niedziela, listopada 17, 2013

Związek zbyt doskonaly

Czy wogóle istnieje takie zjawisko jak zbyt doskonały związek?

To taka relacja, w której masz to coś zanim tylko zdążysz o tym pomyśleć. Zanim wytworzy się w Tobie potrzeba. Jest wygodnie, bardzo bezpiecznie... może nawet za bardzo. Uwielbiacie się, ćwierkacie jak zakochane gołąbki spijając sobie z dziubków. Idealnie dopasowani.

Taki facet wydawałoby się, że jest jak wygrana w totka. Przyzwyczajona do ciąglego polowania, niekończącej się pogoni za króliczkiem nagle okazuje się, że masz wszystko. Wszystko, a nawet więcej.

Jest bardzo zgodny, opiekuńczy i bezkonfliktowy. Zawsze wie co i kiedy powiedzieć. Jest szczery. Nie wyczuwasz żadnego zagrożenia ani obawy. Wydawałoby się, że to pełnia szczęścia.

Ale nagle i zupełnie znienacka wkracza Twoja kobieca natura. A tej nie oszukasz. Zaczynasz się zastanawiać, bo przecież on nie możę być tak dobry i idealny jak Ci się wydaje. A jeżeli zupełnym przypadkiem taki by był, to jest to właściwie przerażające. Nie, to nie jest możliwe. To byłoby tak zadziwijące, że aż nieprawdopodobne, by móc w to uwierzyć.

Facet bez niespodzianki? Hmmm... zaczynasz odczuwać presję, kiedy ujawni się ta skrywana przez niego tajemnica, ta wada, która w końcu na tyle Cię zaspokoi, że odpuścisz poszukiwania kolejnych komplikujących wasze perfekcyjne życie szczegółów. W końcu będziesz miala potwierdzenie, że nie jest ideałem. Ulga.

Czy tak trudno uwierzyć, że może obyć się bez dramatów? Najwidoczniej tak.

Narzekamy, gdy nie mamy faceta, a potem kontynuujemy swoje malkontenctwo gdy tylko się pojawia. Paranoja.

Zaczynasz się z kimś spotykać i szukasz w nim niedokonalości. Analizujesz. Martwisz się i doszukujesz dziury w całym. Kiedy każdy normalny cieszyłby się stanem zakochania, motylami w brzuchu i wszechogarniającą euforią, ty w tym czasie zastanawiasz się nad tym co za chwile się spieprzy.

Kiedy zaczyna się pieprzyć roztrząsasz temat, że przecież od miesięcy miałaś takie przeczucie. Zastanawiasz się do czego to wszystko doprowadzi. dystansujesz się, stajesz się oschła i chłodna w relacji, a  Twoja podejrzliwość osiąga apogeum.

Potem rozstajecie się, a Ty opłakujesz stratę kolejne długie tygodnie zadając w głowie dziesiątki pytań i propowadząc niekończące się dochodzenie poprzedzone naprawdę glęboką analizą z rozkładem najdrobniejszych faktow na czynniki pierwsze.

Na którym etapie pozwolilaś sobie na szczęście? Na chwile zapomnienia? Beztroskę? Zamiast dryfować po spokojnych wodach wolalaś od początku szykować się na sztorm. Doczekałaś się, tylko zapomnialaś, że on pozostawia po sobie tylko spustoszenie.

Wyluzuj.