Znajdziemy się w damsko męskim świecie...

Przeczytasz trochę o kobietach, trochę o mężczyznach, o tym co nas łączy i dzieli! Mój punkt widzenia!

Jeżeli coś mnie w ciągu dnia zaciekawi - opiszę to!

Będę opisywać codzienne sytuacje, zwykłe rzeczy, ale z mojego punktu widzenia.

Tematy mody i urody nie będą Ci obce...

Pokażę Ci najnowsze trendy. Dowiesz się co jest modne i na topie w tym sezonie. Zadbam razem z Tobą o naszą urodę, pokażę co możesz robić, by czuć się wspaniale we własnym ciele.

Miej otwarty umysł..

Będę motywować, inspirować i pozytywnie Cię nakręcać każdego dnia. Taki mam plan!

wtorek, października 29, 2013

Motyle

... i nie mam na myśli tych kolorowych łuskoskrzydłych owadów, ale te niezdefiniowane, które robią rewolucje. Rewolucje w ciele i w umyśle.

Pamiętam tą chwilę gdy wpadł w zasięg mojego wzroku. Codziennie, zupełnie niezauważalnie i naturalnie na mojej drodze stają dziesiątki osób. Mijam je niewzruszona. Niektóre z nich nawet na sekundę nie zmącą mojej uwagi. I nagle mój wzrok złapał się z jego. I ta chwila zmieniła wszystko. Motyle. Ciepłe zawirowanie, szybsze tętno, szerokie błyszczące źrenice. Jak spięcie elektryczne. Uderzenie. Tego już nie cofniesz. Nie zapanujesz.

Mijaliśmy się tak czasami, zawsze niby przypadkiem wpadając gdzieś na siebie po drodze. Za każdym razem wymienialiśmy spojrzenia, które wywoływały równolegle rumieniec na mojej twarzy i uśmiech. Czułam onieśmielenie, ale nie mogłam sie powstrzymać, by nie sprawdzić czy i tym razem bacznie nie wyczekiwał, że mimo wszystko podniosę wzrok. Nigdy się nie pomylił. 

Potem przyszedł czas pierwszego spotkania. Takiego sam na sam. Bez świadków. Bez totalnie zbędnego nam towarzystwa. Taka niby naturalna rzecz, a dla mnie doznanie prawie pozaziemskie. Kiedy kolejne sukienki lądowały na krześle, następne na kanapie ja czułam, że w tej euforii prawie tracę kontakt z rzeczywistością. Ręka mi drżała gdy rysowałam kreskę na powiece, głos łamał się w pół, a każdy dźwięk dzwonka w telefonie podnosił tętno dwukrotnie. Z emocji i tej ogłupiającej ekscytacji tak zacisnęło mi gardło, że nie przelknęłam nawet kęsa ze wspólnej kolacji.

Rozmowa płynęła, a ja co chwilę zastanawiałam się co najlepszego wygaduję. Na zmianę analizowałam i brnęlam dalej w konwersację. Śmiałam się, chociaż chwilę później już sama nie wiedziałam z czego.
Widziałam jak z zaciekiweniem słucha i co chwilę dopytuje kolejnych szczegółów i detali. I to przeszywające spojrzenie...

Nie wiem kiedy zrobiło sie późno, odwiózł mnie i odprowadził pod same drzwi. Nie chciałam kończyć wieczoru, ale wiedziałam, że nie mogę go zatrzymać. 
Później ten moment pożegnania. Nigdy nie wiem jak się zachować. Z jednej strony miałam ochotę się na niego rzucić i już nie puścić, a z drugiej - klasa. Zmieszana pocałowałam go w policzek i odwracając się w pośpiechu rzuciłam krótkie "coś" w stylu do zobaczenia. Potem rozważałam kwadrans czy nie zabrzmiało to zbyt sucho i beznamiętnie. Tak...

Jeszcze nie zdążyłam otworzyć drzwi od mieszkania, a już wykręcałam pierwszy numer do przyjaciółki, by przeanalizować na gorąco przebieg wieczoru. Potem leżąc w łóżku przetwarzałam przed snem minutę po minucie, słowo po słowie... oczekując na SMS.

No nie, aż tak stylowo nie wyglądaliśmy :)

niedziela, października 27, 2013

Godzinę mam dziś w gratisie

A co Ty zrobiłeś ze swoją gratisową godziną?
Ja mogłam spać o godzinę dlużej, mogłam o godzinę dłużej urządzać projekcje w swojej głowie zanużona po czubek nosa pod kołdrą. Mogłam wziąć godzinną kąpiel i dopieszczać ciałko specyfikami różnej maści - ok, to by mi nie wyszło, bo nie mam wanny. Ale mogłam wziąć książkę, albo jedną z gazet, które regularnie kupuję, a czasu nie mam na ich czytanie. Mogłabym.

Nie zrobiłam żadnej ze wspomnianych rzeczy. Za to postanowiłam przeszukać kąty w mieszkaniu, do których rzadko zaglądam. I wiecie co znalazłam? Listy. Takie w kopercie, ze znaczkiem, odręcznie pisane. Niektórych nadawców dziś już nawet nie kojarzę. Trzymać kartkę w ręku próbując rozszyfrować zawiłości charakteru pisma to idealna rozrywka na niedzielne popołudnie, uwierzcie. 
Nie wrócisz do maila ani do smsów sprzed lat. A nawet jeżeli... to nie będzie ten sam klimat. 

Znalazłam walentynkę z czasów podstawówki. Co dziś, by mi zostało? Nic. Kwiaty więdną, po czekoladkach zbierałabym tylko papierki, a po winie pustą butelkę.
Teraz wszędzie tylko maile, smsy, albo facebook. Wątpliwe jest, że kiedykolwiek jeszcze zdarzy mi się otrzymać od kogoś list, albo go wysłać... Nawet nie wiem, co miałabym w takim liście napisać...?

A teraz kolejna myśl! Dlaczego miałoby mi się to nie zdarzyć? Kartkę znajdę, dlugopis mam, a w kopertę mogę zainwestować. Jeszcze nie zapomniałam jak się pisze i doskonale znam drogę na pocztę. Nie wiem tylko ile kosztuje znaczek, ale podejrzewam, że to nie majątek i może nie pójdę z torbami ;)

Uruchamiam akcję pod tajemniczym kryptonimem: LIST :D
Jeżeli chcesz otrzymać go ode mnie, napisz prywatną wiadomość poprzez fun page.

Obowiązuje tylko jedna zasada:
 - w związku z tym, że nie wiem ile osób podłapie temat, a nie chciałabym kolejnych długich dni i nocy spędzać z długopisem w ręku, informuję, że odpiszę na 10 wiadomości. Tych, których autorzy w jakiś (zupełnie dowolny) sposób mnie zaciekawią. Jestem jurorem w tej zabawie. Zwycięska 10-tka dowie się o swojej wygranej znajdując kopertę w skrzynce pocztowej :)

Na Wasze wiadomości (nie zapomnijcie o adresie do korespondencji) czekam do końca października, tj. 31.10.2013 godz. 23.59

P.S Poczta Polska powinna mi za to podziękować! 

Już nie mogę się doczekać!





piątek, października 25, 2013

Pytasz, choć wcale nie chcesz wiedzieć.

Ludzie nie chcą prawdy. Pytają, ale po to, by usłyszeć odpowiedź, której oczekują. Kiedy przypadkiem usłyszą coś zupełnie innego, niż to, czego się spodziewali zaczynają polemizować, albo co gorsza obrażać, dąsać, foszyć, puszyć się i inne takie.

Jeżeli nie chcesz znać prawdy, to nie pytaj. Jeżeli chcesz, bym poklepała cię po ramieniu i powiedziała, że wcale nie jesteś gruba, że jego była jest brzydka, lub że obiad był przepyszny, choć tak naprawdę każdy kęs stawał mi kołkiem w gardle to powiedz to, albo nie pytaj narażając się na szczerość.

To akurat błahostki. Często wyczuwa się, kiedy ktoś potrzebuje takiego mylnego potwierdzenia i czasami daje mu się to w trosce o jego dobre samopoczucie i miłą atmosferę. Nikt nie ma w zamiarze zasmucać ani dołować nikogo, ale lepiej gdy te tendencyjne pytania nie padają! Darmowe głaski są limitowane.

Gorzej kiedy padają pytania wiekszego kalibru, z gatunku tych niewygodnych bądź trudnych, np:
Ilu partnerów miałaś przede mną? 
Czy kochałaś go? 
Jaki był? 

Błagam! Po co komu to wiedzieć!? Jesteśmy dorośli i istnieje duże prawdopodobieństwo, że przez ten czas kilkukrotnie ktoś przekotłował się po jej łóżku, że komuś szeptała do ucha czule o miłości, a w kalendarzu wspólnie zakreślali imiona przyszłych dzieci. Równie prawdopodobne jest w takim razie, że był całkiem w porządku gościem, bo przecież z idiotą by się nie zadawała. Po co ci to wiedzieć? Po to, by teraz zadręczać się wieczorami myślą o nim? By snuć domysły, porównywać się na każdym kroku, węszyć i tworzyć problemy? By zastanawiać się jaki on był, co ich łączyło, a co miało poróżnić? A może, by jeszcze teraz doszukiwać się w niej cienia uczucia do niego, o zgrozo! To było. Już nie jest. Coś już od dawna bez znaczenia dla niej, niebiera teraz znaczenia dla ciebie? Paradoks!

Zapewniam, że lepiej nie wiedzieć. A jak nie chcesz wiedzieć, to nie pytaj. A jak pytasz, to licz się z odpowiedzią.


wtorek, października 22, 2013

Tęsknisz?

Dość długo ten krótki post czekał w archiwum na swoja publikację. Czytałam go kilkukrotnie, by nabrać pewności, że tak właśnie czuję. Tak jest, ale chętnie wejdę w polemikę jeżeli pojawi się inne spojrzenie na temat.


Znasz to uczucie, kiedy tęsknisz za kimś i brakuje Ci tej osoby, ale tak naprawdę nawet nie wiesz jakby to było we dwoje, bo nigdy nie byliście razem? Bo tak na prawdę nigdy ta osoba nie była Twoja?

Ja nie znam. 
Ale myślę, że to gorsze niż tęsknić za kimś kogo się choć przez chwilę miało dla siebie.

Jeżeli miałeś - wiesz co straciłeś. Znasz wady i zalety. Wiesz, że bywało pięknie, ale i piekielnie trudno.

Jeżeli nie miałeś - możesz żyć tylko dzwiną fantazją, idealnym wyobrażeniem o człowieku, który nie ma wad i skonstruowany jest dokładnie wg Twoich pragnień. Perfekcyjny Twór.


A może sie jednak mylę... 


Chyba najgorzej jest jednak tęsknić za kimś, kto jest tuż obok ciebie. Rano budzisz się obok, a wieczorem zasypiasz. Łączy was tyle rzeczy, a równie wiele dzieli. Tak wiele, że tęsknisz choć jesteś tak blisko.



P.S. Ale mnie dziś wzięło! ;)



sobota, października 19, 2013

Ale piździ!

Skoro ze spokojem i czystym sumieniem już mogę stwierdzić, że określenie "ale piździ" na stałę zagościło w moim codziennym słowniku, to nie pozostało mi nic innego jak pogodzić sie z tym faktem i postarać się jakoś z nim poradzić. Właściwie nie jakoś, a najlepiej jak to możliwe!

Mam kilka rzeczy do zrobienia, które postanowiłam spisać tutaj i się nimi z Wami podzielić. Wszystko dlatego, że wiedząc, że kilkaset osób może to przeczytać, a co więcej może oczekiwać ode mnie potwierdzenia, że dane rzeczy zostały zrealizowane, myślę, że motywacja będzie większa! Głupio byłoby tak publicznie ponieść porażkę.

A więc, o to moja jesienna lista rzeczy TO DO:

1. Jazda konna. Pisałam o tym niedawno i jeszcze nie udało mi się dosiąść żadnego ogiera ;) ale jest plan na tą niedzielę, także jak wszystko pójdzie zgodnie z planem, w tygodniu podzielę się z Wami wrażeniami z powrotu do przeszłości. Muszę się pospieszyć, bo pogoda już lepsza raczej nie będzie.

2. Upiec chleb. Tak. Taki własny, zdrowy, prawdziwy chleb. Z ziarnami, na zakwasie. Pachnący, z chrupiąca skórką. Koniecznie.

3. Zrobić mydło własnej roboty. Tak. Zabieram sie do tego już chyba od miesiąca. Mam nawet przepis, także wiele więcej nie potrzebuję jak chwili wolnego czasu i odrobiny motywacji do działania!

4. Kupić dynię i ją pięknie wykroić. Mogłabym również ugotować coś dyniowego, ale ten smak mi nie odpowiada więc nie będę próbować.

To na najbliższe dni :)
Jak coś w międzyczasie wpadnie mi do głowy to się z Wami podzielę :)

Wspomnienie mojej cudnej psiny !!! :)


czwartek, października 17, 2013

Perfekcyjna pani. Poznam.

Jak to ogarnąć. Spisuję listę rzeczy do zrobienia. Wydłuża się regularnie, w tempie ekspresowym. Pomysłów jest cała masa, ciężko zliczyć tematy. Głowa zaczyna puchnąć, a oddech za plecami czuję, ze zyskuje na intensywności.  

Skąd masz na to czas? Skąd czerpiesz energię? No i chęci, bo to też ważne.

Wstajesz rano i robisz śniadanie. Nie byle jakie. Pewnie francuskie tosty, albo jajecznicę... nie nie, zapewne robisz bajeczny omlet z przepisu, który znalazłaś we wczorajszej prasie kobiecej! Później parzysz kawę i delektujesz sie jej smakiem podczas przeglądania porannych newsów. 
Starannie upinasz włosy, robisz pefekcyjny makijaż, zapinasz sukienkę i wychodzisz pełna energii i optymizmu.
Po pracy też raczej nie wracasz do domu, by założyć ciepłe kapcie, ubrać dres, spiąć włosy w kitkę i mieć wszystko w dupie.
Zazwyczaj jesteś umówiona ze znajomymi na mieście. Jecie późny obiad lub wczesną kolacje. Często wychodzicie na małego drinka, który niekiedy przeradza się w balangę do rana. Dla ciebie to pestka, bo punktualnie jak co dzień rano rozpoczynasz swój rytuał. Zawsze nieskazitelna, rześka, urocza i pełna wdzięku.
Masz jeszcze mnóstwo innych zajeć; chociażby zakupy, fitness, kosmetyczka, odwiedziny u babci, cioci, mamy... Często wychodzisz do kina, teatru lub zaliczasz wystawy różnych młodych, obiecujących twórców. W międzyczasie chodzisz na kurs językowy, albo uczestniczysz w wolontariacie na rzecz ochrony dziedzictwa kulturowego. Wiesz wszystko co się dzieje na świecie, jesteś na bieżąco z polityką oraz z nowinkami towarzyskimi.

Dbasz o siebie. Minimum to pięć posiłków i 3 litry wody w ciągu dnia. Jeżeli już tak się zdarzy, że wracasz do domu po pracy to pochłaniasz kolejną w tym tygodniu książkę.. nie, lepiej - Ty piszesz własną! Ha! Ewentualnie testujesz nowy przepis kulinarny, albo zmieniasz buty na trampki i biegniesz kilkanaście kilometrów dla utrzymania formy.

W wolnym czasie - który w sumie nie wiem skąd masz przy tak zapełnionym grafiku - nawet nie myślisz o tym, by np położyć się na kanapie z drinkiem w ręku i obejrzeć durny serial. Nie, taki scenariusz nie istnieje. Jak już masz wolny czas to robisz tak, by za chwilę go nie mieć i lecisz na kolejne zajęcia z salsy, kurs decoupage lub konferencję na temat rozwiązań w przemyśle kosmicznym. Czemu nie?!

Dobra. A teraz mów jak to robisz, bo też tak chcę, a nie potrafię!
Zdjęcie nie ma nic wspólnego z tekstem.
Jak to ostatnio u mnie bywa, tekst jest, a zdjęcia nie ma jakiego sensowenego dodać,

 także tym razem postanowiłam, że zdjęcie będzie zupełnie bez sensu. 
Bynajmniej nie jest to śniadanie, które serwuje o 7.00 nad ranem!

środa, października 16, 2013

Wyszłam za mąż, pasuje?

W ostatanim tygodniu odezwały się do mnie trzy osoby, z którymi raczej nie utrzymuję zażyłych kontaktów. W pierwszych trzech zdaniach dialogu padały kluczowe dla wszystkich trzech konwersacji pytania: wyszłaś za mąż? Masz dzieci? No i zaczęłam się zastanawiać, czy np. powinnam bić się w pierś, zadręczać wyrzutami sumienia, zakuwać w dyby, lub karać chłostą za to, że nie wkroczyłam na ścieżkę przykładnej matki polki?
Rozumiem, że weszłam w ten magiczny okres, kiedy to powinien być jedyny cel kobiety, której stuknęło ćwierć wieku? Damn it!
A może coś mnie ominęło i teraz to taki sposób na "zagajenie rozmowy"? 
No nie rozumiem! 

Wyczuwam podstępnie, że mężczyźni w ten sposób zapewne badają grunt. Czy wolna i wciąż frywolna, czy teren zamknięty i wstęp wzbroniony. Z premedytacją ścinam takie zagrywki. Oczekuję odrobinę większej finezji w działaniu zwiadowczym.
Kobiety może sprawdzają czy wstąpiłam do ich  mniej lub bardziej szczęśliwego kręgu sielskiej i anielskiej idylli matek, żon, praczek i sprzątaczek. Jeżeli nie, to pewnie za długo nie pogadamy. Te szczęśliwe uznają mnie za zbyt wyzwoloną i nie wiedzącą co w życiu jest naprawdę ważne, a te nieszczęśliwe stwierdzą, że moje opowieści, w których nie przewijają się pieluchy, skarpety, pogniecione koszule są zbyt zajebiste, by mogły ich spokojnie słuchać nie zalewając sie przy tym żółcią i nie dostając wścieklizny.

Co jeszcze ciekawsze. Kiedy zirytowana odpowiadam, że mam męża, dziecko, psa w ogrodzie i całą resztę tych rodzinnych atrybutów to pojawia się stwierdzenie: serio? No co ty? Nie wierzę... kolejna dla mnie zagadka - bo niby czemu nie?
Ale kiedy mówię, że ani męża ani dziecka na horyzoncie to co słyszę... Serio? No co ty? Nie wierzę?

To co odpowiadać, by wierzyli? Ani prawda ani kłamstwo dziś już nie zadowala i nie zaspokaja w pełni. Wciąż za mało. I tak źle i tak nie dobrze.

Nie dogodzisz. Więc nawet nie próbuje.




niedziela, października 13, 2013

Co widzisz jak patrzysz?

Ja widzę różnie. Najczęściej nie narzekam mimo wszystko na widoki. Staram się. 

To co widzę kiedy patrzę zależy tylko ode mnie. 

Kiedy wychodzę wieczorem na kolację mogę widzieć dwojako. Mogę dostrzegać kelnera, który opóźnia się z obsługą, dzieci, które przebiegając trącają moje krzesło, zbyt głośną muzykę, która drażni i nie pozwala swobodnie rozmawiać, zbyt jasne światło, które uwidacznia niedoskonalości mojej cery i psuje nastrój, zbyt twarde krzesło, krzywo ułożone sztućce lub smugę na szklance. Moge widzieć miliony tych zupełnie nieistotnych detali. Bo nie mają one najmniejszego znaczenia gdybym patrzyła na tą sytuację tak: spędzam wieczór z kimś kogo lubię, na kim mi zależy, skupiam na nim swoją uwagę, jemy fantastyczne jedzenie, rozmawiamy, mamy czas dla siebie... zagłębiając się w szczegóły mogłabym powiedzieć, że to, że kelner się opóźnia w rezultacie daje nam więcej czasu na rozmowę, biegające wokół dzieci i muzyka nadają życia miejscu, w którym się znajdujemy, dzięki czemu nie zastanie nas niezręczna cisza, a twarde krzesło daje mi pretekst, by dosiąść się na miękką kanapę bliżej mojego towarzysza...

Nie ma sytuacji, z której nie da się wyciągnąć pozytywów. Nie ma!

Do czego dążę? Do stwierdzenia, że świat i to jakim go postrzegamy to tylko i wyłącznie nasza interpretacja. On sam w sobie nie jest beznadziejny, nie jest nudny ani jakikolwiek inny przymiotnik o ładunku negatywnym mogłabym tu wstawić. Nie.
Są tacy, którzy gdy pójdą na koncert zawsze będą narzekać, że jest za głośno, za cicho, za duży lub za mały lokal, zbyt wiele osób lub za mało, organizacja zła, artysta fałszował, piwo rozwodnione, nie ma gdzie usiąść, do wszystkiego niekończące się kolejki.. bla bla bla.

Pozbądź się takiego patrzenia na rzeczywistość. 
Pozbądź się ze swojego otoczenia osób, które w ten sposób widzą świat.

U mnie czysto. Oddycham swobodnie! :)

Zmień szkła w okularach,
jeżeli świat rysuje Ci się w kolorze kupy!
Szkoda życia, by miało być gówniane!

sobota, października 12, 2013

Eat, eat, eat! Rybka pieczona z sosem koperkowym!

W kuchni korzystam z szybkich przepisów. Nie lubię za bardzo rozwodzić się nad potrawami i w niekończącym się oczekiwaniu spoglądać na zegar, czy to już nie jest czas na kolejny etap! Nie mam na to czasu i cierpliwości, a efekty lubię widzieć natychmiast!
Dzisiejsza propozycja obiadu właśnie taka jest. Wszystko robi się samo, nie potrzebujesz więcej jak 30 min, by wyczarować zdrowy i lekki posiłek!

Proponuję filet z ryby, ryż, sos koperkowy i sałatkę z rukoli!

Przygotowanie ryby to bajecznie prosta rzecz. Kupujemy filet dowolnej ryby wg naszych upodobań smakowych. Ja wybrałam mirunę. Filety myjemy i osuszamy papierowym ręcznikiem. 
I teraz najważniejsza i najprostrza rzecz! Jedyne, czego użyłam to sól, pieprz i odrobina cytryny! 

Układam filety na skopionej oliwą blasze i wkładam na 15 min do uprzednio nagrzanego do 180 stp piekarnika.

W tym samym czasie gotujemy ryż. U nas na talerzu - tradycyjnie biały, ale równie dobrze pasowałby ryż z dodatkiem kurkumy, który przy okazji zyska smakowity żółty kolor (łyżeczkę przyprawy należy wymieszać z ugotowanym ryżem).

Kiedy ryba siedzi w piekarniku, a ryż się gotuje możemy przejść do przygotowania sosu koperkowego. 

Składniki:
- kostka rosołowa
- pęczek kopru
- 3-5 łyżek smietany
- pieprz
- 2 łyżki mąki

Wykonanie:
Kostkę rosołową rozpuszczamy w szklance gorącej wody.
Śmietanę mieszamy z mąką i niewielką ilością bulionu. Bulion wlewamy do garnuszka i gotujemy na małym ogniu. Dodajemy drobno posiekany koper. Na koniec dolewamy śmietanę z mąką. Doprawiamy solą i pieprzem do smaku. Gotowe!

Na koniec sałatka z rukoli. Rukolę płuczemy i osuszamy ręcznikiem lekko ugniatając. Polewamy oliwą zmieszaną z czosnkiem, solą i pieprzem. Na tarce z dużymi oczkami trzemy parmezan. Ot cała filozofia! :)

I tym oto sposobem uzyskujemy bajeczny obiad. Smacznego!






Taka zgrabna ryżowa kulka prezentuje sie dużo lepiej,
 niż rozsypane po całym talerzu ziarnka ryżu.
Wystarczy napełnić filiżankę ugotowanym ryżem, ucisnąć i przekręcić na talerz.
To jak robienie babki z piasku ;)





czwartek, października 10, 2013

What to wear? My style!

