środa, czerwca 18, 2014

Nie chcę, ale i tak wstanę i zrobię... kiedyś

Weszłam do domu włócząc prawie nosem po podłodze. Zmęczona i może nawet trochę nie w sosie... ale to drugie muszę jeszcze zweryfikować. Jeszcze butów nie zdjęłam, a już komputer posmyrałam po touchpadzie, by zaliczyć stały rytuał: fejs, poczta, fejs. Wszystko to trwa 10 sekund, bo na fejsie od dawna wieje nudą, a na pocztę dostaję tylko SPAM.

Chciałoby się położyć i nic nie robić. Ale nie. Widzę te talerze na stole i te szklanki w zlewie i chociaż wmawiam sobie, że wcale nie muszę ich teraz sprzątnąć, że mogą tam jeszcze trochę postać to kiepsko mi idzie przekonywanie samej siebie. Im dłużej patrzę, tym więcej widzę. O! Lekko przyschnięte zielone badyle w doniczkach. No nie! Ale z drugiej strony przekąpać ich aż sześć to się zejdzie z 10 minut. Długo. Za długo jak na mój obecny stan. Czas mija, a mi się co raz bardziej nie chce.

Co robić? Rozsądnie byłoby wstać, ogarnąć wszystko i mieć z głowy. W sumie nie więcej jak kwadrans roboty. Szybko i po bólu. Ale ciało ani drgnie, nic się nie słucha.

Matko, jeszcze żelazko stoi do schowania i trzy bluzki rozrzucone podczas porannego szału kompletowania garderoby! Nie zdzierżę...

...ale się nie położę, ale też nie wstanę i nie ogarnę.
Pójdę do sklepu, a może po powrocie coś się zmieni i mi się zachce bardziej.



Siedzę...


i cholera widzę!

0 komentarze: