Znajdziemy się w damsko męskim świecie...

Przeczytasz trochę o kobietach, trochę o mężczyznach, o tym co nas łączy i dzieli! Mój punkt widzenia!

Jeżeli coś mnie w ciągu dnia zaciekawi - opiszę to!

Będę opisywać codzienne sytuacje, zwykłe rzeczy, ale z mojego punktu widzenia.

Tematy mody i urody nie będą Ci obce...

Pokażę Ci najnowsze trendy. Dowiesz się co jest modne i na topie w tym sezonie. Zadbam razem z Tobą o naszą urodę, pokażę co możesz robić, by czuć się wspaniale we własnym ciele.

Miej otwarty umysł..

Będę motywować, inspirować i pozytywnie Cię nakręcać każdego dnia. Taki mam plan!

czwartek, maja 30, 2013

Where you invite me to dinner? Veg Deli

Kolejne spontaniczne, ale jakże miłe odkrycie na warszawskiej mapie kulinarnych zakątków!

W związku z tym, że nasze stałe i sprawdzone miejsce (albo jedno ze stałych miejsc - też je kiedyś opiszę) było dzisiaj mocno okupowane przez "świętujących" mieszkańców Warszawy, musiałyśmy ugasić pragnienie i zaspokoić głód gdzieś indziej. A, że lubimy nowości i zawsze chętnie sprawdzamy nowe miejsca, a także mamy nieziemską radochę z odnajdowania wyjątkowych lokali skrzętnie ukrytych w miejskich zawiłościach ulicznych, tym bardziej się cieszymy kiedy trafimy na prawdziwą perełkę.

I tak właśnie było dziś. Przy ul. Radnej 14 natknęłyśmy się na Veg Deli. Piękne, klimatyczne wnętrze w starej kamienicy z niewielkim, bardzo przyjemnym ogródkiem, gdzie w donicach rosną zamiast kwiatów - warzywa! I chociaż absolutnie veganką ani wegetarianka nie jestem, to z czystą przyjemnością spróbowałam tej kuchni. A była to dla mnie zupełna nowość! Kuchnia Veg Deli opiera się jedynie na składnikach pochodzenia roślinnego! Warzywa, owoce, nasiona, zboża oraz kasze... a nawet burgera potrafią wyczarować :) Wyjątkowe smaki!

Zanim zabrałam się do pisania dzisiejszej notki chciałam poznać bliżej filozofię i ducha tego miejsca i tym bardziej jestem miło zaskoczona, bo na fun page Veg Deli czytając opis miejsca można odkryć niesamowitą pasję i pozytywną energię płynącą od właścicielek tego miejsca! Uwielbiam takie osoby! I cieszę się, że dziś tutaj trafiłam :)

Na początek zostałyśmy poczęstowane smalcem z ... jabłek :) Nie muszę mówić, że  pycha!

Później na stół wjechał mój vegański sexi burger z warzywami, majonezem curry na bułeczce z oliwkami :)
Entuzjazm i zadowolenie Wiśnia ma wymalowane na twarzy!
A co gasiło moje pragnienie? Koktajl z ogórka, imbiru, mięty oraz syropu z agawy. Ryzyko się opłaciło!

Gorąco Wam polecam. 
W końcu coś innego, pysznego i zdrowego! 

środa, maja 29, 2013

Pomysł na aranżację balkonu

Budownictwo z lat 70-tych nie dawało zbyt wiele pola do popisu jeżeli chodzi o przestrzeń balkonową. Ich rozmiary nie pozwalały na zagospodarowanie przestrzeni jako np dodatkowego miejsca wypoczynku. Również mentalność ludzi byla inna i nie mieli oni potrzeby wykorzystywania ich do innych celów niz np przetrzymywanie roweru zimą, lub jako lokum dla niepotrzebnych domowych rupieci. Na szczęście czasy się zmieniły i nowe budownictwo oferuje nam duże i przestronne balkony oraz tarasy. Niektórzy developerzy projektują nie jeden a dwa lub nawet trzy balkony przynależące do jednego mieszkania!

Obecnie balkon bywa często decydującym czynnikiem skłaniającym nabywcę do zakupu danego lokum. Być może jest to tylko moje przekonanie, ale dla mnie kluczowym kryterium przy poszukiwaniu mieszkania był właśnie balkon (pomijając oczywiście ograniczenia budżetowe). Im większy, tym lepszy. Byłam skłonna zdecydować się na mniejszy metraż mieszkania, na korzyść dużej przestrzeni balkonowej. 
Za każdym razem kiedy oglądałam kolejne mieszkanie najpierw nogi niosły mnie do drzwi balkonowych. Kiedy ten punkt spełniał moje wymagania mogłam oglądać całą resztę.

Najważniejszymi czynnikami, które pozwolą nam cieszyć się odpoczynkiem na swoim tarasie lub balkonie jest poczucie intymności i prywatności. Jeżeli mamy świadomość, że wścibski sąsiad nie będzie zaglądał nam z boku ani z naprzeciwka to już połowa sukcesu. Kolejnym czynnikiem jest hałas i ewentualny ruch uliczny. Jeżeli nasze mieszkanie położone jest w centrum miasta, po stronie mocno uczęszczanej ulicy również ciężko nam będzie o chwilę wytchnienia i odprężenia.

Ale jeżeli mamy to szczęście, że nic z powyższych nie będzie zakłócać nam spokoju, to możemy dać ponieść się fantazji i urządzić nasz balkon w prawdziwie magicznym i nowatorskim stylu. Ja już oczami wyobraźni widzę jak piję poranną kawę na swoim balkonie, albo delektuje się lampką wina przy zachodzącym słońcu. 
Szkoda tylko, że warunki atmosferyczne jakie serwuje nam pogoda w Polce dają nam tylko kilka miesięcy w roku na takie przyjemności. Ale radość czerpana z tych chwil, będzie tym bardziej nieoceniona :)

Kilka moich faworytów jeżeli chodzi o aranżację balkonu. Taka niewielka przetrzeń, a tyle uroku i radości. Każda w innym stylu. Każda niepowtarzalna. Każda ciekawa. Każdy znajdzie coś dla siebie ;)






Źródło:
www.josefineathome.blogspot.com
www.pinterest.com
www.stilizimo.com
www.designspirationsk.com
www.mallrooms.tumblr.com
www.silje-vanilijeis.blogspot.nl

wtorek, maja 28, 2013

9 błędów modowych popełnianych przez mężczyzn

W Polsce mężczyźni dbający o swój wygląd wciąż są w mniejszości, a wszelkie przejawy zainteresowania modą w dalszym ciągu uważane są za niemęskie. Kiedy wchodzę do sklepu, w którym jest kolekcja zarówno damska i męska często mam wrażenie, że chętniej znalazłabym coś ciekawego właśnie w dziale dla panów. Wybór jest ogromny i nie pojmuję tej totalnej ignorancji w tym temacie! Nie raz slyszałam męskie głosy, że  "strojenie się jest dla kobiet", "że to kobieta z ich dwojga powinna blyszczeć" itp. Ok. Ale my nie chcemy mieć u boku kogoś w rozciągniętym t-shircie, butach sprzed dekady i starych jeansach! Gwałcicie bezlitośnie nasze poczucie dobrego smaku.

Na co patrzeć nie mogę:

1. Szorty w kratkę, które bardziej wyglądaja jak bielizna, a nie krótkie spodenki, a Wy nosicie je na codzień..?

2. Skarpety do mokasynów. Zapamiętaj: mokasyny zakładamy bez skarpet, na bosą stopę!!!

3. Robienie z garniturowej koszuli, koszuli sportowej. 
Dzizasss, widzisz i nie grzmisz !!! Uwierz, że jak podwiniesz rękawy, rozepniesz dwa guziki i wypuścisz ją ze spodni w dalszym ciągu my widzimy, że to elegancka koszula do garnituru... była.

4. Za duże spodnie, za duże koszule, za duże marynarki. Tak, wiem, że lubisz komfort, a czym więcej luzu i swobody tym zapewne lepiej, ale w rzeczywistości, przy okazji, że jest Ci wygodnie to wyglądasz jak obwieś i niechluj.

5. Upychanie po kieszeniach spodni: portfela, kluczy od mieszkania, kluczyków od auta i wszystkiego co mężczyźnie niezbędne. Nic mnie tak nie raduje jak wielkie, kwadratowe, kanciaste, zagadkowe zniekształcenia  upchane w jeansach!

6. Koszula z krótkim rękawem. No nie wiem jak i z której strony chcieć ją ugryźć, to nijak mi nie pasuje i dla mnie to obciach! A jeszcze włóż ją pod garnitur i załóż do niej krawat, to aż chyba przytulę Cię do piersi ze współczuciem za wyczucie stylu ;)

7. Kurtka sportowa do garnituru. Każdy mężczyzna powinien mieć w szafie płasz. Wystarczy jeden, porządny, dobry gatunkowo - starczy Ci na lata. Serce się kroi, a oczy łzawią gdy widzę wystającą marynarkę spod narciarskiej kurtki.

8.Nigdy nie wpychaj t-shirt'ów do spodni! No chyba, że kawalerem chcesz zostać aż do śmierci!

9. Brudne buty. Nie wiem jak to jest, ale mój wzrok zawsze tam wędruje zaraz po tym jak obczaić uda mi się Twój tyłek :D Także pucuj buty, bo zgrabna pupa ci nie pomoże jeżeli masz niewypastowane obuwie.

O skarpetach do sandałów nie wspominam, bo albo to już po woli przeszłość i tylko wspomnienie czegoś co faktycznie miało miejsce, ale lata temu, albo poprostu los łaskawie się ze mną obchodzi, bo nie widziałam takiego przypadku już dawno. Może to oznaka, że jednak w tej materii jest jakiś postęp?

Czuję, że ten temat nie ma końca... W sumie mogłabym oddzielną notkę napisać o koszulach, garniturach, kamizelkach, noszeniu spinek do mankietów, doborze paska do spodni, długości krawata i rodzaju skarpet. Uuuch, tak to stanowczo na następny raz ;) Przy najbliższej okazji napiszę krótki przewodnik o tym jakich blędów nie popełniać przy doborze garderoby na ważne "garniturowe" okazje.

Błagam! Panowie! Weźcie sobie chociaż odrobinę moich rad do serca, a już będzie dobrze!



poniedziałek, maja 27, 2013

Jak dużo jest tchórza w tchórzu?

Wiesz co jest Twoim największym problemem? To, że jesteś tchórzem! Tak, boisz się!
I chociaż nie chcesz się przed sobą przyznać, to tchórza od nie tchórza łatwo odróżnić! Każdy tchórz zawsze ma przygotowana listę argumentów usprawiedliwiających jego tchórzliwą postawę. Wszystko potrafisz wytłumaczyć, zawsze znajdziesz powód, wymówkę i pretekst. Jesteś już takim perfekcjonistą, że nie tylko innym umiesz zamydlić oczy, ale i sam sobie.
Codziennie wieczorem zasypiając przenosisz się do swojego idealnego życia, które jest fikcją, wytworem Twojej fantazji. Snujesz w głowie historie, w których to Ty jesteś na szczycie, Tobie się powodzi, Ty podejmujesz trafne decyzje, a ludzie Cię podziwiają, doceniają i chcą być takim jak Ty.

Ale w rzeczywistości, to ty chcesz być takim jak oni. 

Wkurza Cię Twoja praca, ale nie masz wystarczająco dużo odwagi, by ją zmienić. Zawsze znajdzie się wymówka. A to kredyt, a to że zawsze możesz trafić gorzej, albo że nie przedłużą Ci umowy po okresie próbnym, że nowi ludzie, inne obowiązki, że znów będzie trzeba się wykazać... No tchórz i jeszcze leń w dodatku! Ok, to tkwij sobie w tym martwym punkcie, tylko już zamknij gębę!

Marzysz o własnym biznesie. Już wiesz co to miałoby być, widzisz w wyobraźni logo i nazwę, kilka razy nawet zrobiłeś kalkulację, wiesz kim będą Twoi klienci, ułożyłeś strategię na promocję, poznałeś swoich konkurentów i wiesz, że masz szansę, ale... jesteś tchórzem! 

Podoba Ci się Twój sąsiad, ale nie masz odwagi, by mu to powiedzieć. Faktycznie lepiej jest codziennie go obserwować, a wieczorem wyobrazić sobie, że łączy Was płomienne uczucie. To takie łatwe i takie bezpieczne i takie idealne.

W Towim związku już od jakiegoś czasu coś nie gra, ale wolisz przemilczeć, uciekać od tematu, bo gdyby tak zapytać wprost... odpowiedź mogłaby Ci się nie spodobać. Tak, graj na zwłokę, a problem na pewno sam się rozwiąże. 

Potem okazuje się, że nawet w najmniejszych, najdrobniejszych i najbardziej blahych sprawach również jesteś tchórzem.

Podoba Ci się sukienka w głębokiej, płomiennej czerwieni z nowej kolekcji... ale i tak kupisz czarną, bo po co się wyróżniać, skupiać na sobie uwagę innych i za nadto eksponować swój indywidualizm.

Trzymasz w ręku kartę z menu. Kilka pozycji zupełnie nic Ci nie mówi i chociaż chcesz wiedzieć co się pod tymi nazwami kryje, to ile razy tak naprawdę poprosiłeś kelnera o wyjaśnienie, pomoc? I tak częściej wybierzesz to co znasz i wiesz jak to ugryźć.

Marzysz o ognistej, krótkiej, chłopięcej fryzurze, a wiecznie masz ten sam nudny blond i grzywkę na bok?

... takich sytuacji można mnożyć w nieskończoność. Najpierw mówimy sobie, że jest na coś za wcześnie, że mamy czas, aż nagle zaczynamy mówić, że jest już za późno.

Boimy sie być sobą, być prawdziwi i szczęśliwi. Sami siebie ograniczamy i pozbawiamy w życiu tego co najlepsze. Staramy się udowodnić sobie i innym, że jesteśmy kimś, a w rezultacie udając kogoś, stajemy się nikim.




niedziela, maja 26, 2013

...coś jest, a później tego nie ma...

Twój związek przestaje być przyjemnością, a staje się pasmem konfliktów. Więcej wylewasz łez w poduszkę niż się śmiejesz. Lista przykrości jest dłuższa od przyjemności. To wystarczająco dobry moment na refleksje i zadanie sobie jednego bardzo ważnego pytania - czy to nie czas na to, by odejść?
Od jakiegoś czasu czujesz, że wciąż Ty kochasz (a właściwie coraz częściej masz wątpliwość czy kochasz), ale niekoniecznie działa to z odwzajemnieniem. Kiedy go nie ma tęsknisz, a kiedy sie pojawia - zaczynasz go nienawidzić. Kiedy Ty czujesz się źle sama ze sobą i źle z nim... 
Szkoda Twojego czasu i jego. Nie jesteś i nie będziesz w tym układzie szczęśliwa, a w rezultacie on również. Ktoś musi mieć w tym związku jaja i chociaż on nosi je w spodniach to obawiam się, że w rzeczywistości to Ty będziesz musiała udowodnić, że je masz!

Poniżej kilka przykładów zachowań, które powinny być sygnałem dla Ciebie, że tkwisz w czymś co straciło sens i prawdopodobnie nie zostało wiele, by ratować. Czas spakować walizkę i w końcu zacząć żyć!

1. Wasze rozmowy ograniczają się do ustalenia czy np. jest w domu pieczywo, albo że on dziś gra z kumplami w kosza i będzie później.

2. Straciłaś w nim wspracie. Wszystkie Twoje pomysły są niewystarczająco dobre, a Twoje plany na przyszłość bez sensu. Zamiast pchnąć Cię w góre, ciągnie na dno.

3. Zaczyna krytykować Twój wygląd, zachowanie. Kiedyś bylaś jego ideałem, a dziś wytknie Ci źle dobraną bluzkę do spodni, brzydkie buty i kiepską fryzurę. Poprawia Cie na każdym kroku, robi kąśliwe uwagi i docinki w towarzystwie.

4. Drobne prezenty, spontaniczny bukiet kwiatów, czuły sms w ciągu dnia? To przeszlość. Ostatanie takie przejawy miały miejsce w czasach waszych pierwszych randek. Teraz co najwyżej spontanicznie możesz dostać koszule do uprasowania.

5. Czas spędzasz tylko z jego znajomymi i rodziną. Kiedy proponujesz spotkanie w gronie Twoich bliskich, albo ma zgrabną wymówkę (no, akurat dziś kochanie to...), albo jeżeli już pójdzie to trąca Cię wymownie co 5 min pod stołem, by już iść.

6. Czas spędzany z kumplami przedkłada nad czas, który moglibyście spędzić we dwoje.

7. Co raz mniej między wami czułości, pieszczot i chemii. Już nie dostajesz całusa na dobranoc, seks staje się rzadkością i ogranicza się w dużej mierze tylko do czysto fizycznego zaspokojenia potrzeb, jego potrzeb!

8. On nie jest zdolny do żadnych zmian i kompromisów. Od siebie nie wymaga niczego, a od Ciebie aż nadto!

9. Odsunęłaś się od swoich znajomych, przestałaś dbać o swoje pasje i zainteresowania, zostawiłaś wszystko co było dla Ciebie ważne i postawiłaś go w centrum, by w rezultacie żyć jego życiem. 

Ponadto jezeli Twoj facet to gbur i ucieleśnienie buca, który do wszystkiego nastawiony jest sceptycznie, bez pomysłu i własnej inwencji, którego ulubionym miejscem na spedzenie czasu jest kanapa, TV i kumple - tym bardziej odpuść. Rzuć w cholerę, zrób to dla siebie! 
Nie będzie łatwo. Ale pomyśl: czy to jeszcze miłość, czy może już tylko przyzwyczajenie? Czy to obawa, że nikogo innego nie spotkasz? Nikogo lepszego? Obawa przed samotnością? Jaki jest taki jest, ale... jest. Pewnie, nie bije, nie pije - szczyt marzeń! Płacz, jęcz, zgrzytaj zębami i rwij włosy z głowy, aż i tak pewnego dnia w końcu wybuchniesz i odejdziesz. Później będziesz się tylko zastanawiała co trzymało Cię przy nim tak długo. 
Dlaczego chcesz zadowalać się półśrodkami? Przecież jak miłość, to tylko taka z fajerwerkami!!!

A potem weź głęboki oddech i zrealizuj wszystkie swoje plany i marzenia - poczuj się ze sobą lepiej niż kiedykolwiek! I znajdź prawdziwego faceta, a nie jego marną namiastkę.


tumblr.com
tumblr.com


czwartek, maja 23, 2013

7 przykazań dobrej kłótni

Kłótnie i sprzeczki są potrzebne. Czasami trzeba dać ujście swoim emocjom zamiast dusić je w sobie. Generalnie dobra kłótnia oczyszcza atmosferę, pozwala wiele wyjaśnić i zaprowadzić ład oraz porządek. Związek, w którym do kłótni, sprzeczek ani wymiany zdań nie dochodzi musi być albo straszliwie nudny, albo jedna strona na tyle zdominowała drugą, że tej nic nie pozostalo więcej jak tylko potulnie zgadzać się na wszystko, co w sumie też nie świadczy dobrze o relacji tych dwojga. 

Krótki przewodnik po tym jak prowadzić dobrą/zdrową kłótnie:

1. Nie zaczynaj od mówienia podniesionym głosem i krzyków. Taka postawa od razu podnosi ciśnienie Twojemu partnerowi i na pewno nie prowadzi do załagodzenia sporu. Agresja rodzi agresję, a nie chodzi o to by obrzucić się inwektywami i wykrzyczeć o kilka słów za wiele. W takim prowadzeniu kłótni nie ma nic konstruktywnego. 

2. Daruj sobie fochy i dąsy. Jeżeli na pytanie "czy wszystko ok?" odpowiadasz "tak", a z daleka widać, że księżniczka jest wielce obrażona i naburmuszona to i tak niczego nie osiągniesz. Nie licz na to, że Twój pratner dowie się o co Ci chodzi. I być może nawet chciałby nie tylko poznać swoją winę, ale również ją naprawić to przy takiej postawie narasta tylko jego frustracja, a problem jaki był taki jest.

3. Nie porównuj! Krytykowanie jego postępowania i przyrównywanie do wszystkich innych, wspaniałych, którzy "nigdy by Ci tego nie zrobili" działa niczym płachta na byka! A już wspomnienie o bylym... !!!??? 

4. Trzymaj się jednego, głównego tematu, który rozpoczął całą kłótnię. Skoncentruj się na nim i nie zaczynaj wędrówki po wszystkich wydarzeniach i spornych kwestiach, które mialy miejsce w ciągu całego Waszego związku. Jeżeli teraz na tapecie jest jego notoryczne spóźnianie się, to co do cholery ma do rzeczy fakt, że milion razy prosilaś go o opuszczanie deski klozetowej???

5. Nie histeryzuj i nie wymuszaj niczego płaczem. To co za pierwszym razem może rozczulić (a raczej przestraszyć) faceta i wywołać w nim porządaną zmianę nie będzie działało za każdym razem. Jeżeli przy każdej okazji zamierzasz histeryzować, zalewać się łzami i robić z siebie ofiarę on szybko rozszyfruje Twoją strategię i stanie się obojętny. Szantaż emocjonalny to nie jest sposób na zdrową kłótnię, ale idealny jeżeli chcesz by miał Cie dość!

6. Nigdy nie doprowadzaj do kłótni w towarzystwie osob trzecich. Robienie scen przy znajomych, rodzinie czy zupełnie obcych osobach to zupelny brak klasy. Takie rzeczy stosownie jest załatwiać w cztery oczy bez udziału świadków.

7. Każda dobra kłótnia powinna mieć pozytywne zakończenie. Dobry seks będzie w sam raz ;)

Na koniec jeszcze dwie kluczowe zasady. Nie ważne jak burzliwa jest wymiana zdań pamiętać należy o ogólnym szacunku do drugiej osoby oraz o kulturze języka. Przekleństwa, wylgaryzmy i epitety wykluczają się z wcześniej wspomnianym respektowaniem partnera.





To jak, kto dziś stestuje skuteczność tych zasad?

czwartek, maja 23, 2013

Podziel się radością z Coca-Cola!

Coca-Cola po raz kolejny stanęła na wysokości zadania i zrobiła świetną kampanię reklamową pod hasłem "Podziel się radością". Może nie jest to super innowacyjne, ale pokazuje jak w prosty sposób można zyskać dobrą reklamę, wzbudzić zainteresowanie i sprawić trochę radości.

Tylko pogratulować marketingowcom i PR-owcom pomysłu na nowe butelki, na których można odnaleźć swoje imię, popularne pseudonimy lub pieszczotliwe określenia. Zastanawiam się tylko, czy Coca Cola nie czerpała inspiracji ze wcześniejszej kampanii batonów Prince Polo? Pamiętacie, jak na opakowaniu zamiast logo można było znaleźć takie słowa jak miłość, szczęście, zakochanie, przyjaźń...? Intencja i przekaz był taki sam. Wywołać uśmiech, wytworzyć pozytywne emocje i skojarzenia. Mimo wszystko Coca-Coli wychodzi to znacznie lepiej.

Od razu widać, że konwencja przypadła konsumentom do gustu! Wystarczy spojrzeć na tablice portali społecznościowych, gdzie wiele osób chętnie dzieli się wizerunkiem swojej butelki. Kto inny może pochwalić się darmową reklamą o takim zasięgu? 
Poza tym, w jak uroczy sposób można przekazać drugiej osobie, że jest dla nas ważna... tanio i z polotem - wystarczy podarować puszkę Coca-Coli z napisem np. Skarb. Każda osoba przecież doceni taki przejaw czułości. To coś dla prawdziwych romantyków ;)

- Staramy się, aby każdy konsument mógł znaleźć butelkę ze swoim imieniem lub imieniem bliskich osób, ponieważ na opakowaniach Coca-Coli znajduje się ponad 150 najpopularniejszych imion w Polsce, które używane są przez blisko 90% osób w wieku 12 - 29 lat. W procesie druku etykiet imiona były nanoszone losowo, proporcjonalnie do częstotliwości występowania ich w polskim społeczeństwie - przekonuje Alicja Jelec, odpowiadająca za markę Coca-Cola w Coca-Cola Poland Services.
Miejmy nadzieję, że nowe butelki nie zaowocują zamieszaniem przy lodówkach w sklepach, gdzie każdy będzie przerzucał dziesiątki promocyjnych opakowań w poszukiwaniu "tej jedynej"! Optymistycznie wyrażam nadzieję, że nie ma wśród nas aż takich idiotów ;)
Kampania trwa od początku maja, a jej zwieńczeniem będzie Coke Live Music Festival (9-10.08.2013 Kraków).

Coca-Cola nie szczędzi na pormocji i wkracza we wszystkie media, atakuje z każdej strony, także zapewne nikt nie pozostanie obojętny i z trudem przyjdzie nam znaleźć osobę nie znającą akcji. Telewizja, media społecznościowe, blogosfera, inetraktywne formaty outdoor, wsparcie w kanale sprzedaży tradycyjnej i nowoczesnej, sampling, imprezy i wiele innych...

A Ty? Znalezłeś już swoją butelkę?

 

wtorek, maja 21, 2013

Z cyklu: wakacje Twoich marzeń - CHORWACJA


Dzisiaj zabiorę Was na wycieczkę do Chorwacji. A tak naprawdę w tą podróż zabierze Was moja Wiśnia, to ona przygotowała relację ze swoich podróży po tym wyjątkowym kawałku ziemi :) Usiądźcie wygodnie, bo będzie co czytać!


Chorwacja usytuowana jest nad krystalicznie czystymi wodami Adriatyku, gdzie klimat sprzyja rozwojowi śródziemnomorskiej roślinności i gdzie z uwagi na jej historię znajduje się wiele zachwycających swą architekturą zabytków. Wszystko to sprawiło, że zakochałam się w niej bez pamięci! Wiążę z tym miejscem niezapomniane chwile i masę wspomnień. To miejsce, do którego się wraca, które nie może się znudzić i które za każdym razem można odkryć na nowo. 
W trakcie jednej z podróży, mieszkając u przesympatycznego chorwackiego małżeństwa usłyszałam legendę o powstaniu Chorwacji, która głosi, że gdy Pan Bóg stworzył świat, wezwał do siebie wszystkich ludzi aby podzielić między nich ziemię, ale okazało się, że jeden z narodów nie otrzymał nic. Pan Bóg nie byłby jednak Panem Bogiem, gdyby szybko czegoś nie wymyślił ;-) Stworzył więc piękny skrawek ziemi u stóp Adriatyku i podarował go Chorwatom. Patrząc z góry na ten urokliwy zakątek uronił ze wzruszenia łzy, które spadając do Adriatyku zmieniły się w tysiące cudnych wysp, z których dziś słynie Chorwacja.

Dziś Wybrzeże Chorwacji liczy prawie 6000 km długości (+ wybrzeża wysp rzecz jasna) i rozciąga się od Istrii poprzez Kvarner, moją ukochaną Dalmację aż do granicy z Czarongórą.

Jeśli uwzględnicie Chorwację w swoich planach wakacyjnych to z czystym sumieniem Wam ją polecam! Polecam tak gorąco jak gorące są promienie chorwackiego słońca :-) Gdybyście wahali się co do rejonu, to przeprowadzę Was po kilku moim zdaniem obowiązkowych punktach podróży: 

SZYBENIK - to najstarsze, renesansowe miasto u wybrzeży Adriatyku. Obowiązkowym punktem do zwiedzenia jest Katedra św. Jakuba, którą budowano aż przez 100 lat! Prawdopodobnie z budową zeszło się tak długo ze względu na fakt, że wznoszono ją bez użycia jakichkolwiek spoiw, jedynie idealnie dopasowanych kamieni. 

TROGIR - miasto, którego nie należy, a wręcz nie można ominąć! Absolutnie zachwycające. Niepowtarzalny klimat, który tworzą mnóstwa wąskich uliczek oraz średniowieczna zabudowa. Nocą miasto tętni życiem niezliczonych kawiarni, barów, restauracji oraz miejsc, w których tańczyć można do rana w takt chorwackich rytmów.  

SPLIT - centrum komunikacyjne Chorwacji. Do ogromnego portu przypływają turyści, a wśród nich mnóstwo gwiazd z całego świata. Na zwiedzenie Splitu wystarczą dwa dni (warto zobaczyć Pałac Dioklecjana oraz Rivę czyli główną nadmorską promenadę). Stąd promem można dotrzeć na jedną z wielu urokliwych wysp: Brać, Hvar (zwana Lawendową Wyspą, wpisana na listę dziedzictwa kulturowego UNESCO), Korćula (podobno z tej wyspy pochodzą najlepsze wina i oliwki w całej Chorwacji), Vis lub Śolte.

DUBROVNIK - kolejny obowiązkowy punkt na mapie Chorwacji. Miasto to jest uważane za jedno z najpiękniejszych na naszej planecie. Swoje nadmorskie posiadłości posiadają tu ponoć gwiazdy z całego świata, także wypatrujcie na spacerze np. Beyonce :-) O niezwykłości Dubrovnika świadczy również fakt, że Stare Miasto zostało wpisane na listę dziedzictwa kulturowego UNESCO. Warto zobaczyć Pałac Rektorów, Pałac Sponza oraz Katedrę Zegarową. Charakterystycznym punktem widokowym są średniowieczne mury obronne mierzące aż 25 m wysokości! Nie polecam zwiedzania ich za dnia, ponieważ kilkuminutowy spacer na takiej wysokości bez skrawka cienia może skończyć się poparzeniami skóry lub udarem. 
Wymienianie wszystkich miejsc wartych zobaczenia jest bez sensu ponieważ musiałabym na to poświęcić kolejny dzień :-) Po prostu musisz zobaczyć Dubrovnik - jest fascynujący! 

RIVIERA MAKARSKA - kocham, uwielbiam, ubóstwiam! Za każdym razem gdy odwiedzam Chorwację, w tym mieście zawsze zatrzymuję się na dłużej. Stylistyczne odzwierciedlenie piękna i harmonii przeplatane niepowtarzalnym zjednoczeniem się gór i morza. Ludzie są tu przemili, a w szczególności Panowie więc nie uśmiechaj się zbyt zalotnie bo w cenie jednej gałki lodów (a są genialne!!!) dostaniesz trzy i nim zdążysz spróbować będziesz musiała wyrzucić do kosza tą płynącą w słońcu, rozpuszczoną, lodową papkę :-) A i ostrożnie z komentarzami.... W Makarskiej zdecydowanie szybciej dogadasz się po Polsku niż np. po angielsku. Chorwaci mają opanowany nasz język lepiej niż nam się wydaje. 
Spacerując promenadą nie sposób zdecydować do którego baru, gospody lub restauracji wejść. Każda wyjątkowa, przytulna, z wyśmienitą, aromatyczną  regionalną kuchnią.  
Mały, aczkolwiek niezwykle urokliwy rynek Makarskiej to centrum rozrywkowe miasta. Tutaj imprezy trwają do białego rana!
Za każdym razem planując wakacje w Makarskiej wybieram prywatną kwaterę, która w ostatecznym rozrachunku wychodzi dużo taniej niż pobyt w hotelu.  Polecam szukanie kwater przez stronę biura podróży TEMPET lub ADRIATIC. Kwatery są przestronne, dobrze wyposażone i przede wszystkim czyste! Czy wynajmujecie pokój dwuosobowy czy też całe piętro lub dom, zawsze będziecie mieli do dyspozycji kuchnię, balkon lub taras. 
Do Chorwacji nigdy nie leciałam samolotem ponieważ połączenia lotnicze są tam bardzo drogie, tak samo jak wycieczki organizowane przez biura podróży - mają zdecydowanie mocno zawyżone ceny. Polecam organizację wyprawy we własnym zakresie. Autem podróżuje się wygodnie i w miarę szybko. Najdłuższy jest oczywiście sam wyjazd z Polski, później to już czysta przyjemność podróżowania. Jeśli nie byliście w Czechach, Austrii lub Węgrzech to może warto zahaczyć kilka punktów po drodze? Z Warszawy do Makarskiej mamy niecałe 1500 km, co w moim przypadku zajęło 16 godzin. 
Pamiętajcie aby przed wyjazdem wymienić złotówki na euro, a te na miejscu na kuny. Radzę też pożegnać się ze wszystkimi przed podróżą i poinformować, że odezwiecie się dopiero po powrocie ;-) Chorwacja nie jest jeszcze w UE i połączenia telefoniczne to kosmicznie droga przyjemność :D 
Aaa... i cenna rada drogie Panie: jeśli używacie kremu do opalania z filtrem 30 to do Chorwacji zabierz zdecydowanie SPF 50; z chorwackim słońcem nie ma żartów;)
Riviera Makarska to skupisko kilkunastu małych kurortów, różniących się od siebie klimatem i charakterem, a że odległości między nimi wynoszą zaledwie od kilku do kilkunastu kilometrów, warto sprawdzić, która z tych miejscowości odpowiadałaby nam najbardziej. Moim zdaniem godne uwagi są: Brela (Amerykański Forbes umieścił plażę w Breli na szóstej pozycji dziesięciu najpiękniejszych plaż na świecie i jednocześnie uznał ją jako najpiękniejszą w Europie), Baśka Voda (bardzo modne miejsce wśród osób lubiących nocne życie), Tućepi (uznawane za najbardziej romantyczne miasto na Rivierze Makarskiej), Podgora (miasto z dwiema dużymi marinami - czyli idealne miejsce dla wielbicieli pięknych jachtów), Gradac (posiada najdłuższą plażę na całej Rivierze). Istnieje całkiem niezły patent na zwiedzenie prawie całej Riviery w jeden dzień - a mianowicie Fish Piknik. Jest to całodniowy rejs statkiem zatrzymującym się co jakiś czas w najciekawszych zakątkach Riviery. Najdłuższy, bo aż dwugodzinny przystanek trwa w porcie miasta Bol posiadającego ogółem 15 km piaszczystych i kamienistych plaż z najbardziej znaną - Zlatnij Rat. Ten kamienisty cypel stanowi unikatowy fenomen i jest wcinającym się w głąb morza półwyspem, którego kształt i położenie zależą od wiatru i prądów morskich. Coś niesamowitego! Poza tym Fish Piknik sam w sobie jest bardzo przyjemnym przeżyciem. Przez cały rejs towarzyszyć Wam będzie muzyka, piękne krajobrazy, smaczne, świeże ryby podawane przez samego kapitana oraz polewana na okrągło tradycyjna chorwacka rakija o przeróżnych smakach. Kosz takiej wyprawy to ok. 20 - 25 euro/os. - naprawdę warto! 
No i na sam koniec: w jakikolwiek rejon Chorwacji byście się nie wybierali - nie zapomnijcie o butach do wody. Po pierwsze - plaże są w większości kamieniste, a po drugie w wodzie często można trafić na jeżowce, a spotkanie z nimi do najprzyjemniejszych nie należy.

Dla miłośników przyrody polecam zwiedzenie Wodospadów Krka oraz Jezior Plitwickich. Widoki zapierające dech w piersiach! Na opisywaniu ich możnaby spędzić kilka godzin, a na zwiedzenie całych kompleksów należy zarezerwować minimum cały dzień. Zdecydowanie warto.

Podsumowując... chcę do Chorwacji!!! Znowu! 









niedziela, maja 19, 2013

Śniadanie na trawie czyli żoliborski TARG Śniadaniowy!

W związku z tym, że słońce nie pozwala się wyspać i ściąga mnie z łóżka już parę minut po  7.00 nie mam wyjścia i muszę rozpoczynać swój dzień bardzo wcześnie, mimo że chciałoby się poleniuchować chwilę dłużej, w końcu sobota do czegoś zobowiązuje ;)
Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło! Grzechem byłoby nie skorzystać z takiej pogody, tym bardziej, że nigdy nie wiadomo jak długo dane nam będzie się nią cieszyć. Weekend zapowiadali burzowy, ale Matka Natura okazała się łaskawa i zafundowała nam prawdziwie letnią aurę.

Na Żoliborzu uruchomiono cykl Targow Śniadaniowych, który wszystkim polecam! Rewelacyjna miejska inicjatywa!
Nie można rozpocząć sobotniego poranka lepiej. Świeże warzywa, aromatyczne pieczywo, ekologiczne wyroby, prawdziwe domowe wypieki, tradycyjne wędliny, przeróżne przetwory to tylko namiastka tego, czego można skosztować na targach. Każdy znajdzie dla siebie coś pysznego. Przyznam, że udało mi się skosztować naprawdę zaskakujących rzeczy, połączeń smaków, których nie znjadziecie nigdzie w sklepie. 
Targi odwiedzają głównie młodzi ludzie, często z całymi rodzinami. Można rozłożyć się z kocem i piknikować przez pół dnia, dla najmłodszych zorganizowane są specjalne strefy zabaw, a w tej edycji również warsztaty ceramiczne. Dodatkowo do śniadania przygrywa sympatycznie jakiś mniej lub jeszcze mniej znany muzyk tudzież kapela. Generalnie bardzo pozytywnie! Frekwencja była naprawdę zaskakująca, ale trudno się dziwić w końcu pogoda idealnie nadawała się do konsumpcji na świeżym powietrzu! A wiadomo, że posiłek  najlepiej smakuje w towarzystwie!

Energię i orzeźwienie już na samym wejściu zapewniła nam Bombilla!



My postawiłysmy na klasykę w śniadaniowym wykonaniu, czyli jajecznicę. Kolejnym razem na pewno skusimy się na coś mniej przewidywalnego, bo przecież wybór jest ogromny!




Moje serce skradł sorbet, ręcznie robiony o smaku ananasa i mięty - mega orzeźwiający. Wiśnia pozostała wierna truskawce i to byl strzal w dziesiątkę! Smak nie odbigał owocu zerwanemu prosto z krzaka - 100% truskawki w truskawce!




Wrócę tam! Nie raz, nie dwa!







sobota, maja 18, 2013

Where you invite me to dinner? Pausa Włoska

Tutaj mnie nie zapraszaj. Nie żeby coś było rażąco nie fajnego, ale nie było nic, co skłoniłoby mnie do powrotu w to miejsce. Mowa o Pausa Włoska przy ul. Ząbkowskiej 9. Restauracja Czesława Mozila. Tuż po otwarciu było zatrzęsienie gości, dziś raczej problemu ze stolikiem nikt mieć nie powinien. Niewielkie, proste, wnętrze. Surowe cegły, drewniane stoły. Bez udziwnień. Dość przytulne, ale czegoś mi w nim zabrakło. Czegoś, co nadałoby miejscu niepowtarzalny charakter i klimat. A przecież Praga jest bardzo klimatyczna.



Karta nie była przepastna i to na plus. Jako kobieta mam problemy z decyzyjnością, a tutaj dosłownie 3 do 5 pozycji z rodzaju sprawiły, że nie było sie nad czym zastanawiać.

Na przystawkę, która przystawką w karcie nie była zamówiłam sałatkę ze smażonym kozim serem, grillowanymi warzywami w dressingu bazyliowym. Hmm... no w sumie niezłe, ale... czy ktos u licha jest w stanie jednorazowo zjeść dwa tak wielkie kawałki koziego sera? Jeden kawałek - tak. I to było moje maksimum, wszystko na co bylo mnie stać. Nie lubię zostawiać jedzenia, ale w tym przypadku nie bylo wyjścia...





... a to też dlatego, że jako danie główne wjechała na stół pizza. Standardowo postawiłysmy na Caprese (mozzarella, bocconcini, bazylia, pesto). I ona mnie nie zachwyciła, ale na duży plus fakt, ze wypiekana jest w opalanym drewnem piecu, które jest sercem tego miejsca. 

Klasycznie kończymy deserem. Moim zdaniem najlepszy (czyt. najsmaczniejszy) moment podczas całej kolacji. No, jeszcze Grolsh był dobry, ale w tym zaslugi restauracji nie ma ;)



W Pausa Włoska jest duży (choć to pojęcie względne) wybór win. Niestety nic więcej się w temacie nie wypowiem, bo na winach się nie znam, kto lubi i jest obeznany niech sprawdzi i sam wyda opinię.

A! Ceny bardzo przystępne. Pizza w granicach 19-23 pln. Zupa 12 pln, sałatki 19-25 pln. Danie główne pomiędzy 19-36 pln. Każdy znajdzie coś dla siebie i smakowo i w odpowiednim przedziale cenowym dostosowanym do zasobów prortfela.



piątek, maja 17, 2013

To much freedom will kill you!

Poznając swoją drugą połówkę przez pierwsze miesiące na oczach mamy różowe okulary, nasze życie to same uniesienia i niekończąca się euforia. Karmimy i poimy się uczuciem do drugiej osoby. W pewnym momencie emocje opadają, w końcu zaczynamy widzieć rzeczy takimi jakie są. Kiedy relacja się umacnia, czas błogo mija, staż związku wydłuża się, a my czujemy się ze sobą totalnie nieskrępowani i na luzie pojawiają się one... dziwne, obrzydliwe nawyki i zachowania.

Niepojęte zupełnie jest dla mnie dlaczego na pewnym etapie związku, ludzie czują tak wielką swobodę, że nie mają oporów przed ujawnianiem swojej delikatnie mówiąc przyprawiających o mdłości zachowań.
Oczywiście, nic co ludzkie nie jest nam obce, ale puszczanie bąków, ostentacyjne bekanie, dłubanie w nosie, drapanie się po jajkach w towarzystwie drugiej, ukochanej nam osoby to nic innego jak brak szacunku i kultury. I nie mam na myśli jednorazowych/wyjątkowych sytuacji, ale nagminnie pojawiające się zachowania! Prym w tej kwestii wiodą niestety mężczyźni!