Dzisiaj zestaw z weekendu. Nie spodziewałam się tak pięknej pogody i było to niewątpliwie miłym zaskoczeniem. Mój niedawny nabytek, jakim jest jeansowa kurtka na szczęście jeszcze udało się założyć.
Na codzień nie moge pozwolić sobie na zupelnie luźne stylizacje dlatego w weekend nie odmawiam sobie wygody, tym bardziej jeżeli dzień wypełniony jest po brzegi. Jako, że nie lubię marnotrawić czasu i cenię sobie komfort, zawsze jeżeli tylko mogę wybieram conversy. To moje ulubione obuwie i nie ma sobie równych. Te prezentowane poniżej mam juz ponad trzy lata i nic nie moge im zarzucić. Oplacalna inwestycja, mimo że dla wielu to "tylko" trampki.

Kurtka: Replay
Bluza: Decathlon
T-shirt: Cubus
Torba: Zara
Spodnie: H&M
Buty: Convers













wtorek, października 08, 2013

Eat, eat, eat! Taka wariacja - wspólna kolacja!

Najpierw ktoś wspomniał coś o śniadaniu, później wspólnym obiedzie, a skończyło się na kolacji. U mnie. Wyzwanie? Odrobinę. 
To chyba dojrzałość. Zupełnie co innego jak jeszcze kilka lat temu, kiedy ważne było, by na stole stało szkło i butelka - najlepiej nie jedna. Kolacja? Wspólne gotowanie? Kto myślał wtedy o gotowniu? Pizza - szczyt marzeń.

Dziś potykamy się, by posiedzieć przy wspólnym stole, spróbować czegoś nowego, poszerzyć kulinarne horyzonty, eksperymentować, pić wino i dobrze się bawić.

I tak w ramach pozyskiwania nowego, cennego doświadczenia zaryzykowałam przyrządzenie ślimaków. Jedno, co było znacznym utrudnieniem to fakt, że nie miałam zielonego pojęcia jak powinny smakować te dobrze przyrządzone... ale liczyłam na to, że zaproszeni goście również nie mają w tej kwestii zbyt dużego doświadczenia, więc może jakieś niedociagnięcia uszłyby mi płazem ;) 

Danie główne to klasycznie u mnie krewetki. Jak się okazało nie jestem aż tak obznajomiona w ich przyrządzaniu jak myślałam. Chwila nieuwagi sprawiła, że nie wyszły idealnie :( ale w dalszym ciągu zjadliwe! I to się liczy! Micha pusta! Goście pełna kultura, bo wszystko zachwalali, mimo moich wątpliwości i podejrzeń :)

O kolor na talerzu zadbała rukola z parmezanem, podniebienia raczyliśmy winem, a na deser wjechała tarta ze śliwką. Mniam! 


Rukola, oliwa z czosnkiem, parmezan i gotowe!
                                               
Czosnek, cebula, pietruszka. Sól i pieprz do smaku.
Dusimy na małym ogniu i gotowe!





niedziela, października 06, 2013

Powrót do przeszłości

Pamiętacie jak jakiś czas temu wrzuciłam post, w którym rzuciałam Wam wyzwanie? Chodziło o to, by sprawdzić, ulepszać  siebie. 

Wczoraj spotkałam się z bliskimi znajomymi. Sobotnia kolacja, wino, rozmowy. Było również trochę kulinarnych eksperymentów, także relacja z tego wieczoru mam nadzieje niebawem pojawi sie na blogu. 
Najpierw Panowie odnaleźli szpicrutę wiszącą w kącie przy szafce (szpicruta to nic innego jak bacik pomocny podczas jazdy konnej) - było trochę śmiechu, bo wiadomo jakie skojarzenia nasuwają się Panom na widok podobnego skórzanego przedmiotu. Faceci ;)

Później z dziewczynami odgrzebałyśmy moje stare fotografie, jakieś zakurzone albumy wetknięte gdzieś w kąt i zapomniane. I nagle co?! Przypomniałam sobie co uwielbiałam robić kiedy byłam młodsza, co sprawiało mi frajdę, co było moja pasją i hobby, co wyzwalało adrenalinę, co wywoływało uśmiech, odprężało, dawało satysfakcję. Była to jazda konna! W dzieciństwie/młodości nie jedne wakacje spędziłam w stajni, w końskim boksie, na siodle, a niejednokrotnie wyrzucając końskie łajno! Ołłł yeah! Z uwielbienia do tych zwierząt sypiałam w stajni na sianie. I to były najlepsze czasy! 
* Szkoda, że nie widzicie tej euforii, jaka mi towarzyszy podczas pisania :)

Generalnie założenie jest takie, by znaleźć w sobie na nowo to, co kiedyś sprawiało Wam podobną radość co mi jeździectwo, zdmuchnąć wartstwę kurzu i spróbować raz jeszcze. To ważne, by nie zapominać o tym co daje tyle szczęścia i budzi tak pozytywne emocje. Nie sama pracą człowiek żyje, nie tylko codziennymi obowiązkami! Każdemu należy się chwila zapomnienia, chwila tylko dla siebie. Nie spieprz tego!

Mogę powiedzieć, że to kolejne wyzwanie! Tylko to jest maksymalnie pozytywne. Nie wymaga żadnych poświęceń, nie testuje siły Twojej woli ani charakteru. Chodzi o to, by podarować sobie chwilę szczęśliwości:) Zafundować powrót do przeszłości!

Ja w najbliższym czasie zabieram mój bacik i idę na padok! Hej!





sobota, października 05, 2013

What to wear? Jeans my love!

Weekend zapowiada się świetnie. Jest szansa, że jesień pozwoli nam spokojnie przejść z ciepłych, wysokich letnich temperatur, do tych chłodniejszych i obejdzie się bez traumy, szoku i zaskoczenia. 
Moje płaszcze już czekają w gotowości, ale odwlekam moment kiedy na stałe zagoszczą w codziennym ubiorze. Póki temperatura jeszcze na to pozwala ratuje sie tylko cieplejszymi swetrami.
Wiśnia jest na chłód odporna i sweter z rękawem 3/4 nie stanowił dla niej problemu.

Zestaw jest prosty i wygodny. Jeansy są zawsze idealnym rozwiązaniem. Nie ma możliwości, by nie pasowały. W towarzystwie odpowiednich dodatków mogą stanowić zestaw elegancki na wieczór, lub sportowy na codzień. Ten jest totalnie uniwersalny i grzeczny. Czasem mniej znaczy więcej :)

Sweter: ciężko stwierdzić skąd, w domu jest już od 10 lat (metki brak)
Jeansy: Wrangler
Torba: Reserved
Książka: Nora Roberts, Poszukiwania ;)








Nie propagujemy palenia, ale Wiśnia jak mało kto
ładnie wygląda z papierosem.

wtorek, października 01, 2013

Hot MIX !!! Wrzesień

To już pewne. Jestem uzależniona, totalnie pochłonięta i w pełni podporządkowana temu miejscu. Po raz drugi zapowiedziałam na Fun Page, że nic nie opublikuję. Po raz drugi podałam nawet jakiś mniej lub bardziej wiarygodny powód. I w tym samym momencie poczułam, że nie mogę tego Wam zrobić ani sobie, a zwłaszcza sobie!

Tym bardziej nie mogę dłużej zwlekać z podsumowaniem miesiąca! Październik już w pełni, a ja się obijam. Wstyd! A więc nadrabiamy HOT MIX !!!

Dzisiejszego wieczoru towarzyszą mi Bill Withers i Ray Charles, także chociaż na koniec tego dnia znalazł się jakiś pozytywny akcent!

Prawdopodobnie wraz z wrześniem muszę pożegnać wszystkie ciepłe i słoneczne dni w tym roku. Trochę mi przykro, ale z drugiej strony cieszę się, że moje ulubione swetry oversize, płaszcze i botki w końcu przestaną tkwić na tyłach szafy i będą mogły zagrać pierwsze skrzypce!

W tym miesiącu tempo było naprawdę ostre i w całym tym pędzie nie zawsze udawało się wyciągnąć aparat!


Bedzie grzybowa i pierogi z kapuchą i grzybki w occie! Wszystko będzie!



Mąka i Woda. Warto odwiedzić! Bardzo! Koniecznie!



W Sturbacks najczęściej jestem Różą, albo Jagodą. Tak mam.
Jak nie mogę się zdecydować, to zabieram dwie torby! :D

Chowam już do szafy.