niedziela, sierpnia 04, 2013

Lady in red! Taki piątek, nie poradzisz!

Miałam napisać o mojej krwistoczerwonej zwiewnej sukience, która sprawiła, że bardzo niespokojnie przemierzałam dziś przez miasto, a to dlatego, że co chwilę zastanawiałam się czy może gdzieś mi coś nie wystaje, może poszedł szew, albo nie daj boże coś się podwinęło eksponując te części ciała, które niekoniecznie są do wglądu dla szerszej publiczności. Dwukrotnie wyjmowałam lusterko sprawdzając, czy może coś mi się rozmazało, albo, że maszeruję z papilotem we włosach? Nie. Wszystko bylo ok. Poprostu czerwień przyciąga wzrok! I nie musisz mieć do tego szpilek. A sukienka sama w sobie wulgarna również nie była.
Także Kobieto! Noś czerwień jeżeli chcesz zwrócić na siebie uwagę :)

Ale nie o sukience miało być.

Cały czas myślę o sytuacji, którą zaobserwowalam w autobusie. 
Usiadłam prawie na końcu, przy drzwiach. Na przystanku weszły dwie dziewczyny. Zupełnie zwykłe, całkiem przeciętne. Usiadły na samym końcu pojazdu. Jedziemy tak przez chwilę. W pewnym momencie za autobusem zaczyna jechać dwóch rowerzystów. Byli bardzo blisko, jak wiadomo wygodnie jedzie sie za autobusem, bo zanika opór powietrza. Jedna odwróciła się i z uśmiechem pomachała ręką. Chlopak na rowerze również się usmiechnął. Za chwilę druga również wykonała gest świadczący o zainteresowaniu. Ot co! Taka rozrywka podczas nużącej podróży komunikacją miejską. Potem jedna z dziewczyn wyciągnęła kartkę, coś na niej napisała i przyłożyła do szyby. Panowie dojechali blisko, ale widać było, że nie mogą odczytac treści. Na przystanku, gdy autobus otworzył drzwi, jeden z nich wpadł prędko do środka, zabrał kartkę i obydwaj odjechali. Całkiem romantico, o ile na kartce był numer telefonu i o ile będzie ciąg dalszy!
Ta sytuacja wprawiła mnie w dobry humor na resztę wieczoru :)

Od wyprawy do Grecji marzyłam o jednej rzeczy. Pojść do Aioli i napić się watermelon strawberry cooler. Generalnie jest to koktajl bezalkoholowy, ale idealnie smakuje również z alkoholem. Wieczorem zamawiam go z podwójną wódką i jestem szczęśliwa. Smakuje wyśmienicie! Jak żaden inny standardowy drink! Niestety po 10 minutach od zamówienia okazało się, że zapasy arbuza na ten wieczor już się wyczerpały! Taki pech! A jeszcze 21.00 nie było! A sami wiecie jak to jest kiedy od kilku dni, albo tygodni chodzi za Wami pewnien smak (lub cokolwiek innego) i kiedy jesteś już tak blisko spotyka Cię nagle takie rozczarowanie!

No nic! Ten wieczór dopiero się rozpoczął!
Z Wiśnią przemierzałyśmy o północy Stare Miasto rykszą z naszym night driverem Krzysztofem i jego psem! Pies albo biegł obok, albo siedział z nami. Urządzałysmy zawody rykszarskie i całe szczęście zawsze wygrywałyśmy, bo przegrani pokazywali klaty! Swoją drogą nieźle szło nam naganianie klientów!
W międzyczasie Wiśni udało się zgubić obcas, co zawsze wydawalo mi sie możliwe tylko w filmach. Chociaż Wiśnia jest moim mistrzem jeżeli chodzi o wcielanie filmowych scen w życie ;)


Jest kadr z rykszarskiego wyścigu, jest dzielny nasz pies towarzysz i wspomniana czerwona kiecka...
Są i pierwsze gołe torsy przegranych. Super, że Panowie mieli na tyle luzu, by faktycznie wywiązać się z zakładu ;)

Dalszą część wieczoru przehulałyśmy na parkiecie. Skończyłam po wschodzie słońca z zaproszeniem do Paryża i kolejną piosenką, o której już dawno zapomniałam. Wszystko dzięki Panu taxówkarzowi, który przemierzył chyba wszystkie zakamarki swojego mózgu, by przypomnieć sobie autora tego utworu! Super, że się udało! :) ... a to ze ścieżki do Pulp Fiction! 


Kawałek z taxi. Meczę od samego rana!