wtorek, października 29, 2013

Motyle

... i nie mam na myśli tych kolorowych łuskoskrzydłych owadów, ale te niezdefiniowane, które robią rewolucje. Rewolucje w ciele i w umyśle.

Pamiętam tą chwilę gdy wpadł w zasięg mojego wzroku. Codziennie, zupełnie niezauważalnie i naturalnie na mojej drodze stają dziesiątki osób. Mijam je niewzruszona. Niektóre z nich nawet na sekundę nie zmącą mojej uwagi. I nagle mój wzrok złapał się z jego. I ta chwila zmieniła wszystko. Motyle. Ciepłe zawirowanie, szybsze tętno, szerokie błyszczące źrenice. Jak spięcie elektryczne. Uderzenie. Tego już nie cofniesz. Nie zapanujesz.

Mijaliśmy się tak czasami, zawsze niby przypadkiem wpadając gdzieś na siebie po drodze. Za każdym razem wymienialiśmy spojrzenia, które wywoływały równolegle rumieniec na mojej twarzy i uśmiech. Czułam onieśmielenie, ale nie mogłam sie powstrzymać, by nie sprawdzić czy i tym razem bacznie nie wyczekiwał, że mimo wszystko podniosę wzrok. Nigdy się nie pomylił. 

Potem przyszedł czas pierwszego spotkania. Takiego sam na sam. Bez świadków. Bez totalnie zbędnego nam towarzystwa. Taka niby naturalna rzecz, a dla mnie doznanie prawie pozaziemskie. Kiedy kolejne sukienki lądowały na krześle, następne na kanapie ja czułam, że w tej euforii prawie tracę kontakt z rzeczywistością. Ręka mi drżała gdy rysowałam kreskę na powiece, głos łamał się w pół, a każdy dźwięk dzwonka w telefonie podnosił tętno dwukrotnie. Z emocji i tej ogłupiającej ekscytacji tak zacisnęło mi gardło, że nie przelknęłam nawet kęsa ze wspólnej kolacji.

Rozmowa płynęła, a ja co chwilę zastanawiałam się co najlepszego wygaduję. Na zmianę analizowałam i brnęlam dalej w konwersację. Śmiałam się, chociaż chwilę później już sama nie wiedziałam z czego.
Widziałam jak z zaciekiweniem słucha i co chwilę dopytuje kolejnych szczegółów i detali. I to przeszywające spojrzenie...

Nie wiem kiedy zrobiło sie późno, odwiózł mnie i odprowadził pod same drzwi. Nie chciałam kończyć wieczoru, ale wiedziałam, że nie mogę go zatrzymać. 
Później ten moment pożegnania. Nigdy nie wiem jak się zachować. Z jednej strony miałam ochotę się na niego rzucić i już nie puścić, a z drugiej - klasa. Zmieszana pocałowałam go w policzek i odwracając się w pośpiechu rzuciłam krótkie "coś" w stylu do zobaczenia. Potem rozważałam kwadrans czy nie zabrzmiało to zbyt sucho i beznamiętnie. Tak...

Jeszcze nie zdążyłam otworzyć drzwi od mieszkania, a już wykręcałam pierwszy numer do przyjaciółki, by przeanalizować na gorąco przebieg wieczoru. Potem leżąc w łóżku przetwarzałam przed snem minutę po minucie, słowo po słowie... oczekując na SMS.

No nie, aż tak stylowo nie wyglądaliśmy :)