Znajdziemy się w damsko męskim świecie...

Przeczytasz trochę o kobietach, trochę o mężczyznach, o tym co nas łączy i dzieli! Mój punkt widzenia!

Jeżeli coś mnie w ciągu dnia zaciekawi - opiszę to!

Będę opisywać codzienne sytuacje, zwykłe rzeczy, ale z mojego punktu widzenia.

Tematy mody i urody nie będą Ci obce...

Pokażę Ci najnowsze trendy. Dowiesz się co jest modne i na topie w tym sezonie. Zadbam razem z Tobą o naszą urodę, pokażę co możesz robić, by czuć się wspaniale we własnym ciele.

Miej otwarty umysł..

Będę motywować, inspirować i pozytywnie Cię nakręcać każdego dnia. Taki mam plan!

środa, stycznia 29, 2014

Co gorsze? Być obojętnym, czy natrętnym?

W kwestii emocji i uczuć lubimy popadać w skrajność.

Rozmawiałam z koleżanką, która w euforii opowiadała o swojej nowej sympatii. Ciacho, chodzący ideał. Wysoki, inteligentny, z poczuciem humoru, ma pasje. Opisywała go z takim podnieceniem, tyloma detalami i przejęciem w głosie, że o mały włos sama się w nim nie zakochałam. 

Skończyła i cisza...

- No i? - pytam
- No nic. Tyle.
- Ale co dalej? Rozmawiacie, spotykacie się, będzie coś z tego?
- No coś Ty!!! Ja mu nawet w oczy nie patrzę jak go mijam! - odpowiedziała z odczuwalnym oburzeniem.

No tak. Najlepiej śnić sobie o takim po nocach, wzdychać do jego zdjęcia i czekać jak się chłopak domyśli, że ta oschła, wyniosła baba, która wpadła mu w oko, też zupełnie przypadkiem na niego leci!

Drążę temat dalej:

- a nie możesz do niego zagadać?
- chyba oszalałaś! Jeszcze pomyśli, że na niego lecę! 

... wiele by się nie pomylił - ale to już tylko dodałam sobie w myślach.

Potem zgdałam się z kolejną znajomą. Ta, od tygodnia wydzwania do faceta, którego poznała u znajomych na imprezie. Zdobyła jego numer, ale on po krótkiej wymianie korespondencji, przestał się odzywać. Zaznaczam, że nie minęła jeszcze doba od kiedy on tak ostentacyjnie milczy! Zostawiła mu w międzyczasie wiadomość na fejsie i raz nagrała się na pocztę. Teraz zastanawia się, czy nie podpytać wspólnych znajomych, czy nie stała mu się krzywda, czy nie zgubił telefonu, a jeżeli nie, to o co chodzi??? Ułożyła kilka zgrabnych wymówek dla niego, ale może on najzwyczajniej w świecie udusił się właśnie jej oddechem, bo nie dała mu chwili wytchnienia ani odrobiny przestrzeni?
- szkoda, że nie postanowiła czatować pod jego drzwiami, by z miną srającej kotki oczekiwać wyjaśnień tej ignorancji!

Prawdopodobne, że żadnej z nich się nie uda. Jedna nie robi nic, a druga aż za wiele.


wtorek, stycznia 21, 2014

Urządzam mieszkanie - cz. V - zawodowo wydaję kasę

Dopiero teraz zaczynam odczuwać jak wielką frajdą jest wydawanie kasy i robienie zakupów.
Umówmy sie, że wiedziałam to już od dawna, ale to co przeżywam teraz to orgazmiczne doznanie.
Tak, nigdy nie sądziłam, że kupno tostera lub czajnika da mi taka radochę, ale tak jest. Poprostu czuję, że jestem w swoim żywiole. I wiem skąd to poczucie...

Kiedy chodze po galeriach handlowych, zawsze gdy tylko coś mi wpadnie w oko nasuwa mi się myśl, nad którą zapanować nie potrafię: czy ja tego potrzebuję? a potem kolejna: czy to jest warte swojej ceny?

I tak połowa uroku i fanu znika, a w głowie toczy się walka. Walka rozrzutnej, beztroskiej mnie z tą powściągliwą, opanowaną i rozważną. Skutek jest różny, ale nawet jak wygra ta pierwsza to i tak satysfakcja z zakupów jest o połowę mniejsza. Gdzieś tam z tyłu głowy szamoczą się jakieś zabłąkane myśli w skutek których nie potrafię aż tak cieszyć się z kolejnej pary butów, na którą tyram w pocie czoła.

Ale wróćmy do tego co dzieje się ze mną teraz, bo ten stan jest fantastyczny! Wchodzę do sklepu, przemierzam półki, rzucam wzrokiem i omiatam okolicę, dokonuję błyskawicznego wyboru, chwytam za pudełko i kieruję się w stronę kasy. Zajebiste! 
Rozważna i opanowana JA siedzi cicho, bo doskonale wie, że ja poprostu tego wszystkiego potrzebuję! Toster - wiadomo! Kto nie miał sytuacji, gdy wracał późną nocą do domu po upojnej, pełnej szaleństw nocy i pierwsze kroki kierował do kuchni, by przygotować sobie ciepłego tosta z ciągnącym się serem i ketchupem? On poprostu musi być! Bez czajnika też się nie obędzie. Nawet teraz czuję tą zakupową euforię! 

Jeszcze nie wiem tylko do końca czy ten cały fenomen zakupowy to wynik tego, że urządzam swoje mieszkanie i to jest takie ekstra, czy to, że w końcu mogę kupować dużo i bez ograniczeń? Zupełnie mi nie przeszkadza, że nie kupuję sukienek ani torebek, a są to np. mop i deska do prasowania... to jeszcze warte jest przemyślenia.

poniedziałek, stycznia 20, 2014

Jestem człowiekiem ograniczonym

Nie myśl sobie, że tylko ja - Ty również jesteś ograniczony drogi czytelniku.
Nie piszę tego, by kogokolwiek obrazić. Piszę, by uświadomić Wam to, co dziś uświadomiłam sobie.

Zadałam sobie pytanie:

"Co byś zrobił/w co zaangażowałbyś się bez wahania, gdybyś miał pewność, że nie poniesiesz porażki?"

Bez chwili zastanowienia w mojej głowie zaczęły układać się odpowiedzi. Było ich kilka i trochę mnie to zaniepokoiło.

I właśnie w tym momencie zdałam sobie sprawę jak bardzo jestem ograniczona. Ograniczona poprzez strach, obawę. 

I wkurzyłam się.

I postanowiłam to zmienić. No jeszcze tego byłoby mało, by jakaś słabość, nędzne odczucie lęku zapanowało nade mną i odbierało mi radość. Bez szans!


niedziela, stycznia 19, 2014

Urządzam mieszkanie - cz IV - terminy, a co to są terminy?

Kolejne odkrycie dotyczące urządzania mieszkania za mną: terminy nie istnieją, albo są bardzo płynne.

Śnilo mi się, że rano wstałam, wyjrzałam przez moje gigantyczne okno, omiotlam wzrokiem pół Warszawy, a potem na balkonie napiłam się kawy opierając nogi o barierkę. Tylko, że to niestety był tylko sen.
W rzeczywistości nie mam łóżka, nie mam kuchni, a na balkonie leży śnieg! Jedyne co jest, to wielkie okna i ten widok! Dobre i to.

Mam wrażenie, że od dłuższego czasu, gdy ktoś zadaje mi pytanie "kiedy się wprowadzasz?", ja odpowiadam "za tydzień". Tygodni mineło już wiele, a ja wciąż wszystkim mówię "za tydzień". Za każdym razem wydaje mi się to bardzo realnym terminem, aż do momentu gdy nie zadzwoni Magik i nie powie, że "Pani Marto, majstrzy dwa dni nie będą pracować, bo jeden ma tragedię w rodzinie", potem dzwonią ze sklepu, że musili na kilka dni wyłączyć piec hartowniczy (nie wiem czy tak on się na pewno nazywa) i na zamówienie będzie trzeba kilka dni dłużej poczekać.. Nawet sklepy internetowe mnie oszukują i najpierw piszą, że dostawa w 24h, a po złożeniu zamówienia dzwonią i mówią, że "potrwa to 2-3 dni, bo akurat tego sprzętu nie mamy w chwili obecnej na magazynie".

Wszystko miało być już teraz, zaraz, za chwilę, bez opóźnień, na czas. Najszybsze, najsprawniejsze, od ręki - acha! Na pewno! Takimi tekstami to oni ich, ale nie mnie!

Spoko, za tydzień sie wprowadzam :)


Kolejna dawka inspiracji wnętrzarskich:





pics.: 
www.myidealhome.com
www.pinterest.com
www.myworldapart.com




niedziela, stycznia 19, 2014

Tańczę solo!

