Jest taka jedna noc w roku, kiedy musisz bawić się dobrze. A nawet powinnam powiedzieć więcej: musisz bawić się wybornie, najlepiej, pierwszorzędnie i wybitnie. Ciąży na Tobie wielka odpowiedzialność. Przecież wszyscy nastepnego dnia będą wypytywać o tą jedyną w swoim rodzaju, szaloną imprezę. A jak mowią: jaki sylwester taki cały rok. Więc nie masz wyjścia i kombinujesz co zrobić, by nadać tej nocy jak najwięcej wyjątkowości.
Dla mnie noc sylwestrowa nie ma żadnego uroku. Wymusza sztuczne zadowolenie i radość. Muszę iść i w dodatku dobrze się bawić, a powrót przed świtem wpisać już na konto noworocznych porażek.
Na bale w hotelach czuję się za młoda. Impreza w klubie - nie będzie się różnić niczym od tej z ubiegłego tygodnia. Raz byłam na sztuce w teatrze i choć było sympatycznie to nie tego klimatu szukałam w tę noc. Byłam też na miejskim sylwestrze na pl. Konstytucji, ale szybko straciłam czucie w kończynach i na gwałt szukałam schronienia w pobliskich pubach - nie trafiłam najlepiej.
Jakby nie patrzeć każda z tych opcji wiąże się z inwestycją kilku stówek w bilet wejściowy, no i kolejne kilka stówek na sukienkę i całą oprawę. Teraz moim przelicznikiem są garnki albo sprzęt AGD więc stanowczo wolę te pieniądze przeznaczyć np na piekarnik. Więcej z niego radochy i pożytku w nowym roku, niż ze wspomnień bólu głowy z dnia następnego.
Mimo, że nie lubię Sylwestra, to już czuję nerwowość i niepokój.
Nie chcę, a ulegam tej cholernej presji...
poniedziałek, grudnia 30, 2013
Taka noc - Sylwester
poniedziałek, grudnia 30, 2013
In my head