wtorek, grudnia 31, 2013

Kilka spostrzeżeń z przedsylwestrowych przygotowań - studium mojego przypadku

Jest godzina 17.00, właśnie umęczona usiadłam w sypialni na łóżku. Rozglądam się dokoła i własnym oczom nie wierzę, że to pobojowisko powstało dzięki tym delikatnym rączkom. Moim rączkom. 

Teza nr 1. Kobiety muszą mieć garderobę.
Gdybym miała garderobę oddzielną, a nie w sypialni to moje łóżko nie wyglądałoby teraz jak ciuchland po eksplozji. Niestety znaczna większość zawartości szafy leży skotłowana właśnie na nim. Zanim wyjdę będę to musiała niestety posprzątać, bo jak wrócę sponiewierana nad ranem to ani mi w głowie walczyć z tymi szmatami.

Zaznaczam, że do tej pory nie znalazłam zestawu idealnego na ten wieczór. Zrobiłam postęp, bo o 14.00 miałam tylko buty. Teraz mam spódnicę, chociaż tutaj jeszcze nic nie jest przesądzone.

O 15.00 jeszcze latałam za rajstopami. W efekcie kupiłam 5 par! Czarne i cieliste, grubsze i cieńsze, a każde innej firmy. Zawsze mam stres, że jak je założę to zaciągnę, albo okaże się że mają za mało lajkry, albo za dużo, albo odcień nie taki. Teraz mam wybór. Chociaż jedna para musi być odpowiednia. 

Chciałam też kupić szampana i coś do chrupania. Biedronka - kolejka stała juz nawet po koszyk, a ta do kasy zawijała się gdzieś hen między regałami. Mój wzrok tak daleko nie sięgał. Poszłam do Simple - analogiczna sytuacja. Czy wszyscy dostali sraczki i muszą w Sylwestra robić zakupy?

Kolejny mój dzisiejszy paradoks. Przecież ja nie lubię Sylwestra, a szykuję się conajmniej jakbym na rozbieraną randkę szła. Nogi mimo że gładkie to musialam pro forma maszynką przejechać. Na twarzy mam maskę, która gwarantuje same cuda - więc czekam. Paznokcie malowałam dwa dni temu, ale muszę je pomalować raz jeszcze, no bo... no bo jak inaczej?! 

Czuję, że to dopiero początek moich przygotowań, a już jestem zmęczona. Nie wiem co przyniosą kolejne godziny, strach pomyśleć

Życzcie mi szczęścia i wytrwałośći.

Co za oksymoron, ale na szczęście ostatani w tym roku ;)