wtorek, września 03, 2013

Czy faceta można zmienić?

Owszem można - na innego. ZAWSZE! 
Czy to pocieszające? I tak i nie.

Pocieszające, bo facet to nie matka, której sobie nie wybierasz. Jaką masz, taką kochać musisz.
Mniej pocieszające, bo czasami poświęcasz sporo czasu i energii na relację, która w efekcie okazuje się być bez przyszłości. Kiedy okres zauroczenia mija, a różowe okalary robią się przeźroczyste nagle okazuje się, że Twój wybranek posiada więcej wad niż zalet. Bywa.

Tylko co wtedy robi taka kobieta.? Próbuje zmienić biednego faceta. Za wszelką cene stara się, by w najdrobniejszym szczególe mimo wszystko spełniał jej wyobrażenia o mężczyźnie idealnym. Jeżeli kwestie sporne dotyczą drobiazgów to jeszcze nic złego, bo kultury i dobrych manier faceta nauczyć trzeba i ich wymagać również. Ale jeżeli nie rozchodzi się o rzeczy tak banalne jak opuszczanie deski klozetowej, czy odkładanie naczyń do zmywarki po jedzeniu, to mamy doczynienia z problemem większego kalibru. I tu zaczynają się schody.

Zazwyczaj kobiety próbują zmienić wszystko. Dosłownie. Zaczynają niewinnie. Proponują wspólne zakupy, by wybrać dla niego kilka drobiazgów niezbędnych w jego garderobie, czym delikatnie, ale dość sugestywnie dają znać, że ogólnie jego styl jest beznadziejny. Po pierwszym sukcesie nabierają rozpędu i ochoty na więcej. Zmiana fryzury? Koniecznie. Zmiana hobby? Pewnie. Przecież wędkarstwo to nuda, a motocykle są niebezpieczne! Zmiana znajomych? Też. Jego kumple to brudasy i połglówki. W głowie im tylko chlanie i dupy. Twój idealny mężczyzna nie może przebywać w tak ograniczonym towarzystwie! Kolejne zmiany wchodzą już na bardziej zaawansowany etap - zmiana zachowania, poglądów... Krok po kroku sprawdzasz granicę, jak daleko możesz się posunąć i nigdy nie jest Ci mało.

Stop. 

Po pierwsze właśnie unieszczęśliwiłaś jednostkę gatunku męskiego. Dziś on jeszcze może nie do końca zdaje sobie sprawę z tego, że przygasł, że coś zaczyna go uwierać. Coś czuje, ale jeszcze nie wie co to. Nie doszedł do tego, że Ty, ta czarująca istota, która co rano z uśmiechem wita go po przebudzeniu ściągnęłaś tą wielką czarną chmurę nad jego głowę i używając swoich kobiecych wdzięków rozpoczęłaś proces transformacji.

Pal sześć tą męska jednostkę. Skoro miękki jest jak ciastolina i dał sie urobić jego problem. Ale zastanawia mnie dużo bardziej coś innego. Po co, u licha brać faceta, którego się nie akceptuje i który tak daleki jest od ideału? Co jest fajnego w ciągłym wytykaniu błędów, poprawianiu, narzucaniu własnego zdania, nierzadko szantażu, który na pewno stosujesz, by postawić na swoim... Za grosz spokoju nie masz w takiej relacji!

Od razu przypomina mi się Tede w Operacji Tuning, gdzie w podsumowaniu każdgo odcinka pokazywał kilka naprawdę wiejskich tuningów. To jak ludzie z marnego golfa chcieli mieć mercedesa (czy cokolwiek innego). Tutaj sytuacja jest podobna. Golf nigdy nie będzie mercedesem. Facet lubiący podarte jeansy, wędkę i browar nigdy nie będzie strojnym lalusiem delektującym się lampką wina. Może być. Chwilę. Ale natury nie oszukasz!

Schowaj swoje wyobrażenia o nim pod poduszkę i akceptuj go w pełni, albo skończ to i szukaj swojego ideału. Pozwól mu pozostac sobą, bo kiedy go rzucisz nie będzie miał ani ciebie ani siebie. 

Pamiętaj, nic na siłę.

P.S. To chyba pierwszy  mój tekst, gdzie staję w obronie mężczyzn. Progres? 

:)




Absolutnie uwielbiam tego gościa!!!