W wielu związkach drzwi w łazience nie istnieją! Błagam, zachowajmy jakiekolwiek resztki intymności dla siebie. Każdy potrzebuje własnej przestrzeni i prywatności. Nie wszystko musimy robić razem. O ile wspólny prysznic jest sexi, o tyle wspólne wypróżnianie nie znajduje się na pewno na tej liście. Jest wiele ciekawszych rzeczy, które można robić razem.

Bliskość w związku - jak najbardziej pożądana, ale bierzmy pod uwagę odczucia drugiej osoby. Jeżeli ktoś  mówi, że pewne zachowania mu nie odpowiadają to znaczy, że tak jest, a Twoja umiejetność wybekania "kocham Cie" nie jest porywająca. Dbajmy o naszą kulturę współżycia, chyba że obrzydzenie siebie partnerowi to nasza metoda na skuteczne zakończenie związku. To napewno efektywny sposób na utratę atrakcyjności i wzbudzenie ogólnej odrazy.

Żeby nie było, że czepiam się tylko Panów... panie też potrafią być odpychające. Garści włosów na podłodze lub zapychające odpływ prysznica, ewentualnie tkwiące w szczotce do włosów, pozostawianie kobiecych przedmiotów higieny osobistej na widoku (oczywiście mam na myśli te już wykorzystane), albo obcinanie paznokci (zwłaszcza u stóp) nie kontrolując ich trajektorii upadku. To najczęściej odpycha facetów. Zapewne znalazłoby się tego wszystkiego więcej.

Ale dość o obrzydlistwach. Co mnie zastanawia... w takich "dziedzinach wspólnego życia" nie mamy przed sobą zachamowań, żadnych barier, żadnego tabu; ale już z taką łatwością nie przychodzi nam dzielenie się swoimi uczuciami lub problemami. Często ukrywamy informacje o kłopotach ze zdrowiem lub niepowodzeniach w pracy. Kobiety wstydzą się swojego ciała/fizyczności, udają orgazmy, a mężczyźni masturbują się pokątnie! Dlaczego?

Wstyd jest rzeczą naturalną i nie powinniśmy robić nic na siłę, ale częściej ukrywamy to o czym mówić się powinno, a demonstrujemy zachowania niepożądane.


www.tumblr.com

www.tumblr.com

www.tumblr.com



wtorek, maja 14, 2013

My medical choice - Angelina Jolie

Cały świat żyje dziś jednym wydarzeniem. Każdy chociaż raz usłyszał, przeczytał, czy rozmawiał dziś na ich temat. Mam na myśli najsławniejsze od dziś piersi (a raczej już ich brak). Piersi Angeliny Jolie.

Tak jak ze wszystkim co kontrowersyjne i szeroko komentowane, tak i w tym przypadku znaleźli się zwolennicy kroku Angie, którzy wychwalali ją za odwagę oraz Ci co szybko ją potępili uznając, że nadaje się conajwyżej na przypadek psychiatryczny.

Nie wierzę, by jakakolwiek kobieta poddała się takiemu zabiegowi nie mając 100% pewności, że jest to najlepsze posunięcie w jej przypadku. 

Ze względu na dziesiątki wpisów, artykułów, wzmianek w każdym możliwym medium nie chciałam komentować tej sprawy i powielać tego co już na pewno przeczytaliście, ale stwierdziłam, że mimo wszytsko jest to temat bardzo istotny chociażby ze względów edukacyjnych. A edukacja w dalszym ciągu jest najwazniejszym aspektem profilaktyki. Czy jakakolwiek inna kampania społeczna nawołująca do regularnych badań profilaktycznych może pochwalić się takim zasięgiem? Nie. Warto zastanowić się ile kobiet teraz pomysli o sobie, zbada się i być może zapobiegnie tragedi. I tutaj wielki szacunek dla Ageliny. Brawo!

Zastanawiam się ilu mężczyzn poddałoby się takiemu profilaktycznemu zabiegowi np. orchidektomii* w przypadku podobnej diagnozy? Zapewne żaden. 
Kobieta dla zdrowia, z rozsądku i odpowiedzialności nie tylko za siebie, pozbywa się największego atrybutu kobiecości. Facet ma na to za małe jaja.



www.foxnews.com

*orchidektomia (z eurologia.pl) - chirurgiczne usunięcie jąder w przypadku podejrzenia nowotworu 

poniedziałek, maja 13, 2013

There's no such thing as altruism...?


Jak daleko altruiście do egoisty? Wbrew pozorom myślę, że bardzo blisko mimo, że te dwa określenia przeciwstawia się sobie.

Kim jest altruista? Osoba niosąca bezinteresowną pomoc innym, stawiająca dobro innych nad własne. Ofiarna, uczynna, krystaliczna w swych czynach i zachownaiu. Możnaby powiedzieć - złoto nie człowiek.

Kim jest zatem egoista? Osoba działająca zawsze w interesie własnym, kierująca się własnym dobrem, patrząca na wszystko przez pryzmat własnego ja.

Ok. Skoro już wszystko to sobie uporządkowaliśmy i wiemy co czym jest, to możemy się zastanowić ile faktycznie altruizmu jest w altruizmie i czy tak naprawdę nie karmi sie on egoizmem.

Wracając dzisiaj z pracy po drodze mijałam starszego Pana, na oko wyglądał na około 80 lat, który siedział  na  przeciwko supermarketu na maleńkim stołeczku (a może to nawet nie był stołeczek, tylko jakiś ulepek desek), przed sobą miał 5 może 10 bukietów konwalii rozłożonych na kawałku brezentu czy innej tkaniny. Smutna, zmęczona twarz, skulona sylwetka. Żal mi się go zrobiło, ale go minęlam. Stop. Jednak po chwili zatrzymalam się i postanowiłam wrócić. Kupiłam jeden bukiet. Koszt 5zl. Żaden dla mnie wydatek, a dla niego być może to więcej niż jestem w stanie sobie wyobrazić. 
Kiedy szłam z tym bukiecikiem zaczęłam się zastanawiać... czy moje zachowanie, odruch były objawem altruizmu? Myślę, że po części na pewno, bo przecież nie mogłam oczekiwać niczego w zamian, żadnej dodatkowej korzyści. Z drugiej strony wiedząc, że pomogłam temu człowiekowi poczułam, że tak naprawdę zrobiłam dobrze, ale sobie.  To ja poczułam się sama ze sobą lepiej. To takie moralne zadowolenie z samego siebie. To tak jak bym przybiła sobie w myślach "piątkę" i odhaczyła dobry uczynek. I teraz nie wiem, czy to było egoistyczne zachowanie, bo mi poprawiło humor, a gdzieś przy okazji zrodziło się z empatii? A może efektem altruistycznego zachowania była ta nagroda w postaci dobrego samopoczucia, bo fajnie jest pomagać? 
Tak więc do kogo w rezultacie mi bliżej, tego złego czy dobrego?