Kiedy dana rzecz zależy tylko ode mnie, to wszystko jest w porządku. W takich sytuacjach doskonale wiem, że jeżeli coś mi sie uda to mogę sobie pogratulować i zafundować podwójną bitą śmietanę do kawy w nagrodę. Jeżeli dam ciała to tylko na własne życzenie. Wszystko to kwestia mojej motywacji, zaangażowania i starań włożonych w dane przedsięwzięcie.

Gorzej, jeżeli do pełni mojego zadowolenia i satysfakcji potrzebne są chęci tej drugiej osoby, a ona niestety nie chce współpracować. Moje wszelkie próby i starania idą na marne, a jakiekolwiek porozumienie wydaje sie być niemożliwe. Czuję, że nie mam nad pewnymi rzeczami kontroli, żadnego wpływu. To uczucie mnie denerwuje, frustruje, ale momentami również poprostu dobija. 

Każdy chciałby na swoim konce odnotowywać tylko sukcesy.

Podobno do tanga potrzeba dwojga, dlatego już wiem, dlaczego na parkiecie wolę tańczyć solo. 

Tak, jestem typem perfekcjonisty, a dodatkowo natura wrażliwca każe mi mocno przejmować się każdą, jedną porażką. Słowa tkwią we mnie i uwierają bardzo długo zmuszając do niekończącej się analizy. Wracają tyle razy, że już sama nie wiem jak brzmiały w pierwotnej formie. 

Szukam recepty jak odpuścić i wrzucić na luz.





sobota, stycznia 11, 2014

Urządzam mieszkanie - cz III - śmigło w dupie!

Już miesiąc minął od momentu kiedy odebrałam klucze i wraz z ekipą mojego Magika wkroczyliśmy do mieszkania. Pisałam już o trudach bycia dizajnerem, o kolejnych trudach dotyczących poruszania się alejkami sklepów budowlano-wykończeniowych, a dziś napiszę o kolejnej trudnej kwestii - o tym, że czerwona strzała musi być zawsze zatankowana i w gotowości, bo w trakcie remontu nie znasz dnia ani godziny kiedy sytuacja zmusi cię do podróży. 

Po miesiącu doświadczeń już wiem, że nie wyobrażam sobie dwóch rzeczy:

- nie posiadać auta
- remontować mieszkanie oddalone o długie kilometry od obecnego miejsca zamieszkania

Moje ostatnie tygodnie to niekonczący się kurs pomiędzy obecnym miejscem zamieszkania, nowym mieszkaniem a niezliczoną liczbą sklepów. W Leroy Merlin już witają mnie z imienia, w Castoramie od samego wejścia mam swojego osobistego doradcę. IKEA nie ma przede mną żadnych tajemnic, ich ekspozycje znam na pamięć. Pracuję jeszcze na obslugą w OBI, ale zapewne to kwestia czasu.

Jak dzwoni do mnie Magik, to od razu się spinam, bo zawsze zaczyna słowami: "Pani Marto, mogę zająć pół minutki?" Odpowiadam: "Pewnie". I kończymy po 15!

Codziennie robię obchód po wszystkich sklepach w okolicy. "Pani Marto, zabrakło 3 paneli", "Pani Marto brakuje dwóch białych płytek", "Pani Marto, trzeba dokupić jeszcze jedną srebrną listewkę", "Pani Marto, proszę podjechać, bo nie wiemy na jakiej wysokości montować półkę", "Pani Marto, Pani Marto, Pani Marto..." Ta historia nie ma końca.

W tygodniu, po wyjściu z pracy, zjeżdżam do domu przed 22.00 i zasypiam jak dziecko z trudem znajdując siłę, by zamienić z kimś jeszcze kilka słów.

Oprócz tego, że jestem szefem i wizjonerem to obstawiam stanowiko kuriera i centrali telefonicznej obsługując Mamę, Magika, Pana od drzwi, Pana od drugich drzwi, Pana kuriera i wszystkich innych miłych Panów po drodze.

Śmigło w dupie to za mało!

A! I żeby było jasne, wcale się nie użalam ;)

Druga część inspiracji...







fot. tumblr.com

niedziela, stycznia 05, 2014

Nowy rok - znów tylko przyszłość

Podoba mi się to stwierdzenie - znów tylko przyszłość, biała kartka...

