czwartek, stycznia 02, 2014

Są tu jacyś cierpiętnicy? Masochiści? Niewolnicy? Sługusy?

Związki to ciężki kawałek chleba, albo jak kto woli orzech do zgryzienia. Trzeba mieć wyczucie, by wiedzieć jak dobrze je pielęgnować, by jak najdlużej cieszyć się urodzajem. Ponadto trzeba również w porę zdać sobie sprawę, kiedy ta ziemia plonów już nie przyniesie i należy podjąć działanie, by nie przyniosła strat.

Wszyscy wokoło żyją romantycznym wyobrażeniem o miłości. On i ona, łącząca ich iskra, nić porozumienia, pożądanie, uderzenie, kop, spojrzenie, magia... cokolwiek. Kiedyś i ja myślałam, że kiedy to mam, to cała reszta lekko, przyjemnie i spontanicznie się ułoży, a my będziemy ćwierkać i spijać sobie z dziubków do poźnej starości. 

Szybko zweryfikowałam swoje poglądy. Związek to ciężka orka. Zaczynasz mysleć nie tylko za siebie, ale już za dwoje. Musisz wiedzieć kiedy przybrać rolę matki, kiedy przyjaciela, a kiedy kochanki. Kiedy zwolić, a kiedy nadać tempa. Kiedy sie wycofać, a kiedy przeć przed siebie. Uczysz się czytać z twarzy, z oczu, z mowy ciała. Wciąż się zastanawiasz, zgadujesz, analizujesz, rozszyfrowujesz. Coś wyczuwasz, czegoś się spodziewasz, snujesz domysły a potem działasz. Czasami trafnie, czasami mniej. 

Pewnie pytacie w myślach - zgadujesz? rozszyfrowujesz? A może wystarczyłoby zapytać? Porozmawiać? Pewnie, że tak, ale to nie tylko kobiety na pytanie: "czy wszystko ok" odpowiedają "tak", a potem milczą do wieczora chodząc strute.

Napięcie rośnie. Cisza, aż dźwięczy w uszach. Zaczynasz chodzić na paluszkach i z partnerem obchodzić sie jak z jajkiem. Narastają konflikty, nieporozumienia. Po magii i pożądaniu pozostało już widmo przeszłości... co dalej?

Powiem Ci, co robisz Ty. Chodzisz na paluszkach dalej, nadskakujesz, kokietujesz, podlizujesz się, stajesz na głowie, by coś zmienić, stosujesz różne umizgi, schlebianie... Ciągniesz ten stan jeszcze kilka miesięcy (mam nadzieję, że nie lat) czekając, że chwilowy kryzys zaraz minie. Jaki jest koniec tej historii? Mogą być dwa:

- Twój partner odchodzi od Ciebie, pozostawiając Cię w głębokiej depresjii i smutku, obwieszczając, że pojawił sie ktoś inny. Ty byłeś za dobry, miękki, nudny, mdły, uległy - w efekcie zniewieściały. 

- Ty odchodzisz od partnera, bo nie wytrzymujesz ciągłej oziebłości, olewactwa i zupełnej obojętności.

Co łączy oba te rozwiązania?
Nienawiść do byłego partnera. Od miesięcy żyliście w letargu, stagnacji. Wasz związek staczał się i nieuchronnie prowadziło to do końca. Twój wkład w jego ratunek był nieoceniony, ale niewystarczający. Niewystarczający, jak zawsze, gdy rzecz zależy od dwóch osób, a nie tylko od Ciebie.

Co powinieneś zrobić? Odejść te kilka miesięcy wcześniej zachowując piękne wspomnienia i szacunek do drugiej osoby, a głównie do siebie.