niedziela, lutego 23, 2014

Jak się mieszka "na swoim"? Pierwsze wrażenia!

Na samym początku chciałabym Was bardzo przeprosić za dość długą nieobecność na blogu. Widzę, że odwiedzacie stronę, a ja nic dla Was nowego nie przygotowałam już ponad tydzień! Teraz się wstydzę...


... a teraz przejdźmy do sedna!

W mieszkaniu od samego wejścia pachnie nowością. Ponad 90% wyposażenia jest nowa. To niewątpliwie fajne uczucie, które ma jak się okazuje także swoje minusy. Jakie? A takie, że każda rysa mnie drażni, każdy włos, pyłek kurzu. Każde niedociągnięcie.
A przecież kanapa w końcu się wygniecie od siedzenia, biały ręcznik się zbrudzi, na armaturze zostaną ślady po kroplach wody, a na szafce ślady palców. Mogłabym wymieniać w nieskończoność. 
Rozpakowując swoje rzeczy, które przewiozłam z poprzedniego mieszkania stwierdziłam, że nawet stare, sprane dżinsy źle się prezentują w nowej, pachnącej szafie. Miałam ochotę je wyrzucić, by nie zakłócały mi odbioru. Wszystkie buty zanim znalazły miejsce na półce zostały wypastowane i wyszorowane. 

Jestem w fazie totalnego przewrażliwienia i na dywan póki co nie wejdę nawet w kapciach! Pod ręką mam zawsze zapas ręczników papierowych, płyn do drewna, płyn do szyb, płyn przeciw osiadaniu kurzu i osobny płyn do płyty indukcyjnej. Jest też oczywiście cała gama podstawowych, standardowych środków czystości. Mam tego więcej niż kosmetyków. Samych rodzai ścierek mam pięć! Pojawiły się u mnie produkty, o których używaniu nigdy nawet nie myślałam. Np. Calgon do ochrony pralki. Ile osób tego tak naprawdę używa?

Siedzę na kanapie i widzę, że książka nie trzyma symetrii z pozostałymi. Nie usiedzę dopóki nie wstanę i nie poprawię. 
Tak póki co mieszkam. Ciekawe kiedy wyluzuję. Na chwilę obecną nie jestem w stanie funkcjonować inaczej. Ład i porządek to moja schiza!







0 komentarze: