Spóźnialstwo uważam za jedną z najgorszych przypadłości ludzkich. Dla mnie to oznaka braku szacunku i okradanie innych z ich cennego czasu. Irytuje, wkurza, drażni i doprowadza do furii.
Nie spóżniam się. Przynajmniej staram się tego nie robić. Ale ja dziś nie o tym...
Rzecz w tym, że byłam umówiona. Wszystko ustalone, czas i miejsce potwierdzone.
Pojawił się jeden problem. Szafa zupełnie ze mną nie współgrała. A właściwie to było tak, że wymyśliłam w głowie plan w co sie ubrać, ale jak się później okazało wyobraźnia mnie zawiodła... albo poniosła. Totalna pomyłka. Nic nie leżało tak jak powinno. Tandeta, badziewie i miernota w pełnej krasie.
Czas nieubłaganie mijał. Szafa przeniosła się na łóżko. Sterta ubrań narastała w ekspresowym tempie. Moje rozdrażnienie nabierało coraz większych rozmiarów, istny szał. Każda kolejna próba okazywała się gorszą od poprzedniej. Było mi gorąco, frustracja za chwilę miała siegnąć zenitu.
Uff. Udało się. Są pewne klasyczne zestawy, ktore nigdy nie zawodzą.
Przyszłam spóźniona. Fuck!
Mój towarzysz ze zniecierpliwieniem, wymownie spoglądając na zegarek spytał:
- skąd ten poślizg?
Niewiele miałam na swoje usprawiedliwienie:
- uznałam, że mimo wszystko lepiej jest przyjśc spóźnioną, niż brzydką!
Zrozumiał.
:)
pics. modacafe.pl |