazuję swoją niewdzięczność. Zostawiam go dla innego.
To prawda, że ostatnio trochę wolniej trybił i czasami zawieszał się na dłuższą chwilę przy bardziej skomplikowanych czynnościach, ale wciąż jest w stanie mi służyć. Tylko warczy niesamowicie głośno, że w nocy spać nie można, a w kulminacyjnych chwilach nawet dźwięk z głośników zagłusza. Trochę mi szkoda tej wspólnej przeszłości, ale...

... ten nowy ma taką piękną linię, jest smukły i zgrabny. Leciutki, czuły na dotyk i reaguje w zawrotnym tempie. Rozdziewiczanie go daje ogromną satysfakcję. Z każdą minutą odkrywam jego nowe możliwości, chociaż początki mieliśmy trudne. Czuję, że połączy nas coś wyjątkowego!

To nowa, świeża i ekscytująca znajomość.

Żegnaj HP i witaj HP :)





środa, stycznia 29, 2014

Co gorsze? Być obojętnym, czy natrętnym?

W kwestii emocji i uczuć lubimy popadać w skrajność.

Rozmawiałam z koleżanką, która w euforii opowiadała o swojej nowej sympatii. Ciacho, chodzący ideał. Wysoki, inteligentny, z poczuciem humoru, ma pasje. Opisywała go z takim podnieceniem, tyloma detalami i przejęciem w głosie, że o mały włos sama się w nim nie zakochałam. 

Skończyła i cisza...

- No i? - pytam
- No nic. Tyle.
- Ale co dalej? Rozmawiacie, spotykacie się, będzie coś z tego?
- No coś Ty!!! Ja mu nawet w oczy nie patrzę jak go mijam! - odpowiedziała z odczuwalnym oburzeniem.

No tak. Najlepiej śnić sobie o takim po nocach, wzdychać do jego zdjęcia i czekać jak się chłopak domyśli, że ta oschła, wyniosła baba, która wpadła mu w oko, też zupełnie przypadkiem na niego leci!

Drążę temat dalej:

- a nie możesz do niego zagadać?
- chyba oszalałaś! Jeszcze pomyśli, że na niego lecę! 

... wiele by się nie pomylił - ale to już tylko dodałam sobie w myślach.

Potem zgdałam się z kolejną znajomą. Ta, od tygodnia wydzwania do faceta, którego poznała u znajomych na imprezie. Zdobyła jego numer, ale on po krótkiej wymianie korespondencji, przestał się odzywać. Zaznaczam, że nie minęła jeszcze doba od kiedy on tak ostentacyjnie milczy! Zostawiła mu w międzyczasie wiadomość na fejsie i raz nagrała się na pocztę. Teraz zastanawia się, czy nie podpytać wspólnych znajomych, czy nie stała mu się krzywda, czy nie zgubił telefonu, a jeżeli nie, to o co chodzi??? Ułożyła kilka zgrabnych wymówek dla niego, ale może on najzwyczajniej w świecie udusił się właśnie jej oddechem, bo nie dała mu chwili wytchnienia ani odrobiny przestrzeni?
- szkoda, że nie postanowiła czatować pod jego drzwiami, by z miną srającej kotki oczekiwać wyjaśnień tej ignorancji!

Prawdopodobne, że żadnej z nich się nie uda. Jedna nie robi nic, a druga aż za wiele.


wtorek, stycznia 21, 2014

Urządzam mieszkanie - cz. V - zawodowo wydaję kasę

Dopiero teraz zaczynam odczuwać jak wielką frajdą jest wydawanie kasy i robienie zakupów.
Umówmy sie, że wiedziałam to już od dawna, ale to co przeżywam teraz to orgazmiczne doznanie.
Tak, nigdy nie sądziłam, że kupno tostera lub czajnika da mi taka radochę, ale tak jest. Poprostu czuję, że jestem w swoim żywiole. I wiem skąd to poczucie...

Kiedy chodze po galeriach handlowych, zawsze gdy tylko coś mi wpadnie w oko nasuwa mi się myśl, nad którą zapanować nie potrafię: czy ja tego potrzebuję? a potem kolejna: czy to jest warte swojej ceny?

