czwartek, lipca 11, 2013

Heineken Opener Festiwal part. 2

Kiedy opuszczam granice Warszawy jaram sie absolutnie wszystkim. Krowa, bocian, zielone pole, żółte pole, wiatraki, małe miasta, miasteczka, ryneczki, festyny... no wszystko! To chyba syndrom mieszczucha, który w końcu wyrwał się za miasto. I chociaż w drodze czuję, że kleją mi się oczy na sen, to chcę patrzeć za okno w nieskonczoność. Mogłabym tak się wlepiać w tą przestrzeń bez końca! Od razu czuję wakacje, jak zwalniam tempo, odpoczywam, wtapiam się w klimat spokojnego, wolnego i beztroskiego życia... Szkoda tylko, że w tamtym momencie nie zdawałam sobie sprawy, że cztery dni szybko miną, a zejście na ziemię będzie takie bolesne :/

Trójmiasto odwiedziłam głownie ze względu na Heineken Opener Festiwal, ale jasne jest, że skoro człowiek już nad to morze dojechał to musi się jego widokiem napawać, by starczyło do kolejnego lata :)

Nie obyłoby się bez kilku jakże głębokich refleksji i spostrzeżeń :D

Trzy główne, najgłówniejsze:

1. Plaża to miejsce gdzie hołota miesza się z całą kulturalną resztą i tak jak w życiu przebywasz z ludźmi, których sam sobie dobierasz, chodzisz do miejsc gdzie takich ludzi spotykasz, to na plaży nigdy nie wiesz kto swój ręcznik koło ciebie położy. I w ten oto sposób popis miałam nieprzeciętny już pierwszego dnia! Jakie wnioski? Jak się okazało można się dogadać z innymi swego pokroju towarzyszami używając w 70% przekleństw!  Wszystkie przymiotniki to wulgarzymy, cytuję: "woda zimna jak chuj", "wyjebane frytki", "popierdolona suka" i temu podobne smaczki.
A teraz zagadka: co autor miał na myśli? - "idźcie się kurwa wyjebać!", a po chwili: "no kurwa w wodzie! wykąpać się znaczy!" Jakby nie dodał na końcu, no nie załapałabym ni chuja! ;)
Oprócz powyższego, moi współtowarzysze bardzo czule się do siebie zwracali, np "suko niewdzięczna", "chuju popierdolony", "idź w chuj" i klasyczne "spierdalaj".
Dodatkowo dali pokaz w stylu soft porno, powymieniali doświadczeniami w kwestii "ruchania", a na koniec najiteligentniejszy okaz zaliczyl zgon na pełnym słońcu! Nice! 

Ale bez nich nie byłoby aż tak wesoło, no i ten wpis musiałby mieć o conajmniej 12 wersów mniej.

2. Fenomen miasta Sopot jest zastanawiający. Jedna ulica, a przyciąga takie masy  turystów. Weekend to prawdziwe oblężenie. W dodatku za wszystko tutaj płacisz. Molo - 7 zł, toaleta - 3 zł (rok temu liczyli sobie 2 zł) Zdjęcie z Kubusiem Puchatkiem - 10 zł, co więcej 1 kg czereśni możesz mieć za jedyne 16,50 zł !!! i możnaby jeszcze długo wymieniać. 
Niektórych spacerowiczów podczas posiadówki w knajpie można zobaczyć krążących po 4 razy, w górę i w dół i tak do znudzenia.
Ale jedno muszę przyznać, Sopot przyciąga naprawdę ładnych ludzi; zarówno kobiety i mężczyzn. Było na co popatrzeć i na czym zawiesić oko ;) Tylko mimo wszystko pełny makijaż, krwisto czerwone usta, tapir na włosach nie wpisują się w nadmorski, wakacyjny klimat - niektóre panie aż nadto do serca wzięły sobie sopocki lans!

3. Wydaje mi się, że to odruch bezwarunkowy, że panowie tego nie kontrolują, a już na pewno nie zdają sobie sprawy jak to paskudnie wygląda... o czym mówię? O facetach, którzy dziarsko maszerują z uniesioną koszulką, z wydętym owłosionym brzuchem, namiętnie głaszcząc się po nim niczym ciężarna. To nie ciąża, to nadmiar piwa i tłustego żarcia! Ręce przy sobie!

Skoro już wyrzuciłam z siebie co najbardziej istotne to zapraszam do oglądania zdjęć. Wszystko co najprzyjemniejsze w pigułce! Pure Essence idealnych wakacji! ;)

Tak nas przywital Gdańsk.
Gadżety zadowolonego plażowicza. Gazetka, okulary, kapelusz. 
Było też obowiązkowe zimne piwo :)
Najpiękniejsze plaże są bezapelacyjnie nad polskim morzem!
Śniadanie w trzech odsłonach i codzienna obowiązkowa dawka przyjemności!
Jeśli nie jadasz gofrów nad morzem to się do mnie nie zbliżaj!
Coś dla znieczulenia, pobudzenia i orzeźwienia!
Nie, nie kupuję pamiątek. Nie będzie to kuferek muszelek, okręt zamknięty w butelce 
ani pocztówka. 

Generalnie był ubaw :) !!!