A taka np. Doda kiedy nagłaśniała akcję oddawania szpiku kostnego dla osób chorych na białaczkę... czy był to przejaw czystego atruizmu? Czy może gdzieś z tyłu głowy, przez chociażby ułamek sekundy przemknęła jej myśl, że może mieć z tego korzyść? I chociaż cała akcja odniosła duży sukces, pozyskano mnóstwo nowych dawców i chwała jej za to, to czy aby Doda naprawdę nie zastanawiała się nad tym co jej działania znaczą nie tylko dla innych, ale i dla niej samej.

A kiedy ustępujesz miejsca starszej Pani w autobusie, to co tak naprawdę czujesz? A kiedy w kolejce przepuścisz ciężarną? Robisz to tylko z troski i dobrego serca? A może dlatego, bo tak wypada? A może ktoś pomyśli o Tobie "jaka kulturalna młodzież" i to już byloby miłe...

No i na takich rozważaniach minęło mi popołudnie... 






niedziela, maja 12, 2013

Be my first date?

Obserwowałaś go bardzo długo. Rzucałaś nieśmiało uwodzicielskie spojrzenia, kilka razy spotkaliście się w większym gronie wspólnych znajomych. Zawsze wyglądałaś uwodzicielsko, delikatnie i czarująco. Koleżankom już od tygodni o nim opowiadasz, a w głowie układasz setki scenariuszy waszego wspólnego życia na kolejne conajmniej 30 lat. Kiedy Ty codziennie żyjesz w wyimaginowanym świecie fantazji nagle dostajesz wiadomość... od niego. Zaproszenie na randkę (na marginesie - znienawidzone przeze mnie określenie).

I w tym momencie uruchomiona została cała, gigantyczna machina. Proces przygotowań potrafi trwać nieskonczenie długo. Później tylko przetrwać spotkanie, nie dać plamy i zostawić wybranka z apetytem na więcej. A pod koniec upojnego dnia pogłębiona analiza wydarzeń i relacja do przyjaciółek.

Ok, zatem co się dzieje przed randką.
Wisisz na telefonie z trzema przyjaciółkami, na zmianę konsultując najdrobniejszy szczegół dotyczący swojego wyglądu. Spodnie, czy sukiennka? Obsacy, czy płaskie buty? Włosy upięte, czy uwodzicielsko rozpuszczone? Paznokcie naturalne, czy krwista czerwień? I masa innych istotnych szczegółów. Kiedy to już masz za sobą zastanawiacie sie nad tym co ów wybranek zaplanował na wspólny wieczór. Kolacja? Jeżeli tak to jaka knajpa? Czy będzie to coś z fantazją, czy klasyczne i oklepane włoskie żarcie, lub tak modne przez ostatanie lata sushi... Ale zaraz! Nawet jeżeli włoskie żarcie, to co zamówisz, bo przecież nie chcesz by sos po spaghetti kapal Ci po brodzie, a jeżeli sushi to czy aby na pewno sprawnie posługujesz sie pałeczkami...? Żeby nie było obciachu... I tutaj następuje wyjątkowo bogaty rozkład wszelkich mogących wystąpić możliwości na czynniki pierwsze. Za wczasu próbujesz przewidzieć wszystko aby absolutnie nie dać się zaskoczyć. A dzięki temu tak na prawdę fundujesz sobie tylko dużą porcję stresu, bo przewidzieć wszystkiego nie dasz rady... Znasz to? ;)

A co kiedy ów wybranek zajeżdża po Ciebie o ustalonej godzinie...?
Nadszedł ten moment. Dzwoni i mówi, że jest i już na Ciebie czeka. Ty gotowa jesteś już od dobrych  30 minut i wyczekujesz w napięciu, ale oczywiście udajesz zaskoczenie, w pośpiechu mówiąc, że będziesz za 2 minutki (niech wie, że nie siedziałaś tu gryząc pazurów w oczekiwaniu!). No i czekasz te 2 minutki, które dlużą się jakby to wieczność cała była! W międzyczasie sprawdzasz fryzurę, nakładasz kolejną warstwę błyszczyku, poprawiasz piersi w staniku, by wyglądały na pełniejsze i kontrolujesz pośladki, czy aby wyglądają wystarczająco sexi w tych nowych jeansach! No, teraz już możesz iść...

Potem już z górki. Robisz duże oczy, zerkasz słodko co chwilę, uśmiechasz się zalotnie, bawisz się kosmykami włosów, albo wodzisz palcem po kieliszku raz na jakis czas dotykając palcami warg. Do tego eksponujesz swoje długie nogi, co chwilę chichocząc z jego niekoniecznie trafnych żartów. Jesteś pełna wdzięku, entuzjazmu, oczy Ci błyszczą, błyskotliwie prowadzisz rozmowę, uwaznie słuchasz, niekiedy komplementujesz. Ale w międzyczasie już w głowie analizujesz każdy jego gest i słowo, by rozszyfrować jego zamiary. No i koniecznie musisz zapamiętać każdy szczegół, bo będą to istotne kwestie w relacji, którą za chwilę bedziesz zdawała przyjaciółkom.
A obstrzał pytań będzie na pewno bardzo skrupulatny i wnikliwy. Interpretacja każdego jego gestu,  zachowania, słowa, spojrzenia to będzie zajęcie na kolejne godziny, a niekiedy dni.

Panowie, czy zdawaliście sobie sprawę ilu emocji i atrakcji nam dostarczacie?






czwartek, maja 09, 2013

Endomondo can change your life!

Nie tylko Endomondo, ale każda podobna aplikacja!


Współzawodnictwo i rywalizacja jest super. Fantastyczne uczucie zostawić kogoś w tyle, niech się raduje widokiem naszych zgrabnych pośladków!
Można rywalizować ze wszytskimi, również ze swoimi znajomymi, bo aplikacja umożliwia dzielenie się wynikami naszych treningów on line - gdziekolwiek jesteś. To również motywuje.
Ale co za radość rywalizować z innymi, kiedy najwiekszą satysfakcję tak naprawdę daje pokonywanie samego siebie! 

Aplikacja taka jak Endomondo to nie tylko liczby, czyli informacje o przebytych kilometrach, czas, kalorie. Dla mnie to przede wszystkim jak dotąd najlepszy motywator ku temu by ruszyć tyłek z domu.

Zimą chodziłam na siłownię, ale kiedy pogoda dopisuje, szkoda spedzać dwie godziny w oparach potu innych ludzi. Teraz swoje treningi przeniosłam na łono natury i daje mi to o 100% więcej satysfakcji.

Każdy kolejny trening to sprawdzenie siebie. Czy pobiegnę dłużej, dalej, szybciej? To wewenętrzna walka, bo przecież najgorzej zawieść się na samym sobie. 
Dodatkwo aplikacja zapisuje wszystkie nasze wyniki, przebyte trasy, także wracając do historii treningów nie chcę widzieć braku postępów. No i kolejna rzecz, głupio byłoby zobaczyć zbyt długą przerwę - czyli uświadomić sobie własne lenistwo! Nie pozwalam sobie na więcej niż dwa dni z rzędu bez treningów!!!

Po pierwsze robisz to dla siebie - nie dla innych, a po drugie robisz to dlatego, że kochasz swoje ciało, a nie, że go nienawidzisz! :)

Czy macie pojęcie ile ludzi biega? Ja już się uzależniłam. A Ty?