I tak połowa uroku i fanu znika, a w głowie toczy się walka. Walka rozrzutnej, beztroskiej mnie z tą powściągliwą, opanowaną i rozważną. Skutek jest różny, ale nawet jak wygra ta pierwsza to i tak satysfakcja z zakupów jest o połowę mniejsza. Gdzieś tam z tyłu głowy szamoczą się jakieś zabłąkane myśli w skutek których nie potrafię aż tak cieszyć się z kolejnej pary butów, na którą tyram w pocie czoła.

Ale wróćmy do tego co dzieje się ze mną teraz, bo ten stan jest fantastyczny! Wchodzę do sklepu, przemierzam półki, rzucam wzrokiem i omiatam okolicę, dokonuję błyskawicznego wyboru, chwytam za pudełko i kieruję się w stronę kasy. Zajebiste! 
Rozważna i opanowana JA siedzi cicho, bo doskonale wie, że ja poprostu tego wszystkiego potrzebuję! Toster - wiadomo! Kto nie miał sytuacji, gdy wracał późną nocą do domu po upojnej, pełnej szaleństw nocy i pierwsze kroki kierował do kuchni, by przygotować sobie ciepłego tosta z ciągnącym się serem i ketchupem? On poprostu musi być! Bez czajnika też się nie obędzie. Nawet teraz czuję tą zakupową euforię! 

Jeszcze nie wiem tylko do końca czy ten cały fenomen zakupowy to wynik tego, że urządzam swoje mieszkanie i to jest takie ekstra, czy to, że w końcu mogę kupować dużo i bez ograniczeń? Zupełnie mi nie przeszkadza, że nie kupuję sukienek ani torebek, a są to np. mop i deska do prasowania... to jeszcze warte jest przemyślenia.

poniedziałek, stycznia 20, 2014

Jestem człowiekiem ograniczonym

Nie myśl sobie, że tylko ja - Ty również jesteś ograniczony drogi czytelniku.
Nie piszę tego, by kogokolwiek obrazić. Piszę, by uświadomić Wam to, co dziś uświadomiłam sobie.

Zadałam sobie pytanie:

"Co byś zrobił/w co zaangażowałbyś się bez wahania, gdybyś miał pewność, że nie poniesiesz porażki?"

Bez chwili zastanowienia w mojej głowie zaczęły układać się odpowiedzi. Było ich kilka i trochę mnie to zaniepokoiło.

I właśnie w tym momencie zdałam sobie sprawę jak bardzo jestem ograniczona. Ograniczona poprzez strach, obawę. 

I wkurzyłam się.

I postanowiłam to zmienić. No jeszcze tego byłoby mało, by jakaś słabość, nędzne odczucie lęku zapanowało nade mną i odbierało mi radość. Bez szans!


niedziela, stycznia 19, 2014

Urządzam mieszkanie - cz IV - terminy, a co to są terminy?

Kolejne odkrycie dotyczące urządzania mieszkania za mną: terminy nie istnieją, albo są bardzo płynne.

Śnilo mi się, że rano wstałam, wyjrzałam przez moje gigantyczne okno, omiotlam wzrokiem pół Warszawy, a potem na balkonie napiłam się kawy opierając nogi o barierkę. Tylko, że to niestety był tylko sen.
W rzeczywistości nie mam łóżka, nie mam kuchni, a na balkonie leży śnieg! Jedyne co jest, to wielkie okna i ten widok! Dobre i to.

Mam wrażenie, że od dłuższego czasu, gdy ktoś zadaje mi pytanie "kiedy się wprowadzasz?", ja odpowiadam "za tydzień". Tygodni mineło już wiele, a ja wciąż wszystkim mówię "za tydzień". Za każdym razem wydaje mi się to bardzo realnym terminem, aż do momentu gdy nie zadzwoni Magik i nie powie, że "Pani Marto, majstrzy dwa dni nie będą pracować, bo jeden ma tragedię w rodzinie", potem dzwonią ze sklepu, że musili na kilka dni wyłączyć piec hartowniczy (nie wiem czy tak on się na pewno nazywa) i na zamówienie będzie trzeba kilka dni dłużej poczekać.. Nawet sklepy internetowe mnie oszukują i najpierw piszą, że dostawa w 24h, a po złożeniu zamówienia dzwonią i mówią, że "potrwa to 2-3 dni, bo akurat tego sprzętu nie mamy w chwili obecnej na magazynie".

Wszystko miało być już teraz, zaraz, za chwilę, bez opóźnień, na czas. Najszybsze, najsprawniejsze, od ręki - acha! Na pewno! Takimi tekstami to oni ich, ale nie mnie!