Co prawda w filmie "42 - prawdziwa historia amerykańskiej legendy" chodziło o nowy sezon baseballowy, ale nowy rok kalendarzowy można zinterpretować podobnie. 

Czyste konto. Tak, jakby całą przeszłość zostawić za drzwiami. Rozpocząć od nowa, z nową energią, nowymi celami i oczekiwaniami. Duża eforia i całkiem pokaźny optymizm. Zobaczymy tylko na jak długo ich starczy.

W tym roku pierwszy raz nie mam żadnych postanowień. Po doświadczeniach z ostatanich lat wiem, że nie są mi one do niczego potrzebne, a z ich konsekwentną realizacją bywa różnie. Wystarczą mi te, które stawiam sobie na bieżąco.

Polecam Wam zrobić to samo.


czwartek, stycznia 02, 2014

Są tu jacyś cierpiętnicy? Masochiści? Niewolnicy? Sługusy?

Związki to ciężki kawałek chleba, albo jak kto woli orzech do zgryzienia. Trzeba mieć wyczucie, by wiedzieć jak dobrze je pielęgnować, by jak najdlużej cieszyć się urodzajem. Ponadto trzeba również w porę zdać sobie sprawę, kiedy ta ziemia plonów już nie przyniesie i należy podjąć działanie, by nie przyniosła strat.

Wszyscy wokoło żyją romantycznym wyobrażeniem o miłości. On i ona, łącząca ich iskra, nić porozumienia, pożądanie, uderzenie, kop, spojrzenie, magia... cokolwiek. Kiedyś i ja myślałam, że kiedy to mam, to cała reszta lekko, przyjemnie i spontanicznie się ułoży, a my będziemy ćwierkać i spijać sobie z dziubków do poźnej starości. 

Szybko zweryfikowałam swoje poglądy. Związek to ciężka orka. Zaczynasz mysleć nie tylko za siebie, ale już za dwoje. Musisz wiedzieć kiedy przybrać rolę matki, kiedy przyjaciela, a kiedy kochanki. Kiedy zwolić, a kiedy nadać tempa. Kiedy sie wycofać, a kiedy przeć przed siebie. Uczysz się czytać z twarzy, z oczu, z mowy ciała. Wciąż się zastanawiasz, zgadujesz, analizujesz, rozszyfrowujesz. Coś wyczuwasz, czegoś się spodziewasz, snujesz domysły a potem działasz. Czasami trafnie, czasami mniej. 

Pewnie pytacie w myślach - zgadujesz? rozszyfrowujesz? A może wystarczyłoby zapytać? Porozmawiać? Pewnie, że tak, ale to nie tylko kobiety na pytanie: "czy wszystko ok" odpowiedają "tak", a potem milczą do wieczora chodząc strute.

Napięcie rośnie. Cisza, aż dźwięczy w uszach. Zaczynasz chodzić na paluszkach i z partnerem obchodzić sie jak z jajkiem. Narastają konflikty, nieporozumienia. Po magii i pożądaniu pozostało już widmo przeszłości... co dalej?

Powiem Ci, co robisz Ty. Chodzisz na paluszkach dalej, nadskakujesz, kokietujesz, podlizujesz się, stajesz na głowie, by coś zmienić, stosujesz różne umizgi, schlebianie... Ciągniesz ten stan jeszcze kilka miesięcy (mam nadzieję, że nie lat) czekając, że chwilowy kryzys zaraz minie. Jaki jest koniec tej historii? Mogą być dwa:

- Twój partner odchodzi od Ciebie, pozostawiając Cię w głębokiej depresjii i smutku, obwieszczając, że pojawił sie ktoś inny. Ty byłeś za dobry, miękki, nudny, mdły, uległy - w efekcie zniewieściały. 

- Ty odchodzisz od partnera, bo nie wytrzymujesz ciągłej oziebłości, olewactwa i zupełnej obojętności.

Co łączy oba te rozwiązania?
Nienawiść do byłego partnera. Od miesięcy żyliście w letargu, stagnacji. Wasz związek staczał się i nieuchronnie prowadziło to do końca. Twój wkład w jego ratunek był nieoceniony, ale niewystarczający. Niewystarczający, jak zawsze, gdy rzecz zależy od dwóch osób, a nie tylko od Ciebie.

Co powinieneś zrobić? Odejść te kilka miesięcy wcześniej zachowując piękne wspomnienia i szacunek do drugiej osoby, a głównie do siebie.