Spoko, za tydzień sie wprowadzam :)


Kolejna dawka inspiracji wnętrzarskich:





pics.: 
www.myidealhome.com
www.pinterest.com
www.myworldapart.com




niedziela, stycznia 19, 2014

Tańczę solo!

Kiedy dana rzecz zależy tylko ode mnie, to wszystko jest w porządku. W takich sytuacjach doskonale wiem, że jeżeli coś mi sie uda to mogę sobie pogratulować i zafundować podwójną bitą śmietanę do kawy w nagrodę. Jeżeli dam ciała to tylko na własne życzenie. Wszystko to kwestia mojej motywacji, zaangażowania i starań włożonych w dane przedsięwzięcie.

Gorzej, jeżeli do pełni mojego zadowolenia i satysfakcji potrzebne są chęci tej drugiej osoby, a ona niestety nie chce współpracować. Moje wszelkie próby i starania idą na marne, a jakiekolwiek porozumienie wydaje sie być niemożliwe. Czuję, że nie mam nad pewnymi rzeczami kontroli, żadnego wpływu. To uczucie mnie denerwuje, frustruje, ale momentami również poprostu dobija. 

Każdy chciałby na swoim konce odnotowywać tylko sukcesy.

Podobno do tanga potrzeba dwojga, dlatego już wiem, dlaczego na parkiecie wolę tańczyć solo. 

Tak, jestem typem perfekcjonisty, a dodatkowo natura wrażliwca każe mi mocno przejmować się każdą, jedną porażką. Słowa tkwią we mnie i uwierają bardzo długo zmuszając do niekończącej się analizy. Wracają tyle razy, że już sama nie wiem jak brzmiały w pierwotnej formie. 

Szukam recepty jak odpuścić i wrzucić na luz.





sobota, stycznia 11, 2014

Urządzam mieszkanie - cz III - śmigło w dupie!

Już miesiąc minął od momentu kiedy odebrałam klucze i wraz z ekipą mojego Magika wkroczyliśmy do mieszkania. Pisałam już o trudach bycia dizajnerem, o kolejnych trudach dotyczących poruszania się alejkami sklepów budowlano-wykończeniowych, a dziś napiszę o kolejnej trudnej kwestii - o tym, że czerwona strzała musi być zawsze zatankowana i w gotowości, bo w trakcie remontu nie znasz dnia ani godziny kiedy sytuacja zmusi cię do podróży. 

Po miesiącu doświadczeń już wiem, że nie wyobrażam sobie dwóch rzeczy:

- nie posiadać auta
- remontować mieszkanie oddalone o długie kilometry od obecnego miejsca zamieszkania

Moje ostatnie tygodnie to niekonczący się kurs pomiędzy obecnym miejscem zamieszkania, nowym mieszkaniem a niezliczoną liczbą sklepów. W Leroy Merlin już witają mnie z imienia, w Castoramie od samego wejścia mam swojego osobistego doradcę. IKEA nie ma przede mną żadnych tajemnic, ich ekspozycje znam na pamięć. Pracuję jeszcze na obslugą w OBI, ale zapewne to kwestia czasu.

Jak dzwoni do mnie Magik, to od razu się spinam, bo zawsze zaczyna słowami: "Pani Marto, mogę zająć pół minutki?" Odpowiadam: "Pewnie". I kończymy po 15!

Codziennie robię obchód po wszystkich sklepach w okolicy. "Pani Marto, zabrakło 3 paneli", "Pani Marto brakuje dwóch białych płytek", "Pani Marto, trzeba dokupić jeszcze jedną srebrną listewkę", "Pani Marto, proszę podjechać, bo nie wiemy na jakiej wysokości montować półkę", "Pani Marto, Pani Marto, Pani Marto..." Ta historia nie ma końca.

W tygodniu, po wyjściu z pracy, zjeżdżam do domu przed 22.00 i zasypiam jak dziecko z trudem znajdując siłę, by zamienić z kimś jeszcze kilka słów.

Oprócz tego, że jestem szefem i wizjonerem to obstawiam stanowiko kuriera i centrali telefonicznej obsługując Mamę, Magika, Pana od drzwi, Pana od drugich drzwi, Pana kuriera i wszystkich innych miłych Panów po drodze.

Śmigło w dupie to za mało!

A! I żeby było jasne, wcale się nie użalam ;)

Druga część inspiracji...







fot. tumblr.com